W ramach naszego cyklu przypominamy Wam wywiady i artykuły z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj, w pierwszą rocznicę wojny w Ukrainie przypominamy poruszający wywiad z artystką Ivananą Osypyshyną pochodzącą z ukrainy.
Fashion Magazine nr. 77
To taki czas, kiedy trudno robić magazyn. Ubrania, kosmetyki, zabiegi, a nawet sztuka – wszystko wydaje się powierzchowne i nieważne w obliczu tego, co się dzieje. Nie jesteśmy tygodnikiem opinii ani dziennikiem. Jak zajmować się naszymi tematami, nie pozostając obojętnym? Postanowiliśmy celebrować piękno, ale też oddać głos kobiecie z ukraińską duszą, która kocha swój kraj. Ivanna Osypyshyna pochodzi z Ukrainy, jest artystką tworzącą makijaże i fryzury na sesjach zdjęciowych. Dla nas i dla fotografa Grega Adamskiego powróciła do swojego dawnego zawodu modelki i wystąpiła w okładkowej sesji zdjęciowej.
Jak długo jesteś poza granicami swojej ojczyzny?
Już w czasie studiów zaczęłam podróżować i pracować jako modelka – wyjechałam do Libanu. Szło mi tam dobrze. W 2010 roku zdecydowałam się zamieszkać tam na stałe.
Tam rozwijałaś się zawodowo?
Dokładnie. Zawsze fascynowały mnie piękno i moda, a moja kariera rozwinęła się w Libanie. Otworzyłam agencję modelek. Byłam skoncentrowana na pracy. W końcu sama zrezygnowałam z modelingu, by zająć się makijażem i włosami, a także prowadzić własną firmę. Uczyłam się w szkole artystycznej w Ukrainie, później studiowałam prawo, ale gdy po pewnym czasie zaczęłam podróżować i weszłam głębiej w świat mody, zrozumiałam, co jest moją prawdziwą pasją.
To był dobry okres twojego życia?
Niemal dziesięć fantastycznych lat. Potem zaczął się kryzys. Pozamrażano konta bankowe i wszystko, co zarobiłam, wyparowało. I w końcu miała miejsce eksplozja w porcie w Bejrucie. Byłam załamana. Po raz pierwszy w moim życiu pomyślałam, że mogę zginąć i nie wyjść żywa z mojego mieszkania.
Byłaś blisko?
Bardzo. Z mojego okna widziałam port. Straciłam wszystko, co mogło mnie dłużej zatrzymać w Bejrucie i wyjechałam ze zmiażdżonym sercem i załamana psychicznie…. To był dla mnie punkt zwrotny. Wiedziałam, że muszę zmienić swoje życie. Musiałam czuć się bezpiecznie. Nie zrozumie tego nikt, kto nie doświadczył podobnej sytuacji. Rozmawiaam z mamą, która powiedziała mi wtedy, że nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jak się czuję, że przeżyłam coś potwornego, że to musi być straszne! Teraz już wie i dokładnie zna to uczucie, bo bomby spadają na całą Ukrainę.
Myślałaś o powrocie na Ukrainę?
To będzie pierwsza rzecz, jaką zrobię po wygraniu tej wojny! Zamierzam częściej odwiedzać moją ojczyznę. Z drugiej strony od wielu lat mieszkam za granicą i mam swój drugi dom tutaj, w Dubaju, a część serca także w Bejrucie.
Wracałaś na Ukrainę w międzyczasie?
Regularnie. Przede wszystkim odwiedzać rodziców, ale też podróżowałam tam z przyjaciółmi z Libanu, dla których Ukraina była nieco egzotycznym kierunkiem.
Co cię do Ukrainy przyciąga?
Wiele rzeczy. Przede wszystkim nasza kultura, życzliwość ludzi, atmosfera! Język ukraiński! Zawsze mówiłam po ukraińsku, chociaż biegle mówię po rosyjsku. Czuję Ukrainę. Ponadto po każdej wizycie czułam się bogatsza wewnętrznie – to miejsce bardzo się rozwijało, było wielu nowych artystów. Zawsze wracam z Ukrainy zainspirowana. Nasi ludzie są niesamowici!
Twoje miejsca w Ukrainie to…?
Urodziłam się w Podhajcach w obwodzie rówieńskim, ale studiowałam na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Mówi się, że Lwów albo się odrzuca, albo się to miasto kocha. Zakochałam się w nim. Wiesz, ja myślę obrazami. I jak myślę o Lwowie, widzę siebie na tych ulicach, to od razu mam uśmiech na twarzy. Jest tu tyle wspaniałych miejsc, piękna architektura, muzea, parki, kawiarnie, coffeeshopy. Wiele ukrytych skarbów. Z drugiej strony jestem przywiązana do ludzi i uczuć, a nie do rzeczy. A tam były wspaniałe przyjaźnie, genialna atmosfera.
Te przyjaźnie trwają?
Po latach traci się taki kontakt. Przyjaźń wymaga spędzania czasu, spotykania się, a to nie było możliwe. Ale kiedy wracam i spotykam się z moimi starymi przyjaciółmi, możemy rozmawiać godzinami. Piękne jest też to, że tu, w Dubaju, ciągle spotykam nowych ludzi z Ukrainy. Często okazuje się, że niektórzy nowo poznani ludzie pochodzą z mojej okolicy lub okolic. Zwłaszcza w mojej branży artystycznej takich spotkań jest naprawdę dużo.
Dlaczego Dubaj?
To było logiczne i bezpieczne. Będąc w Libanie, pracowałam dużo dla klientów z Bliskiego Wschodu. Oni byli też obecni w Dubaju.
Pamiętasz, jak dowiedziałaś się o wybuchu wojny?
Mój chłopak mnie obudził i pokazał wiadomości. Byłam przerażona i zagubiona. Myślałam, że to nie może być prawda, że to może fake news. I od razu zadzwoniłam do mamy. Potwierdziła. Zaczęłam płakać, bo wiedziałam, co ich czeka. Wojna to najgorsze, co może spotkać wolnych ludzi.
Jakie były reakcje ludzi w Dubaju? Czy spotkałaś się z zaprzeniem? Z poglądami proputinowskimi?
Tylko raz, i to nie bezpośrednio. Powiedziano mi w biurze mojego klienta, że osoba, która nim zarządza, popiera tę agresję. Czułam się fatalnie. I wiem, że dopóki ta osoba tam będzie, nie będę z nimi pracować. Wolę stracić te zarobki. Wychodzę z założenia, że zdrowie psychiczne to najdroższa rzecz w życiu, jest ważniejsze od pieniędzy. Zawsze wierzyłam w dobro i nie rozumiem, jak ludzie mogą popierać swój rząd, który zabija dzieci, kobiety w ciąży, niewinnych ludzi! Jak chory może być ktoś, kto mówi: „Tak, nasz rząd ma rację, niech zabijają tych ludzi, nie obchodzi nas to”!
Inni cię wpierają?
Tak. Tu jest bardzo międzynarodowa społeczność. Znam ludzi niemal z każdego zakątka świata. Rozumieją, kto jest agresorem i że Ukraina się broni. To jest dla nich jasne. Nawet niektórzy z moich rosyjskich przyjaciół wspierają Ukrainę, rozmawiają ze mną co drugi dzień, pytają, jak się czuję. Mówią, że jest im przykro, dzwonią, troszczą się.
Powiedziałabyś w 2019 roku, że prezydent Wołodymyr Zełenski stanie się bohaterem? Że tak bardzo się sprawdzi poddany takiej strasznej próbie?
Nie powiedziałabym, że będzie bohaterem, ale miałam dobre przeczucia co do niego. On jest artystą, ja też. Zawsze był twórczy i bardzo aktywny zawodowo, naprawdę ciężko pracował. Miał okazję rozmawiać z ludźmi, występował przed publicznością. Podczas wyborów moi rodzice byli sceptyczni. Ja nie aż tak bardzo. Patrzę na moich przyjaciół i patrzę na polityków, którzy startowali 30 czy 40 lat temu, żeby wyciągnąć pieniądze. Prezydent powinien być przede wszystkim dobrym człowiekiem. On wierzył w to, co robił. A ja wierzyłam w jego słowa. Myślę pozytywnie i wierzę, że wkrótce wygramy tę wojnę.
Chcesz wrócić na Ukrainą?
Bardzo. Chcę być bliżej mojego kraju. Chciałabym znaleźć się we wszystkich tych miejscach, w których oni teraz bohatersko walczą.
Świat ich podziwia.
Oni czują powołanie do tej walki i to daje im siłę. Mój wujek wysłał za granicę żonę i swoje dzieci – bliźnięta, a sam zgłosił się na ochotnika. Nie musiał walczyć, ale uważał, że to jest jego obowiązek. Teraz jest w miejscu ostrych walk. Na pewno odwiedzę wszystkie te miasta, w których moi ludzie przelewają krew za naszą wolność.
Sama też się angażujesz?
W domu moich rodziców gościmy ludzi, którzy uciekli ze wschodniej części Ukrainy. Oczywiście staram się ich wspierać, jak tylko mogę, to ośmioosobowa rodzina. Aktywnie umieszczam informacje o tym, co się dzieje, w moich mediach społecznościowych. Także informacje o możliwościach pracy dla osób, które uciekły z Ukrainy. Daję z siebie tyle, ile mogę, i wiem, że moi przyjaciele wspierają tę sprawę. Ale najważniejsze jest, by mówić prawdę. I by nadal mówić o Ukrainie. Najpierw pojawiło się zainteresowanie całego świata, a potem te wiadomości mogą zniknąć w przypływie innych informacji, a ludzie przejdą nad nimi do porządku dziennego.
Masz jakiś apel, który możemy puścić dalej?
Pokój na świecie! Nieważne, jak tandetnie to zabrzmi, ale rozumiesz, że to najważniejsza rzecz, kiedy na twój dach spadają bomby i giną bliscy ludzie. Chciałabym też, żeby ludzie o błędnych przekonaniach zostali oświeceni przez prawdę i zaakceptowali to, że się mylili. Gdyby tak się stało w przypadku wszystkich ludzi, nie byłoby więcej wojen na świecie. Podsumowując to wszystko: chciałam wyrazić wdzięczność Polsce, która bardziej niż jakikolwiek inny kraj europejski angażuje się w pomoc Ukrainie. Pracuje państwo polskie, ale przede wszystkim ogromna rzesza wolontariuszy. Popłakałam się, widząc zdjęcie wózków pozostawionych na peronie przez polskie mamy dla uchodźców, którzy przyjechali z Ukrainy.
Wahałaś się, kiedy Greg zaproponował tę sesję dla „Fashion Magazine”?
Nie wahałam się, a wręcz przeciwnie. Kiedy dowiedziałam się, jaki jest temat tej sesji, byłam szczęśliwa i dumna, że mogę wziąć w niej udział. Zresztą naprawdę lubię z nim pracować. Wcześniej kilka razy pytał, dlaczego nie chcę znów być modelką, a ja zawsze odchodziłam od tego tematu. Teraz skomentował to tak: „Czy wojna musiała się wydarzyć, żebym w końcu cię sfotografował?”. Poza tym mam wielu polskich przyjaciół. Łatwo nawiązuję kontakt z Polakami, czuję z nimi więź, rozumiem ich sposób myślenia. Cieszę się, że znam kilka niesamowitych dusz z Polski, a Greg jest jedną z nich!
Rozmawiała: Maja Handke
Zdjęcia: Greg Adamski