STYL ŻYCIA

Co z tym ciałem – wyjaśniamy ruch Body Positive

16.06.2021 Maja Handke

Co z tym ciałem – wyjaśniamy ruch Body Positive
Fot. kampania marki NAGO 2020 (fot. Karolina Wilczyńska)

Jesteśmy świadkami wielkiego konflfliktu. W mediach społecznościowych, reklamie, a przede wszystkich w naszych umysłach toczy się walka o to, jak mamy postrzegać nasze i cudze ciała, z jaką wrażliwością o nich mówić, z jaką czułością o nie dbać.

Tekst: Maja Handke

Drobny wyciąg moich subiektywnych wrażeń z ostatnich tygodni. Choć nie oglądam telewizji, staję się mimowolnym świadkiem dyskusji na temat pewnej celebrytki, która występuje w dokumencie na temat swojego „cudnego” odchudzania po ciąży. Cudnego między innymi dzięki wsparciu medycyny estetycznej, a przede wszystkim kompletnie odrealnionego od rzeczywistości przeciętnej świeżo upieczonej matki, która nie ma do dyspozycji ani podobnych środków finansowych, ani tyle wolnego czasu. To oczywiście kolejny program, który stanie się narzędziem opresji, następnym elementem wywołującym poczucie winy z powodu własnej niedoskonałości.

Inna gwiazda telewizji – pięćdziesięciolatka w doskonałej formie – zbiera falę hejtu pod zdjęciami ze swoich wakacji w ciepłych krajach. Co jest na zdjęciach? Kobieta w doskonałej formie, mająca pół wieku na karku, o wysportowanym i umięśnionym ciele oraz o naturalnej i wypielęgnowanej twarzy – od lat podobna do siebie z młodości, bez botoksowych sztuczności. I za co obrywa? Że zbyt umięśniona, że nie powinna już nigdy ćwiczyć i właściwie co ona ma w głowie, że pokazuje coś takiego… Normalnie wstyd, worek by wypadało nałożyć pokutny, a nie biegać i się cieszyć słońcem na twarzy. Prezentując w dodatku ciało w moich oczach po prostu idealne.
Na Instagramie z kolei widzę kolejne relacje ciałopozytywnych influencerek donoszących o fatfobicznych komentarzach pod zdjęciami ciał większych, niemieszczących się w kanonie. Komentarzy tych cytować nie chcę, ale wyobraźcie sobie słowa bolesne, obraźliwe, nacechowane nienawiścią, a czasem nawet życzenie komuś śmierci… Jeszcze bardziej smutno się robi, kiedy wyobrazisz sobie, co czuje ktoś, kto te komentarze na swój temat czyta, i że tak naprawdę to zaledwie czubek wielkiej góry nienawiści pod adresem ludzi (i kobiet, i mężczyzn oczywiście też), którzy są grubsi lub bardzo grubi, o skórze dotkniętej chorobą lub jakąkolwiek inną wadą, a o wadę w naszym dążącym do perfekcji świecie nietrudno. Świecie, w którym wszyscy prędzej czy później okażemy się boleśnie niedoskonali, bo starość dotknie każdego, a na nią też miejsca nie ma.

Jasne jest, że stworzyliśmy świat, w którym nikt nie ma łatwo i wszyscy mają przechlapane, ale trzeba jasno powiedzieć, że niektórzy mają o wiele trudniej niż ciskobiety, których ciała mieszczą się w tzw. kanonie, ale mają garść rozstępów, piersi lek- ko dotknięte grawitacją czy siwiejące włosy.

Fot. Cathy Assale na zdjęciu Magdaleny Ławniczak – fotografki, autorki projektu @body_mirror

Energicznie pod prąd

Grupa szczególnie dotknięta stygmatyzacją to osoby grube. O fatfobii i dyskryminacji osób większych postanowiłam porozmawiać z Urszulą Chowaniec – prowadzącą bloga Galanta Lala i profil na Instagramie o tej samej nazwie, który obserwuje blisko 12 tysięcy osób. Ostatnio Urszula zachwyca mnie swoimi treningami na wrotkach – jakoś sama nie jestem w stanie się odważyć. Dlatego od sportu zaczynamy naszą – jak to w pandemii telefoniczną – rozmowę. „Ruch jest dla mnie ważny, a wrotki uwielbiam. Pokazując swoje postępy i frajdę, którą z tego mam, walczę też ze stereotypem nieruszającej się osoby grubej. Jak bardzo jest silny. Jak wiele kontrowersji budzi sport w wykonaniu osób spoza kanonu, przekonaliśmy się, będąc mimowolnymi świadkami wielkiej internetowej dyskusji, która przetoczyła się wokół okładek styczniowego numeru brytyjskiej edycji »Cosmopolitana«” – mówi Urszula.

No tak! Też to doskonale pamiętam – redakcja zdecydowała się pokazać 11 kobiet, które nie mieszczą się w kanonie uprawiających sport. Wśród bohaterek znalazły się pływaczka o bardzo umięśnionych plecach, dziewczyna na wózku inwalidzkim, sportowa influencerka w rozmiarze 46, ale najwięcej wrogich komentarzy wywołała wersja okładki z Jessamyn Stanley – joginką plus size. „Komentujący nawet nie zadali sobie trudu przeanalizowania, jaki był przekaz tego materiału. Twórcom chodziło o to, że ruch i sport to zdrowie i niesie spełnienie osobom o różnych ciałach. Bez zastanowienia uznano, że to promowanie otyłości, tak jakby pokazywanie wizerunku osoby grubej w ogóle można było w taki sposób interpretować. Czy kiedy prezentujemy zdjęcie osoby na wózku, promujemy niepełnosprawność?” – stwierdza Urszula.

Sama propaguje ideę joyful movement, co najprościej można przetłumaczyć, jako ruch, aktywność fizyczną, która sprawia przyjemność. „Pierwszy krok to zrozumieć, że nie wszystko jest dla wszystkich. Sama zmuszałam się do treningów obwodowych. Wydawało mi się, że rezygnacja będzie porażką. A wystarczyło wsłuchać się w siebie i dać sobie szansę na wypróbowanie różnych form ruchu. Inna sprawa, że osoby otyłe uprawiające sport stają się często ofiarami fatfobii” – mówi blogerka. Urszula Chowaniec w swoich tekstach cierpliwie i rzeczowo wyjaśnia pojęcia, które są stosunkowo nowe i demaskuje je. Na przykład concern trolling, czyli wyrażanie opinii na temat osób grubych w ramach fałszywie pojętej troski o ich zdrowie. Tłumaczy też, że piętnowanie otyłości nikogo nie odchudzi – mamy na to dowody w postaci ba- dań naukowych. Doskonałym, choć smutnym przykładem negatywnego podejścia do otyłości była widoczna na ulicach kampania z fatfobicznymi plakatami wyśmiewającymi osoby otyłe.

A ciałopozytywność według naszej ekspertki? „To przestrzeń, w której wszyscy powinni czuć się bezpiecznie. Sama nie chciałabym wyznaczać, kto tej przestrzeni potrzebuje. Z drugiej strony elementem składającym się na ciałopozytwność jest aktywizm – walka o to, by różne ciała stały się widoczne, by być za różnorodnością. Nie może być tak, że reprezentują nas wyłącznie osoby o wzroście mocno powyżej średniej, wadze poniżej i bardzo młode”.

@peterdevito, fotograf pokazujący różnorodność

Systemowa demokracja

To trudny temat – zaczyna się od oferty ubrań, a na dostępie do opieki medycznej kończy. Urszula przyznaje, że temat mody dla osób grubych jest niełatwy. W ogóle nie bardzo da się tu niestety posługiwać słowem „moda”. „Mody dla osób grubych właściwie nie ma, możemy mówić o ubraniach” – podkreśla blogerka. Z jednej strony narzeka się na brak oferty plus size, z drugiej – firmy, które próbują robić takie rzeczy, dbając o jakość, padają, bo nie ma popytu na towar w wyższej cenie. To przykre, ale i tak z każdym rokiem jest lepiej, choć cena stanowi barierę zaporową dla wielu „syren lądowych”, jak Urszula nazywa kobiety o większych rozmiarach.

Problem z podejściem lekarzy do osób grubych oczywiście ma znacznie poważniejsze konsekwencje. „To się sprowadza do tego, że z czymkolwiek przychodzisz do lekarza, słyszysz: pani tak ma, bo jest pani gruba, proszę schudnąć. Brakuje chęci spojrzenia na pacjenta, podejścia holistycznego. Często mamy też do czynienia po prostu ze zwykłym chamstwem. Najgorsze konsekwencje takiej sytuacji? Osoba zraniona zachowaniem lekarza rezygnuje w ogóle z szukania pomocy. Albo odkłada uzyskanie jej w czasie” – tłumaczy Urszula Chowaniec.

Doktor Łukasz Szczerbiński z Kliniki Endokrynologii, Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku często słyszy podobne relacje od swoich pacjentek. „Niestety. Wielu lekarzy nie jest nauczonych, jak postępować z pacjentami. Do tego dochodzi elementarny brak empatii. Na szczęście odnoszę wrażenie, że pacjentki coraz rzadziej zamykają się po takim doświadczeniu w sobie, a coraz częściej wyrażają oburzenie” – opowiada. Doktor Szczerbiński nie unika poruszania tematu otyłości, zwraca uwagę, że często wiążą się z nią zaburzenia hormonalne, a pacjent nie może być zostawiony same- mu sobie, wymaga pomocy psychologicznej.

 

Kampania kolekcji Seamless marki OYSHO, wiosna-lato 2021
Fot. Kampania kolekcji Seamless marki OYSHO, wiosna-lato 2021

Wirtualne załamanie

Większość z nas – mniej lub bardziej świadomie – otacza się na co dzień medialną bańką, na którą składają się Instagram, TikTok, Facebook i telewizja. Nietrudno znaleźć się w sidłach szkodliwych przekazów – takich, które będą nas dołować, wpędzać w poczucie winy lub bombardować nieosiągalnymi wzorcami. Choć ideał się zmienia – na topie nie jest już teraz hiperszczupła sylwetka na gra- nicy anoreksji jak za czasów Kate Moss, ale pełniejsze kształty Kim Kardashian wraz z jej nienaturalną twarzą – ale jest tak samo nieosiągalny. W dodatku większość ludzi w mediach społecznościowych korzysta z filtrów i pozuje do zdjęć w przemyślany sposób. Nie ma tu miejsca na spontaniczność, jest za to przyzwolenie na sztuczność i wycieranie wirtualną gumką zmarszczek. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak to na nas wpływa.

„W dzisiejszym świecie wszyscy prędzej czy później okażemy się boleśnie niedoskonali, bo starość dotknie każdego z nas, a na nią miejsca nie ma”

Na szczęście jest też druga strona medalu – odpowiednio dobierając śledzone konta, możemy otoczyć się ciałopozytywnością i bezpiecznymi treściami. Takimi, które nie tylko nie będą karmiły naszych kompleksów, ale też pozwolą nam się czuć coraz epiej. Ten wybór jest bardzo indywidualną sprawą, ale jest kilka pewniaków. Jeśli jesteś kobietą/osobą z macicą, nie zaszkodzą ci konta normalizujące miesiączkę, walczące z imperatywem idealnie płaskiego brzucha i pokazujące powszechność występowania roz- stępów, popękanych żyłek itd. W ogóle dobrze zrobi ci oglądanie ciał normalnych ludzi w różnym wieku. Doceń ich odwagę – wrzucają zdjęcia także po to, byś ty mogła zdać sobie sprawę, jak wyglądają normalne ciała. I tu pojawia się ważna sprawa – media społecznościowe to liczby – śledź konta, które wspierasz, nie śledź tych, które cię irytują, nawet jeśli oglądaniem zamieszczanych na nich postów sprawiasz sobie jakąś perwersyjną przyjemność.

Mam wrażenie, że wszystkim nam dobrze zrobi obserwowanie kont normalizujących ciała. Zgodnie z zasadą, że nawet jeśli sama nie masz ochoty przestać golić nóg, będzie lepiej, byś oswoiła się na tyle z widokiem tych zarośniętych, by zrozumieć i zaakceptować, że niektórzy uwolnili się od maszynek i depilacji raz na zawsze. I że nie mają ochoty kiedykolwiek dowiedzieć się, że dla ciebie nie wygląda to fajnie. Ba, nie musisz ich nawet próbować w dobrej wierze ratować przed konsekwencjami takiego postępowania… Uczmy się akceptowania różnorodności lub po prostu obojętności. Obserwujmy osoby niepełnosprawne – zabrzmi to banalnie, ale można się od nich bardzo wiele nauczyć.

Materiał pochodzi z wiosennego wydania Fashion Magazine (wyd. 73, 1/2021) >>