KULTURA

Czy skandaliczny Gaspar Noé wciąż potrafi zaskakiwać?

21.10.2018 Marta Roszewska

Czy skandaliczny Gaspar Noé wciąż potrafi zaskakiwać?
Fot. Climax

Noé nie daje nam powodów do narzekania, gdyż tytułowy climax jest o wiele głośniejszy od tych, które gorączkowo deklarują niejedni kochankowie. To kino zmysłowej skandalizacji i przesytu, który sprawia, że wiele filmów wygląda przy nim grzecznie. Akcja najnowszego dzieła Gaspara jest rodzajem epizodycznej serii spektakularnych obrazów opowiadających o przerażającym upadku w szaleństwo i piekielnej rozpaczy. Przypuszczalnie opiera się na prawdziwej historii grupy tanecznej z lat 90., która zorganizowała imprezę po próbie, wypiła sangrię "przyprawioną" LSD i uległa coraz bardziej złowrogiemu zbiorowemu rozbestwieniu. Trudno jest jednak uwierzyć, że cały ten psychodeliczny imprezowy set, który wyczarował reżyser, rzeczywiście tak szybko przeszedł od Erosa do Tanatosa.

Tak jak w filmie "Nieodwracalne" z 2002 roku, sprawy w "Climaxie" są dezorientująco uporządkowane. Końcowe napisy pojawiają się w pierwszej kolejności, a następnie widzimy serię przesłuchań i wywiadów: młodzi francuscy tancerze, starający się dostać na prestiżową amerykańską trasę koncertową, opowiadają o swojej miłości do tańca, życia, seksu. Z boku ekranu telewizora widzimy kasety VHS z różnymi filmami, które dają widzowi przedsmak historii, które nadejdą. Następnie przechodzimy do pełnej próby tanecznej, która zapoczątkowuje długą, brawurową imprezę. Imprezę, która przeradza się w serię burzliwych wydarzeń za sprawą pysznej sangrii, która okazuje się być pyszna ze złego powodu. To tak, jakby Noé "zgniótł" kwintesencję tańca, narkotyków i filmów pornograficznych i wepchnął je do swojej kamery. Jeśli brzmi to okropnie, to tak właśnie jest, ale w pewien sposób jest to demonicznie inspirujące. Pierwsza scena taneczna sama w sobie miała coś skrajnie ekstremalnego w swoich nadludzkich ruchach. Potem Noé serwuje niezwykłe ujęcia i kończy tę sekcję listą kredytów – wymienia wszystkie muzyczne akty, tancerzy i oczywiście samego samego siebie. Zaciętości dodaje też wątek małego Tito, który niepostrzeżenie upija odrobinę "magicznej" sangrii. Nieśmiało miałam nadzieję, że Noé oszczędzi nam dalszych losów malucha – na próżno jednak. Choć zakończenie filmu nie może równać się z tym, co dzieje się w jego trakcie, to po raz kolejny Gaspar sprawił, że odczuliśmy jego dzieło "dożylnie".