Modowe początki
Nie mam w zanadrzu natchnionej historii z dzieciństwa, która byłaby dowodem na to, że od najmłodszych lat moja świadomość projektowania, czy raczej stylizowania, była we mnie głęboko zakorzeniona. Pomijam etap namiętnego ubierania na siebie siedmiu spódnic na raz, każdej na innej wysokości. Kiedy byłam nastolatką, siatkówka była dla mnie epicentrum uwagi. Chciałam grać zawodowo. W połowie liceum treningi wyparła gra na perkusji. Po maturze z kolei rozpoczęłam kurs rysunku, przygotowujący mnie do egzaminów wstępnych na architekturę. Zupełnie nienerwowo zrezygnowałam ze studiowania architektury i spokojnie złożyłam papiery do SAPU, szkoły, która stała się dla mnie pierwszym kontaktem z projektowaniem ubrań w życiu. Po jej skończeniu wyjechałam, by uczyć się faktycznego działania w studiu projektanta. To był Londyn. Praca bezpośrednio z projektantem dała mi pogląd na rzeczywistość w biznesie modowym. Czułam niedosyt, a legendarna Królewska Akademia Sztuk Pięknych w Antwerpii stała się kierunkiem. Tam ukończyłam projektowanie mody z tytułem magistra. To chyba tutaj dopiero zaczęła się moja droga jako projektanta.
Nauka na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii
Wydział mody na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii jest nie bez przyczyny legendarny. Jego wyjątkowość polega na bezkompromisowym podejściu prowadzącego do studenta, na ogromnym nacisku ze strony kadry, szalonych wymaganiach nauczycieli, przede wszystkim jednak wydział ten jako nieliczny na świecie popiera absolutnie projektowanie mody kreatywne, niekomercyjne. Wszystko, czego tam doświadczyłam, stanowi mój najlepszy dorobek. Tam przekroczyłam swoje ograniczenia i to miejsce wspominam jako „survival”. Nastawiając się na ciężką pracę, zdyscyplinowana i konsekwentna w działaniu, zostałam sfaulowana już w pierwszym miesiącu, pierwszego roku. To był mocny trening fizyczny i psychiczny.
Kolekcja „Viduatus” ’10 (fot. Bart Boodts)
Doświadczenie
Przez półtora roku pracowałam w studio niemieckiej projektantki, pracującej w Londynie. Jej marka Customers Own Property już niestety nie istnieje. Ten czas określam jako pierwsze prawdziwe spotkanie z pracą w studio modowym. Sabine zaczynała z ekipą kilkunastu osób pracując w industrialnym Hackney Wick. To było genialne doświadczenie, w szczególności kiedy mogłam brać udział w każdym etapie powstawania kolekcji. Na przełomie 2005 i 2006 roku zostałyśmy w studio już tylko we trójkę, Sabine zamknęła markę niedługo potem. Najwięcej można nauczyć się asystując projektantowi w małym zespole. Podobne, niezastąpione doświadczenie, zebrałam w londyńskim studio Jean-Pierre Braganza. Organizacja studia, proces tworzenia kolekcji jest bardziej widoczny i dostępny, co nie jest zwykle regułą w przypadku pracy w większym domu mody. Struktura pracy w takich miejscach jak Alexander McQueen czy Balenciaga jest całkowicie inna. Przede wszystkim projektant staje się częścią większej ekipy, wewnątrz której poszczególne osoby muszą ze sobą współpracować. Takie warunki natychmiast uczą niezależności w działaniu i dojrzałości. Styczność z osobami pełniącymi różne funkcje, od fantastycznych konstruktorów, poprzez ludzi z działu produkcji, wzbogaca doświadczenie zawodowe w sposób niezastąpiony. Nie wspomnę już o możliwości rozwijania kreatywności w ramach wielkiego budżetu firmy, jakiego często „młodzi” projektanci nie posiadają.
Grafiki Karoliny Pięch do kolekcji „Viduatus”
Moda jako sztuka, rzemiosło czy biznes?
Wydarzenia ostatnich tygodni/miesięcy na najwyższych szczeblach piramidy modowej, prowokują do tego, aby określić modę mianem biznesu. Dla mnie projektowanie było zawsze jedną z form uprawianej przeze mnie artystycznej wypowiedzi. Natomiast, prędkość trawienia w modzie blokuje rozwój kreatywnego myślenia, zabijając rdzeń, na który składają się indywidualizm i kreatywność. Mam nadzieje, że ten modowy świat nabierze odmiennego kierunku. Potrzebne jest miejsce dla tych, którzy tworzą mniejsze kolekcje, działają wolniej, nie są zmuszeni do adaptacji wobec „wymagań rynku”, tylko decydują samodzielnie ignorując komercję i masowość – to stanowi część ich artystycznego działania. Potrzeba właśnie tego rodzaju wolności, której nie zakłóca interesowność biznesu. Przychodzi mi do głowy Azzedine Alaïa, który w świecie mody działa po swojemu, bezkompromisowo.
Styl projektowania
Lubię projektować pracując z formą bezpośrednio na manekinie, co pozwala mi na swobodne, minimalnie ograniczone wizualizowanie idei, płynących w danej chwili przez umysł.
Inspiracje
Przy okazji każdego projektu, inspiracji szukam w fotografii i architekturze. Zwykle są to trudne do interpretacji obrazy, mocno klimatyczne, senne, często monochromatyczne.
Kolekcja „Ultra” ’11 (fot. Jacek Ura)
Największe osiągnięcie
Być może obrona tytułu magistra na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych stanowi spore ociągnięcie, w szczególności, że prawdopodobnie był to pierwszy polski dyplom magisterski na wydziale mody w historii szkoły. Z kolei praca w studio Alexandra McQueena niewątpliwie była dla mnie spełnieniem marzeń sprzed lat. Nie byłam sobie wtedy w stanie wyobrazić siebie w ekipie McQueena. A jednak kilka lat później pracowałam przy kilku kolekcjach, mając niejednokrotnie okazję podziwiać dorobek mistrza w archiwum.
Marzenia i plany
Moim marzeniem jest praca z fotografem Antonem Corbijn, idąc dalej – nakręcenie videoclipu dla Depeche Mode, praca przy kostiumach do nowego projektu Matthew Barneya, a myśląc bardziej „lokalnie” – sportretowanie pana Marcina Dorocińskiego (mam nadzieję, że przeczyta ten fragment). Moim planem jest ciągłe rozwijanie umiejętności i pogłębianie doświadczenia w pracy z innymi. Jeśli w moim działaniu zabraknie inspirującej nuty, to mam nadzieję , że będę na tyle uważna, by ruszyć się ze strefy komfortu i zasiedzenia.
Grafiki Karoliny Pięch do kolekcji „Ultra”
Jak wygląda życie i praca w Paryżu? Czy praca w stolicy Francji to spełnienie marzeń projektanta?
Po skończeniu antwerpskiej Akademii, stało się dla mnie dość oczywiste, że aby kontynuować projektowanie zakładam własną markę lub szukam posady w domach mody. Nie trafiając po drodze w szczęśliwą szóstkę w LOTTO, skoncentrowałam się na drugiej opcji. Pojechałam tam, gdzie była praca. Dla mnie osobiście Paryż jest ciężkim miastem pod względem atmosfery między ludźmi, subtelnej agresji, którą spotyka się na co dzień na ulicy. Z kolei Londyn jest zupełnie inny i tam chciałabym wrócić.
Karolina Pięch