W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z Zuzanną Bijoch.
Fashion Magazine nr. 64
Moda to jedyny zawód, w którym dostaje się punkty za szaleństwo – mówi nam ZUZANNA BIJOCH. Przyznaje jednak, że sama należy raczej do tych poukładanych. Jak zatem udało jej się zajść tak daleko w modelingu? I przetrwać w czasach, gdy bardziej niż portfolio liczy się udział w reality show o Kardashianach?
Rozmawiała: AGNIESZKA NIEDEK
Zdjęcia: GOSIA TURCZYŃSKA/NEW ORDER WARSAW
Michał Piróg mówi o tobie, że jesteś poukładana, w przeciwieństwie do większości modelek, które są wariatkami. Ty też tak widzisz siebie? I tak jak on postrzegasz inne modelki?
Może coś w tym jest (śmiech). Michał jest dobrym obserwatorem. Jednak gdybyś zapytała moich przyjaciół, czy jestem poukładana, zaprzeczyliby. Jest we mnie sporo szaleństwa, które można dostrzec dopiero po bliższym poznaniu.
Czy zatem uległaś kiedyś pokusom show-biznesu wbrew temu, co sugeruje Piróg?
Zależy, o czym mówimy. Jak większość młodych osób lubię czasem zwyczajnie się wyszaleć. Znam jednak granice. Nie zrobiłabym niczego kosztem swojego zdrowia. To granica, której nigdy nie przekroczę. Sprawia, że pokusy, o których zapewne myślisz, są dla mnie mało interesujące.
Czy bycie grzeczną dziewczynką przeszkadza w karierze?
W pewnym stopniu tak. Modeling to jeden z nielicznych zawodów, w których dostaje się dodatkowe punkty za szaleństwo i nieobliczalność.
Czyli projektanci wolą kogoś, kto zmienia partnerów jak rękawiczki i wywołuje skandale, od kogoś, kto świetnie pozuje?
Dzisiaj tak. W cenie jest popularność, której pomagają większe i mniejsze skandale. Jeśli marka ma do wyboru osobę, która w samoistny sposób trafi do kilku milionów odbiorców, i taką, w którą trzeba zainwestować, by do tych odbiorców dotarła, oczywiste jest, że wybierze tę pierwszą. Tak jest szybciej oraz taniej. Medialne zamieszanie, plotki, sensacje wokół takich osób jak siostry Hadid, Kendall Jenner, Hailey Baldwin, Lily-Rose Depp, czy Kaia Gerber napędzają tę machinę.
Może być tak, że ty nie dostaniesz jakiegoś zlecenia, bo zgarnie je na przykład Kaia?
Tak. Do niedawna firmy odzieżowe, wybierając modelkę, patrzyły na portfolio i dokonania. Dziś doświadczone modelki zastępuje się celebrytkami i aktorkami.
Myślisz, że to się zmieni?
Nie.
Jak zatem sobie radzisz? Bo przecież nie narzekasz na brak pracy?
Miałam ogromne szczęście, że zaczęłam karierę ponad dziesięć lat temu, kiedy trendy były jeszcze inne. Zdążyłam wyrobić sobie nazwisko i pozyskać przychylność wielu firm.
A może trzeba zmienić taktykę – zacząć spotykać się z kimś bardzo znanym, wywołać skandal?
Niektóre dziewczyny idą tą drogą. Ja lubię być panią swojego życia i sama kształtować swoją przyszłość.
Dostałaś się na bardzo prestiżowe studia na uniwersytecie Columbia. Jak udaje ci się łączyć to z pracą?
Amerykańskie uczelnie dają możliwość samodzielnego wyboru tempa nauki. Udało mi się tak ułożyć grafik zajęć, że trzy dni w tygodniu spędzam na kampusie, a pozostałe cztery na sesjach zdjęciowych i wyjazdach.
Sprytnie to ułożyłaś, ale te trzy dni w tygodniu chyba nie wystarczą, żeby opanować cały materiał i przygotować się do egzaminów?
Bywa ciężko, ale jestem do tego przyzwyczajona. Przez całe gimnazjum i liceum prowadziłam taki tryb życia. Columbia to wymagająca uczelnia i ma bardzo wysokie oczekiwania. Uczę się w przerwach podczas sesji zdjęciowych, gdy siedzę na lotnisku, lub gdy mam jet lag i nie mogę spać (śmiech).
Nie marnujesz ani minuty.
Dokładnie. Nie lubię tak zwanego świętego spokoju. Dobrze się czuję, gdy ciągle wokół mnie coś się dzieje.
Jakie jeszcze zmiany widzisz?
Aby zaspokoić apetyt klientów, projektanci organizują dodatkowe pokazy. Dawniej były dwa fashion weeki w ciągu roku i dwa sezony haute couture – teraz dochodzi pre-fall. Odchodzi się też od tradycyjnych lokalizacji pokazów mody. Proenza przeniosła się na sezon do Paryża, Altuzarra również. Wszystko zaczyna się mieszać, nie wiadomo, kiedy i gdzie możemy spodziewać się następnego pokazu.
I chyba trudniej dziś zostać muzą projektanta. Czy komuś to się jeszcze udaje?
Jasne, dzieciom celebrytów (śmiech). Niektórzy krytykują taki stan rzeczy, ale według mnie nie ma nic złego w tym, że urzeka nas sława. Andy Warhol całą swoją uwagę poświęcił fenomenowi tzw. celebrity.
Czy dziś wymagania wobec modelek są inne niż wtedy, gdy zaczynałaś karierę?
Teraz trzeba być fit. Co prawda wiele modelek dostaje obsesji na punkcie ćwiczeń, jednak jest ona lepsza od obsesji głodzenia się, która panowała jeszcze niedawno. Kiedy zaczynałam pracę w modelingu, prosiłam moją trenerkę personalną, żeby ćwiczenia nie spowodowały wyraźnego zarysowania mięśni – straciłabym wiele kontraktów. Dzisiaj sportowa sylwetka jest wręcz pożądana.
A czy zmieniają się wymagania dotyczące twarzy?
Ostatnio na wybiegach nie triumfują już Polki. Wygląda na to, że mamy odwrót od mody na słowiańską urodę. Poza tym znowu zaczynają być na topie dziewczyny o komercyjnym looku. Masowa rozpoznawalność idzie w parze ze schlebianiem masowym gustom – modelki Victoria’s Secret są tego najlepszym przykładem.
A jak to schlebianie masowym gustom ma się do wprowadzania na wybiegi modeli otyłych, z bielactwem, kontrowersyjnych, transpłciowych?
Myślę, że zwiększająca się otwartość świata mody na różne kanony piękna, to pozytywny kierunek zmian, pod warunkiem że jest on szczery, a nie podyktowany wyrachowaniem i robieniem sobie dobrego PR-u.
Czy ktoś taki jak ty, kto współpracował z najsłynniejszymi projektantami, ma jeszcze jakieś marzenia zawodowe?
Długo marzyłam o tym, by zrobić sesję z Timem Walkerem, ale chyba nie jest to obecnie na liście priorytetów. Moje marzenia przeniosły się ze sfery modowej w bardziej naukową.
Zdjęcia, które robi Tim Walker, to bez wątpienia prawdziwa sztuka. A którzy jeszcze projektanci zasługują według ciebie na miano artystów?
Na pewno nieżyjący już Alexander McQueen. Niestety nie miałam okazji pracować z nim osobiście, bo jego dom mody zaangażował mnie, gdy stery objęła już Sarah Burton. Ostatnio pisałam na studiach pracę o mariażu mody ze sztuką. Wyszła z niej teza, że moda staje się sztuką, gdy jest niefunkcjonalna. Nie mam cienia wątpliwości, że kreacje McQueena, w których trudno było przejść nawet po wybiegu, były czymś więcej niż high fashion.
Czy to właśnie możliwość uczestniczenia w czymś, co jest sztuką, kręci cię w modzie? Bo coś musi, choć można odnieść wrażenie, że się wobec tego świata dystansujesz.
To nie tak. Odkąd skończyłam 13 lat, moda stale mi towarzyszy i bardzo doceniam jej walory. Faktycznie, staram się zachować wobec niej pewien dystans. W tym biznesie dziewczyny często analizują, dlaczego zostały wybrane lub co gorsza – odrzucone. Takie rozmyślania są niekonstruktywne i prowadzą donikąd. Myśląc tak, można wpaść w czarną dziurę i kompletnie się zagubić.
Skąd u ciebie taka dojrzałość i świadomość, jak się chronić?
Już na początku kariery dostałam niezłą szkołę życia. Kilka razy zdarzyło się, że byłam potwierdzona do pracy, a w ostatniej chwili ją traciłam – tak było na przykład z pokazem Marca Jacobsa. Przekonałam się wtedy, że w tym biznesie zdarzają się spektakularne zwroty akcji. W ciągu kilku dni można trafić z nieba do piekła lub odwrotnie. W miejsce pokazu Jacobsa wpadł mi casting do Prady i to był punkt przełomowy w mojej karierze.
Skoro mowa o zwrotach akcji – planujesz kolejną książkę?
Na razie nie. W tej chwili skupiam się na nauce. Czas pokaże, jaki będzie mój następny krok.
Stylizacje: Michał Koszek/Van Dorsen Artists
Makijaż: Eryka Sokólska/Max Factor
Fryzury: Kamil Pecka Manikiur: Bodybar.com.pl/instagram.com/bodybarwarsaw
Asystent fotografki: Wojciech Buczek
Scenografia: Marek Piotrowski i Piotr Ozimek/Decor
Współpraca: Daniel Koper i Zofia Pacholczyk
Produkcja: Jagoda Komenda