Florence Welch i Alessandro Michele mają wszelkie zadatki na to, aby stworzyć najbardziej pasjonujący modowy duet 2016 roku. Brytyjska wokalistka, której codzienny i sceniczny styl jest bardzo bliski temu, co projektant proponuje w swoich kolekcjach, została właśnie twarzą linii zegarków i biżuterii włoskiego domu mody, a my nie ukrywamy, że jesteśmy niezwykle podekscytowani tą współpracą.
Florence Welch od lat pozostaje jedną z najlepiej ubranych wokalistek, inspirując rzesze fanów na całym świecie swoją miłością do stylu vintage oraz eklektyczną mieszanką boho i babcinej estetyki. Elementy tez brzmią dla was znajomo? No właśnie – to bowiem kluczowe elementy kolekcji Alessandro Michele dla Gucci, który zrywając z estetyką dominującej seksbomby zaproponował branży inną odsłonę włoskiego domu mody. Duet Welch x Michele oprócz podobnego stylu łączy także ogromne zamiłowanie do dodatków i retro biżuterii – pierścionków w kształcie węży, bransolet inspirowanych florą i fauną czy oczek w odcieniach rubinu i szmaragdu. Co ciekawe, projektant i wokalistka do niedawna nie mieli okazji poznać się osobiście, a swoje prace i przede wszystkim styl podziwiali niejako na odległość.
„Czuję, że Alessandro jest moją prawdziwą bratnią duszą”, powiedziała Welch w rozmowie z „Womens’s Wear Daily”. „Inspirujemy się wieloma podobnymi motywami – barokiem, renesansem, grecką mitologią, elementami, które z pozoru są ładne, ale kryją w sobie pewien mrok. To jest także coś, czego od zawsze szukam w muzyce. Nic nie powinno być zbyt radosne, musi posiadać pewien smutny pierwiastek”, dodała. „Alessandro tworzy ubrania, które chcesz nosić, ale nie jest tak, że każda kolekcja jest całkowicie inna i uniemożliwia ci łączenie jej z elementami z poprzednich sezonów. On po prostu kreuje pewną rzeczywistość. Uwielbiam stosowaną przez niego ikonografię mającą źródło w naturze – kwiaty, małe zwierzątka. Nawet węże do mnie przemawiają”. Welch, która zaprezentuje się w sukni Gucci podczas dzisiejszej gali Grammy, opowiedziała także magazynowi o tym, jak ewoluował jej styl i co uważa za swoją największą wpadkę. „Kiedy miałam dwadzieścia kilka lat, bardzo eksperymentowałam ze swoim stylem. Kiedy ruszyliśmy w pierwszą trasę koncertową, dali nam jakieś 10 funtów na jedzenie, chodziliśmy więc po lumpeksach i kupowaliśmy przypadkowe rzeczy.(…) Zawsze jednak miałam swoich konkretnych ulubieńców, czyli dobrej jakości bluzkę, kamizelkę, porządną parę spodni. Kiedy miałam 17 lat mój pierwszy chłopak podarował mi mnóstwo starych kamizelek swojego ojca i to był początek mojego bzika na ich punkcie.”
Za swoje największe modowe faux pas ambasadorka Gucci uważa z kolei… sweter z wizerunkiem rodziny Simpsonów, który pochodzi jeszcze z czasów szkolnych: „Kojarzysz te dni, kiedy możesz przychodzić do szkoły we własnych ubraniach? (W większości angielskich szkół obowiązują mundurki, przyp. red.) Miałam jakieś 10 lat, na świecie panował szał na Spice Girls i No Doubt, więc pomyślałam sobie: 'to jest to’, taki outfit sprawi, że będę cool. Założyłam więc obszerny szary sweter z Simpsonami, fioletowe aksamitne dzwony, masywne buty Buffalo na koturnach, a cały zestaw uzupełniłam brązową szminką i koczkami w stylu Björk. Teraz też noszę fioletowe dzwony, ale ten sweter… Naprawdę nie wiem co wtedy sobie myślałam!”