Noé nie daje nam powodów do narzekania, gdyż tytułowy climax jest o wiele głośniejszy od tych, które gorączkowo deklarują niejedni kochankowie. To kino zmysłowej skandalizacji i przesytu, który sprawia, że wiele filmów wygląda przy nim grzecznie. Akcja najnowszego dzieła Gaspara jest rodzajem epizodycznej serii spektakularnych obrazów opowiadających o przerażającym upadku w szaleństwo i piekielnej rozpaczy. Przypuszczalnie opiera się na prawdziwej historii grupy tanecznej z lat 90., która zorganizowała imprezę po próbie, wypiła sangrię "przyprawioną" LSD i uległa coraz bardziej złowrogiemu zbiorowemu rozbestwieniu. Trudno jest jednak uwierzyć, że cały ten psychodeliczny imprezowy set, który wyczarował reżyser, rzeczywiście tak szybko przeszedł od Erosa do Tanatosa.
Tak jak w filmie "Nieodwracalne" z 2002 roku, sprawy w "Climaxie" są dezorientująco uporządkowane. Końcowe napisy pojawiają się w pierwszej kolejności, a następnie widzimy serię przesłuchań i wywiadów: młodzi francuscy tancerze, starający się dostać na prestiżową amerykańską trasę koncertową, opowiadają o swojej miłości do tańca, życia, seksu. Z boku ekranu telewizora widzimy kasety VHS z różnymi filmami, które dają widzowi przedsmak historii, które nadejdą. Następnie przechodzimy do pełnej próby tanecznej, która zapoczątkowuje długą, brawurową imprezę. Imprezę, która przeradza się w serię burzliwych wydarzeń za sprawą pysznej sangrii, która okazuje się być pyszna ze złego powodu. To tak, jakby Noé "zgniótł" kwintesencję tańca, narkotyków i filmów pornograficznych i wepchnął je do swojej kamery. Jeśli brzmi to okropnie, to tak właśnie jest, ale w pewien sposób jest to demonicznie inspirujące. Pierwsza scena taneczna sama w sobie miała coś skrajnie ekstremalnego w swoich nadludzkich ruchach. Potem Noé serwuje niezwykłe ujęcia i kończy tę sekcję listą kredytów – wymienia wszystkie muzyczne akty, tancerzy i oczywiście samego samego siebie. Zaciętości dodaje też wątek małego Tito, który niepostrzeżenie upija odrobinę "magicznej" sangrii. Nieśmiało miałam nadzieję, że Noé oszczędzi nam dalszych losów malucha – na próżno jednak. Choć zakończenie filmu nie może równać się z tym, co dzieje się w jego trakcie, to po raz kolejny Gaspar sprawił, że odczuliśmy jego dzieło "dożylnie".