Nikt tak naprawdę nie wie, kim są Ruffieux i Meier oprócz tego, że stanowili część zespołu Rafa Simonsa, kiedy ten jeszcze kierował Diorem. Nie wiadomo, czy można ich nazywać kreatorami i projektantami z prawdziwego zdarzenia, czy bliżej im jednak do konstruktorów i technologów odzieży. Wiadomo jedynie, że, jako na osobach stanowiących tymczasowe zastępstwo dla dyrektora kreatywnego, którego Dior nadal nie posiada, na ich barkach ciąży naprawdę duża presja. Po pokazie kolekcji jesień-zima 2016 dowiedzieliśmy się także jednej rzeczy: to, co robi duet, absolutnie nie przynosi wstydu legendarnej marce.
Kolekcja może nie powala na kolana i naprawdę daleko jej do tego, co w ostatnich latach prezentował Dior, ale biorąc pod uwagę warunki i kontekst, w jakim przyszło pracować projektantom, wykonali naprawdę dobrą robotę prezentując przyzwoite i miejscami naprawdę warte uwagi projekty. Po rozpoczęciu pokazu można było odnieść wrażenie, że Ruffieux i Meier mają zamiar grać wyłącznie bezpiecznymi kartami: czernią, reinterpretacją słynnej „Bar Jacket” i całej idei New Look Diora oraz tym, co we francuskim domu mody zostawił po sobie Raf Simons. Fakt, elementy te, stosowane z różnym natężeniem, stanowiły główną oś kolekcji, duet pokazał jednak, że w rękawie ma kilka asów.
Tymi asami z pewności były dzianiny – grube i mięsiste, które do tej pory rzadko mieliśmy okazję oglądać u Diora. Na wybiegu mogliśmy oglądać swetry o naprawdę ciekawych i innowacyjnych fasonach, krótkie modele z ekstremalnymi bufami, kolorze mocnej pomarańczy oraz pokryte wzorem „paisley”. Na szczególną uwagę zasłużyły naszym zdaniem dodatki: kolorowe mini torebki, buty stanowiące nowoczesną interpretację klasycznego fasonu mary-jane oraz, przede wszystkim, biżuteria. A mówiąc „biżuteria” mamy szczególnie na myśli kolczyki, w które w bogatych ilościach ozdabiały uszy modelek. Projektantom udało się także uzyskać ciekawy efekt końcowy zestawiając szykowną, elegancką i żywą kolekcję z gładko zaczesanymi włosami i czarnymi, błyszczącymi ustami.
Ruffieux i Meier skupili się na smukłej sylwetce, wyjątkowo sensualnych, ale w żaden sposób niewulgarnych projektach oraz na czerni. Kolor ten był jednym z kluczowych elementów kolekcji i wystąpił zarówno na dopasowanych u góry i zakończonych falbaną płaszczach, eleganckich kostiumach złożonych z klasycznej Bar Jacket i spódnicy midi oraz dziewczęcych sukienkach ze skrzyżowanymi z przodu, odkrytymi ramionami. Nie zabrakło motywów florystycznych, które pojawiały się na zwiewnych sukienkach i topach oraz futrzanych etoli, dzięki którym niektóre sukienki prezentowały się naprawdę ciekawie.
Kolekcja na jesień-zimę 2016 jest zdecydowanie lżejsza i mniej sztywna niż zaprezentowana w styczniu kolekcja couture. Widać, że duet projektantów przygotowując ją czuł się już nieco bardziej swobodnie, dzięki czemu udało im się osiągnąć naprawdę przyzwoity efekt końcowy. Nie jest to chyba jednak określenie, z którym chciałby być kojarzony Dior, przyzwoitości nie oczekują także od marki krytycy, klienci i fani. Francuski dom mody musi więc zadbać o to, aby nowy dyrektor kreatywny zaczął pisać nowy, pasjonujący rozdział, a kolekcja Cruise 2017 była już zupełnie inną historią.