Moda to jedyny zawód, w którym dostaje się punkty za szaleństwo – mówi nam Zuzanna Bijoch. Przyznaje jednak, że sama należy raczej do tych poukładanych. Jak zatem udało jej się zajść tak daleko w modelingu? I przetrwać w czasach, gdy bardziej niż portfolio liczy się udział w reality show o Kardashianach?
Rozmawiała: Agnieszka Niedek
Zdjęcia: Gosia Turczyńska/New Order Warsaw
Michał Piróg mówi o tobie, że jesteś poukładana, w przeciwieństwie do większości modelek, które są wariatkami. Ty też tak widzisz siebie? I tak jak on postrzegasz inne modelki?
Może coś w tym jest (śmiech). Michał jest dobrym obserwatorem. Jednak gdybyś zapytała moich przyjaciół, czy jestem poukładana, zaprzeczyliby. Jest we mnie sporo szaleństwa, które można dostrzec dopiero po bliższym poznaniu.
Czy zatem uległaś kiedyś pokusom show-biznesu wbrew temu, co sugeruje Piróg?
Zależy, o czym mówimy. Jak większość młodych osób lubię czasem zwyczajnie się wyszaleć. Znam jednak granice. Nie zrobiłabym ni- czego kosztem swojego zdrowia. To granica, której nigdy nie prze- kroczę. Sprawia, że pokusy, o których zapewne myślisz, są dla mnie mało interesujące.
Czy bycie grzeczną dziewczynką przeszkadza w karierze?
W pewnym stopniu tak. Modeling to jeden z nielicznych zawodów, w których dostaje się dodatkowe punkty za szaleństwo i nieobliczal- ność.
Czyli projektanci wolą kogoś, kto zmienia partnerów jak rękawiczki i wywołuje skandale, od kogoś, kto świetnie pozuje?
Dzisiaj tak. W cenie jest popularność, której pomagają większe i mniejsze skandale. Jeśli marka ma do wyboru osobę, która w samo- istny sposób trafi do kilku milionów odbiorców, i taką, w którą trze- ba zainwestować, by do tych odbiorców dotarła, oczywiste jest, że wybierze tę pierwszą. Tak jest szybciej oraz taniej. Medialne zamieszanie, plotki, sensacje wokół takich osób jak siostry Hadid, Kendall
Może być tak, że ty nie dostaniesz jakiegoś zlecenia, bo zgarnie je na przykład Kaia.
Tak. Do niedawna firmy odzieżowe, wybierając modelkę, patrzyły na portfolio i dokonania. Dziś doświadczone modelki zastępuje się celebrytkami i aktorkami.
Myślisz, że to się zmieni?
Nie.
Jak zatem sobie radzisz? Bo przecież nie narzekasz na brak pracy?
Miałam ogromne szczęście, że zaczęłam karierę ponad dziesięć lat temu, kiedy trendy były jeszcze inne. Zdążyłam wyrobić sobie nazwisko i pozyskać przychylność wielu firm.
A może trzeba zmienić taktykę – zacząć spotykać się z kimś bardzo znanym, wywołać skandal?
Niektóre dziewczyny idą tą drogą. Ja lubię być panią swojego życia i sama kształtować swoją przyszłość.
Dostałaś się na bardzo prestiżowe studia na uniwersytecie Columbia. Jak udaje ci się łączyć to z pracą?
Amerykańskie uczelnie dają możliwość samodzielnego wyboru tempa nauki. Udało mi się tak ułożyć grafik zajęć, że trzy dni w tygodniu spędzam na kampusie, a pozostałe cztery na sesjach zdjęciowych i wyjazdach.
Sprytnie to ułożyłaś, ale te trzy dni w tygodniu chyba nie wystarczą, żeby opanować cały materiał i przygotować się do egzaminów?
Bywa ciężko, ale jestem do tego przyzwyczajona. Przez całe gimna- zjum i liceum prowadziłam taki tryb życia. Columbia to wymagająca uczelnia i ma bardzo wysokie oczekiwania. Uczę się w przerwach podczas sesji zdjęciowych, gdy siedzę na lotnisku, lub gdy mam jet lag i nie mogę spać (śmiech).
Nie marnujesz ani minuty.
Dokładnie. Nie lubię tak zwanego świętego spokoju. Dobrze się czuję, gdy ciągle wokół mnie coś się dzieje.
"Moda staje się sztuką, gdy jest niefunkcjonalna. Jak kreacje Alexandra McQueena, które były czymś więcej niż high fashion"
Na studiach masz zamiar zrobić specjalizację z ekonomii. Kiedyś mówiłaś, że marzysz o pracy na Wall Street. Chcesz być maklerem?
Nie mam na razie sprecyzowanej wizji – to raczej hasło. Kto wie, jak świat finansów będzie wyglądał za kilka lub kilkanaście lat? Może maklerów zastąpią komputery? Obecnie interesuje mnie odbicie mody w liczbach – business of fashion to coś, co bardzo mnie kręci.
Czy jednak nie masz czasem poczucia, że to nie fair, gdy inne dziewczyny zarabiają więcej, bo mają znanych rodziców?
Nie, gdyż nazwisko globalnie rozpoznawalne ma ogromną siłę sprzedaży. Jeśli Kendall czy Kaia założą jakieś ubranie, to ono wy- przedaje się następnego dnia. Nie można odmówić tym dziewczy- nom skuteczności. Rozumiem firmy, które je wybierają.
Co jednak ten trend mówi o społeczeństwie? Dlaczego ludzie chcą śledzić i naśladować życie sióstr Hadid?
Dotychczasowe zainteresowanie modelkami brało się z ich bajkowego stylu życia – drogie ubrania, podróże, kontakty, znajomości. Córki sławnych osób, celebrytki weszły na kolejny, jeszcze wyższy poziom niż modelki. One nie latają klasą biznes, tylko prywatnymi samolotami, nie chodzą na ekskluzywne modowe imprezy – one zapraszane są na imprezy oscarowe. Ich styl życia nie jest dostępny nawet dla top modelek.
Kaia Gerber jest interesująca między innymi dlatego, że opowiada o dorastaniu wśród supermodelek lat 90., które zresztą znowu są zatrudniane przez domy mody i biorą udział w sesjach do magazynów. Skąd ta ich niegasnąca popularność?
Liderzy branży modowej, którzy biorą je do swoich produkcji, często zaczynali kariery równolegle z nimi. Sentyment pozostaje, a ponadto to ciągle piękne i interesujące kobiety.
Wiele osób mówi, że kiedyś to były modelki i teraz to już nie to samo. Nie wydaje mi się, aby supermodelki lat 90. miały coś, czego brakuje dzisiejszym modelkom.
Zgadzam się z czymś innym – dawniej biznes wspierał modelki, a przez to pozwalał im na dłuższą karierę. Dzisiaj jest inna dynamika – liczy się czas, a czas to pieniądz. Musi powstać odpowiednia liczba zdjęć, a zaraz potem PR-owcy liczą, ile dane zdjęcie jest w stanie zarobić. Wszystko jest precyzyjnie skalkulowane.
A jak to schlebianie masowym gustom ma się do wprowadzania na wybiegi modeli otyłych, z bielactwem, kontrowersyjnych, transpłciowych?
Myślę, że zwiększająca się otwartość świata mody na różne kanony piękna, to pozytywny kierunek zmian, pod warunkiem że jest on szczery, a nie podyktowany wyrachowaniem i robieniem sobie dobrego PR-u.
Czy ktoś taki jak ty, kto współpracował z najsłynniejszymi projektantami, ma jeszcze jakieś marzenia zawodowe?
Długo marzyłam o tym, by zrobić sesję z Timem Walkerem, ale chy- ba nie jest to obecnie na liście priorytetów. Moje marzenia przeniosły się ze sfery modowej w bardziej naukową.
Zdjęcia, które robi Tim Walker, to bez wątpienia prawdziwa sztuka. A którzy jeszcze projektanci zasługują według ciebie na miano artystów?
Na pewno nieżyjący już Alexander McQueen. Niestety nie miałam okazji pracować z nim osobiście, bo jego dom mody zaangażował mnie, gdy stery objęła już Sarah Burton. Ostatnio pisałam na studiach pracę o mariażu mody ze sztuką. Wyszła z niej teza, że moda staje się sztuką, gdy jest niefunkcjonalna. Nie mam cienia wątpliwości, że kreacje McQueena, w których trudno było przejść nawet po wybiegu, były czymś więcej niż high fashion.
Czy to właśnie możliwość uczestniczenia w czymś, co jest sztuką, kręci cię w modzie? Bo coś musi, choć można odnieść wrażenie, że się wobec tego świata dystansujesz.
To nie tak. Odkąd skończyłam 13 lat, moda stale mi towarzyszy i bardzo doceniam jej walory. Faktycznie, staram się zachować wo- bec niej pewien dystans. W tym biznesie dziewczyny często analizu- ją, dlaczego zostały wybrane lub co gorsza – odrzucone. Takie roz- myślania są niekonstruktywne i prowadzą donikąd. Myśląc tak, można wpaść w czarną dziurę i kompletnie się zagubić.
Skąd u ciebie taka dojrzałość i świadomość, jak się chronić?
Już na początku kariery dostałam niezłą szkołę życia. Kilka razy zdarzyło się, że byłam potwierdzona do pracy, a w ostatniej chwili ją traciłam – tak było na przykład z pokazem Marca Jacobsa. Przekona- łam się wtedy, że w tym biznesie zdarzają się spektakularne zwroty akcji. W ciągu kilku dni można trafić z nieba do piekła lub odwrotnie. W miejsce pokazu Jacobsa wpadł mi casting do Prady i to był punkt przełomowy w mojej karierze.
Skoro mowa o zwrotach akcji – planujesz kolejną książkę?
Na razie nie. W tej chwili skupiam się na nauce. Czas pokaże, jaki będzie mój następny krok.
Więcej w nowym numerze Fashion Magazine!
Stylizacje: Michał Koszek/Van Dorsen Artists
Makijaż: Eryka Sokólska/Max Factor
Fryzury: Kamil Pecka
Manikiur: Bodybar.com.pl/instagram.com/bodybarwarsaw
Asystent fotografki: Wojciech Buczek
Scenografia: Marek Piotrowski i Piotr Ozimek/Decor
Współpraca: Daniel Koper i Zofia Pacholczyk
Produkcja: Jagoda Komenda