Wnikliwi obserwatorzy rynku modowego z pewnością już znają kolekcję Gosi Baczyńskiej na sezon wiosna/lato 2015, zatytułowaną „Black Spring”. W końcu jej premiera miała miejsce 25 września 2014 roku, na najbardziej prestiżowym, bo paryskim tygodniu mody. To trzeci sezon Baczyńskiej zaprezentowany w oficjalnym programie tego wydarzenia. Czwarty, jesień-zima 2015 pod tytułem „Frankenstein’s Dream”, przedstawiła 3 marca 2015 roku w Pałacu Monako. Nieustanne zdziwienie powoduje fakt, że o tym niewątpliwym sukcesie nadal milczą najważniejsze polskie media. Projektantka nie zapomina jednak o swoich korzeniach – mimo sukcesywnego budowania popularności na zachodnich wybiegach, przedstawia swoje sezony również w Polsce. I chwała jej za to, bo ten miły gest sprawia, że możemy na chwilę zapomnieć o siermiężności polskich realiów i złapać ogromny haust wyśmienitej mody.
Każdy pokaz Baczyńskiej jest niebagatelnym wydarzeniem towarzyskim. Przemyślane scenariusze wydarzeń, pieczołowicie przygotowana lista gości, na której żadne nazwisko nie jest przypadkowe, wyjątkowa dbałość o atmosferę – niewielu mamy w Polsce projektantów, którzy stawiają takie wartości ponad celebryckie zamieszanie i tłum męczących gwiazdek z rodowodem wystawionym przez plotkarskie portale. Tu liczy się jakość. Jakość wzornictwa, jakość prezentacji, jakość ludzi. Nie inaczej było podczas wczorajszego pokazu w kultowej już Cafe Kulturalna, mieszczącej się w onieśmielającym swoją historią i formą Pałacu Kultury i Nauki. Miejsce w którym spotyka się bohema artystyczna, odbywają koncerty i festiwale, stało się tłem dla prezentacji spektakularnej kolekcji „Black Spring”. Klimat absolutnie niepowtarzalny. Zamiast tradycyjnego wybiegu i rzędów krzeseł, goście zostali usadzeni przy kawiarnianych stolikach. Modelki przechadzały się między nimi, zupełnie jak podczas pokazów rodem z zamierzchłej przeszłości, kiedy to każda kobieta na widowni trzymała w dłoni karnecik, notując w nim skwapliwie numery kreacji, które lada chwila będzie nosić. Czar tamtych czasów odszedł i raczej już nie wróci, ale odrobinę tej historycznej nostalgii można z powodzeniem przenieść w dzisiejsze realia. Na widowni sama śmietanka polskich mediów, dość powiedzieć, że miałem przyjemność współdzielić stolik z Joanną Bojańczyk, Anną Męczyńską i Michałem Zaczyńskim. Atmosfera, można powiedzieć, idealna. W takiej sytuacji nikt nie spogląda na zegarek ani nie liczy minut. Słowo „opóźnienie” nagle traci całą swoją moc, zupełnie jakby ktoś je wykreślił ze słownika. A to dlatego, że wizja którą prezentuje na wybiegu Baczyńska jest warta każdego czasu.
Osią dla kolekcji „Black Spring” stały się przykazania twórcze Henry’ego Millera, amerykańskiego pisarza i malarza, który na przełomie 1932 i 33 roku stworzył na własne potrzeby 11 punktów-wytycznych, w których przedstawił swoją wizję optymalnego procesu twórczego dla literatów. Gosia Baczyńska wykorzystała je dwójnasób – literalnie, czyli przenosząc cytaty bezpośrednio na kreacje i analitycznie, czyli wykorzystując poszczególne przykazania podczas pracy nad kolekcją. Temat brzmi poważnie, ale wbrew pozorom jest bardzo daleki od radykalizmu czy opresyjności. To raczej luźny „program”, zbiór 11 sugestii, które podpowiadają, żeby przede wszystkim koncentrować się na bieżących projektach, nie ograniczać się w szukaniu inspiracji i kontaktach międzyludzkich. Program zresztą zakłada, że można na chwilę od niego odpocząć. Czy Baczyńska potrzebowała, żeby ktoś dyktował jej warunki tworzenia „dzieła”, w tym przypadku kolekcji? Być może to kwestia przekraczania własnych granic. Nie od dziś wiadomo, że jest ona jedną z najbardziej wycofanych i skromnych projektantek w naszym kraju, która umacnia swoją pozycję kolekcjami, a nie wtórnymi wywiadami „pod palmą”.
Każdy element tego sezonu to prawdziwa perełka. Największe wrażenie robią piękne plisowane kreacje, uwodzące kunsztownie upinanymi warstwami materiału, układającymi się na plecach w delikatne „skrzydła”. Co ważne, i nie zobaczycie tego na zdjęciach, „tyły” w tej kolekcji są równie ciekawe, co „przody”. Gosia Baczyńska myśli przestrzennie, w 360 stopniach, a jej kobieta ma zachwycać pod każdym możliwym kątem. Koronki ozdobione puchatymi nadrukami dodają kolekcji plastycznego uroku, a zadrukowane hasłami sylwetki wprowadzają atmosferę nowoczesności, wydają się być bardzo „na czasie”. Nie jest to jednak działanie dosłowne – słowa mieszają się ze sobą, a zdania tracą swoją czytelność, zmieniając się w intrygujący, nieoczywisty, niemal literacki kamuflaż. Gosia Baczyńska ukrywa swoje modelki w misternie zdobionych, obszernych strojach, nie zapominając jednak o sensualności i poetyce ciała. Znajdziemy ją w delikatnych ażurach, transparentnych tkaninach, kunsztownie „podziurawionych” laserem materiałach i żakardach, które do złudzenia przypominają plecionki. „Black Spring” to również niesamowity potencjał kreatywnej beztroski. W tej kolekcji, tak ciekawie kontrastującej, pełnej detali pozornie gryzących się ze sobą i walczą o dominację, widać przede wszystkim ogromną radość projektowania, tworzenia rzeczy unikalnych, których nie da się przyrównać do stylu innych projektantów. Ogromną wartością tej kolekcji jest również jej dynamizm, którego również nie zobaczycie na zdjęciach. Spódnice wprawione w ruch momentalnie nabierały powietrza, pokazując szczodrą ilość użytego do ich uszycia materiału. Chyba najlepszym przykładem będzie tu biała, kunsztownie marszczona suknia, która mimo rzeźbiarskiego charakteru zaskakiwała swoją lekkością. Ciekawią też rozwiązania konstrukcyjne, często zaskakujące, jak na przykład umieszczenie zaszewek w połach prostej koszuli. Odrobiny pikanterii i nonszalancji dodają nieobrębione brzegi kolejnych warstw materiału, które w modzie luksusowej, a do takiej należy właśnie moda Baczyńskiej, tworzą intrygujący kontrast. Nie zabrakło też nieustannie popularnych przeźroczystych paneli, które świetnie korespondowały z obuwiem. Większość kreacji zawartych w kolekcji wymaga jednak idealnego ciała. To nie są proste fasony i przeciętna kobieta ich nie obroni. Jednak znajdą się tutaj również propozycje bardziej codzienne, na przykład przepastny dzianinowy płaszcz, efektowny połyskująco-transparentny kardigan, prześwitujące bluzki i spódnice, czy żakardowe sukienki przed kolano.
Koncepcja fryzur (przygotowanych przez markę La Biosthetique Paris), makijaży i charakteryzacji ciała, za które była odpowiedzialna Marianna Yurkiewicz, została dokładnie przeniesiona z paryskiego wybiegu. Włosy w artystycznym nieładzie, naturalne twarze, efektowne siatki abstrakcyjnych kolorowych linii zdobiących nogi modelek i hasła wypisane na ich ciałach, idealnie dopełniły klimat kolekcji. Efektowne transparentne buty, również zdobione cytatami (które projektantka nanosiła własnoręcznie) powstały przy współpracy z Dominiką Nowak, założycielką marki Nunc. Oprawę muzyczną, przyjemną i całkowicie nieinwazyjną, przygotował Andrzej Smolik. Gdyby szukać w tym porywającym pokazie choć najmniejszego zażalenia, to nieco mylące było umieszczenie kolekcji „Black Spring” w dwóch sezonach – wiosna-lato 2015 i 2016. Owszem, jeśli ktoś w Polsce ma udowodnić na większą skalę, że modę i sztukę można matematycznie połączyć znakiem równości, to jest to właśnie Baczyńska. Jednak mimo szacunku do jej pracy i osiągnięć, nie jest to jeszcze moment w jej karierze, żeby polemizować z cyklem, który sprawdza się nieprzerwanie od wielu dekad, i to na całym świecie. Podobne rewolucyjne zapędy tylko i wyłącznie wprowadzają zamieszanie. System sezonów jest skuteczny i sprawdzony, nie ma więc potrzeby naginać jego ram, szczególnie, jeśli nie idzie za tym naprawdę konsekwentna polemika. Wprowadza to do historii marki niepotrzebny chaos.
Gosia Baczyńska ma w sobie coś z projektantki totalnej, a to rzadkość. I tak jak w jej modzie nie ma miejsca na półśrodki, tak w odbiorze jej kolekcji również nie może być półtonów. Trudno wyrokować, czy sukces tej kolekcji zagwarantowały zasady Millera, bo widać w niej zarówno talent, doświadczenie, gust, jak i szczere uczucie, ale być może warto się zapoznać z jego 11 punktami, żeby przeanalizować ich sens, i być może wprowadzić je do własnego życia zawodowego? Co prawda Henry Miller tworzył je z myślą o literatach, ale skoro można je tak płynnie przenieść do pracy projektanta mody, to dlaczego nie pójść o krok dalej? W końcu czerpanie radości z wykonywanej pracy nie jest przywilejem artystów, a życiowa inspiracja potrafi przyjść z najmniej oczekiwanych miejsc.
1. Pracuj nad jedną rzeczą na raz, dopóki nie będzie skończona.
2. Nie zaczynaj pisać żadnych nowych książek, nie dodawaj więcej nowego materiału do „Czarnej Wiosny”.
3. Nie denerwuj się. Pracuj spokojnie, radośnie, nie przejmuj się konsekwencjami aktualnych projektów.
4. Pracuj zgodnie z Programem, a nie w zależności od humorów. Kończ o ustalonym czasie.
5. Kiedy nie możesz tworzyć, nie możesz pracować.
6. Umacniaj każdy dzień, zamiast go użyźniać nawozami.
7. Bądź człowiekiem. Spotykaj się z ludźmi, odwiedzaj miejsca, pij, jeśli masz na to ochotę.
8. Nie bądź jak koń w zaprzęgu. Pracuj tylko dla przyjemności.
9. Odrzuć Program, jeśli czujesz taką potrzebę, ale wróć do niego następnego dnia. Skoncentruj się. Skup się na określonym polu działania. Eliminuj.
10. Zapomnij o książkach, które chcesz napisać. Myśl tylko o książce którą piszesz.
11. Przede wszystkim pisz. Malarstwo, muzyka, znajomi, kino – to wszystko sprawy drugorzędne.