Premiera albumu z selfies Kim Kardashian mogłaby nas skłonić do wielu rozważań. Dokąd zmierza ludzkość, skoro kobieta, której osiągnięcia ograniczają się do seks taśmy z bratem Brandy, trafia na listę stu najbardziej wpływowych osób na świecie według magazynu „TIME”? Czy fotografię nadal można uznać za dziedzinę sztuki, skoro „zdjęcia z ręki” autorstwa tej samej kobiety wydawane są w formie albumu przez uber-prestiżowe Rizzoli? Kiedy narcyzm przestał być powodem do wstydu?
Wymienione pytania pozostaną jednak bez odpowiedzi, bo rozmyślania na te tematy mogą skończyć się niedyspozycją psychiczną. Żyjemy w czasach, w jakich żyjemy, a żywą legendą tych czasów jest właśnie kobieta, której osiągnięcia ograniczają się do seks taśmy z bratem Brandy. Dla przypomnienia: Brandy to dziewczyna, która w latach 90. nagrała hit „The boy is mine” w duecie z Monicą.
Swoją drogą, fajny kawałek.
Wróćmy jednak do samego albumu (bo co innego można zrobić?): książka ma 448 stron, waży niecały kilogram, jest wydana w twardej oprawie i kosztuje 20 dolarów. Na stronie Rizzoli możecie podejrzeć pierwszych 90 stron i przekonać się, że Kim nie wstydzi się swoich początków i dumnie prezentuje autoportrety z czasów, gdy „sprzątała garderobę Paris Hilton” (z niewyregulowanymi brwiami i bez makijażu konturującego). Zdjęcia okraszone są pisanymi ręcznie notatkami, w których celebrytka dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat danego zdjęcia lub swojego uwielbienia do dziedziny, jaką są selfies. I to w sumie tyle. „Selfish” wygląda nam na typowy album do położenia na stoliku do kawy – ciężko jednak przewidzieć reakcje osób, które przy tym stoliku zasiądą. Używajcie na własną odpowiedzialność.
…a skoro jesteśmy przy temacie twórczości Kim Kardashian: polecamy galerię porównującą Instagramowe dzieła celebrytki z ponadczasowymi obrazami na stronie Dazed Digital.