Simon Porte wychowywał się na południu Francji, a klimat i motywy dzieciństwa są niezwykle często obecne w jego projektach i sposobie kreowania wizerunku marki. W kolekcjach Francuza często można zauważyć pewną beztroskę, poszarpaną asymetrię, odbija się w nich też sposób, w jaki dziecko postrzega otaczającą je rzeczywistość. Prace Porte’a charakteryzuje pewien surrealizm i dekonstrukcja, a także konceptualizm, który idzie ramię w ramię z komercją. Francuz tworzy rzeczy na pierwszy rzut oka abstrakcyjne, w których dużą rolę odgrywa artystyczna forma i konstrukcja, ale też pod wieloma względami przystępne, o czym świadczy popularność, jaką cieszą się na światowych ulicach.
Simon to absolutny samouk, który swoją przygodę z modą zaczynał w paryskim butki Comme des Garcons (projektant nie ukrywa także, że Rei Kawakubo należy do jego największych modowych autorytetów). Rozwijał się również zupełnie samodzielnie, a do specjalistycznej szkoły uczęszczał jedynie przez kilka miesięcy. Dziś ma na koncie kilka świetnych kolekcji, coraz lepszą renomę w branży, dwie nominacje do nagrody LVMH oraz pracownię w Le Marais. Nieźle jak na 26-latka.
Kolekcja na jesień-zimę 2016 tylko potwierdza, że mamy do czynienia z jednym z najciekawszych projektantów na światowej scenie modowej. Faktycznie, widać w niej wpływ Kawakubo, Margieli i Galliano, a niektóre elementy mogą przypominać to, co proponuje Jonathan Anderson i kolektyw Vetements. Porte kreuje jednak swoją artystyczną rzeczywistość zupełnie samodzielnie i dokonuje niezwykle udanej fuzji swoich inspiracji, które przekładają się na niezwykle oryginalny efekt. Na wybiegu mogliśmy zobaczyć pudełkowe, oversize’owe żakiety z ekstremalnie szerokimi ramionami, przecięte na pół i poprzetykane wstążką garnitury, konstrukcyjne koszule i asymetryczne sukienki oraz absolutnie fenomenalne kozaki za kolano. To minimalizm w artystycznej formie i w najlepszym znaczeniu tego słowa. Zachwyciła nas sprytna gra warstwami, fakturą materiałów, torebki w kształcie nerek i paradoksalne uczynienie z artystycznego surrealizmu przystępnego i łatwego w noszeniu stylu.
Wielu krytyków sukcesu projektanta upatruje w tym, że dzięki oryginalnemu wykorzystaniu francuskich archetypów, wprowadza powiew świeżości na francuską scenę modową. W jego kolekcjach widać pewnego rodzaju dziecięcą beztroskę, radość i wolność, lecz pomimo tych pozytywnych uczuć, jest coś czego Porte żałuje najbardziej. To fakt, iż będąca jego największą inspiracją matka nie może być świadkiem jego sukcesu. Wpływ mamy, Valerie, która zmarła niespodziewanie w wieku 42 lat, widać praktycznie w każdej kolekcji Simona, swoją nazwę zawdzięcza jej także marka projektanta – Jacquemus było bowiem jej panieńskim nazwiskiem. „Moja matka była bardzo ciepła i trochę dziecinna w sposobie, w jaki nosiła obszerne spodnie lub babcine sukienki”, powiedział projektant w rozmowie z magazynem „Another”. „Nie mając pieniędzy potrafiła wyglądać oryginalnie i artystycznie. Nie reprezentowała 'francuskiego szyku’. Była na to zbyt radosna, z tymi swoimi świecącymi oczami i fantastyczną osobowością. Kiedy miałem 19 lat i studiowałem, czułem się bardzo zagubiony, nie wiedziałem co tak naprawdę robię. Miesiąc później, mama zmarła. Na pogrzebie powiedziałem babci, że wracam do Paryża. Wiedziałem już wtedy dokładnie, co chcę zrobić – nazwać swoją markę nazwiskiem panieńskim swojej matki i projektować dla dziewczyny, którą była. Moja mama umarła bez konkretnej przyczyny w wieku 42 lat. Zdałem sobie sprawę, że jutro może być tak naprawdę końcem wszystkiego, więc powiedziałem sobie, że muszę zacząć żyć pełnią życia. Teraz mogę się tym cieszyć. Nigdy nie jestem smutny. Nie mam obsesji bycia najlepszym czy największym. Chcę po prostu pozostać wolny”.
Simon dużo zawdzięcza swojej mamie, ale jeszcze więcej sobie – swojej wrażliwości, dojrzałości i nastawieniu do świata. Dzięki temu jest w stanie funkcjonować w branży od środka, ale oceniać ją nieco z boku. A w obliczu tego, jak dzisiaj prezentuje się świat mody, umiejętność ta zasługuje wręcz na miano supermocy.