Zaczynam wierzyć, że to możliwe. Że rozpędzone do prędkości światła elektrony prześlizgują się przez oka siatkówki i niczym fala uderzeniowa tunguskiego meteoru kładą pokotem czopki oraz pręciki, by wreszcie nerwem wzrokowym wedrzeć się między fałdy i meandry kory mózgowej, siejąc wśród neuronowych synaps kwantowe zniszczenie. Naświetlony delikwent ma przed oczami już tylko powidoki logotypów sponsorów, a w głowie wyłącznie przepis na sałatkę z quinoa i bezglutenowej, rzecz jasna, placenty oraz numery telefonów zaprzyjaźnionych PR-owców.
Na taką makówkę kapelutek z symbolem SS pasuje jak ulał.
Właśnie tak odstrojony Łódzki Tydzień Mody zaszczycał Michał Witkowski. Kiedyś prawdziwy literat, a dziś niby pisarz, czyli blogger.
Michał durny się nie urodził: dowodzi tego jego pierwsza, fantastyczna książka. Błyskotliwa, cięta, bezkompromisowa – recenzenci i czytelnicy rozpływali się w zachwytach. Gdy pojawiał się „na salonach” jako Miss Gizzi, bardzo liczyłem, że z tą samą swadą, z jaką oprowadzał nas po świecie bohaterów „Lubiewa”, opowie nam o uniwersum celebrytów. Miałem nadzieję, że jego modowe alter ego okaże się piątą kolumną, krzywym zwierciadłem, szpilą przebijającą nadmuchane wynikami serialowej oglądalności ego. Niestety, z kolorowego ptaka wyszła wrona i to na dodatek szwabsko-nazistowska. Michał Witkowski ma bowiem ambicje bledsze – chce być po prostu piękny, sławny i bogaty. I nie jest to dążenie ani autoironiczne, ani przewrotne. Jest to tak samo łapczywa i pospolita żądza jak ta, która dotyka kolejne „wodzianki” i zastępy uczestników wszelakich reality show. SS na kapelusiku to zagranie podobnego kalibru, co ssanie plastikowego fallusa na konferencji prasowej, pokazywanie waginy na czerwonym dywanie, czy handlowanie prywatnością w zamian za telewizyjne śniadanie. To kolejny dowód, że, wbrew zasadom fizyki, droga na medialny szczyt to często sprowadzenie się do najniższego wspólnego mianownika.
Na polską Annę Piaggi jeszcze musimy poczekać.
PS. Michał Witkowski przeprosił wszystkich „ … za użycie w stylizacji kapelusza z symbolem, który został odczytany jako symbol SS.”. Trochę zwalił winę na stylistę, ale niech mu będzie – przeprosimy przyjęte. Głównie jednak dlatego, iż z dwojga złego wolę kapelusz z SS, niż „wykradzioną” seks taśmę z Michałem w roli głównej.