Fasony na wskroś współczesne. Garniturowe spodnie i marynarki, zamaszyste płaszcze, mini i wełniane pończochy, sukienki do pół uda plus kilka sukien jakby przeniesionych prosto z XIX wieku. Jednak nie o fasony tu chodzi, w nich Lagerfeld od lat jest wierny Coco Chanel – interpretuje na różne sposoby jej wizję tak zręcznie, że bez trudu wpisuje w nią bryczesy i zamszowe spodnie na szelkach. Sedno tkwi w tkaninach i wykończeniach – te nawiązują do czasów, gdy świat zachwycał się stylem księżniczki Sissi i, przy okazji, do bawarskich tradycji ludowych. Projektant wykorzystuje motywy zaczerpnięte z mundurów austriackiej armii, ale też pióra, plisy, hafty i kwiatowe aplikacje prosto z gór.
Lagerfeld, mistrz gier kontekstami, na scenerię pokazu wybrał XVIII-wieczny hotel Schloss Leopoldskron w Salzburgu. Salzburg, bo tu w latach 30. ubiegłego wieku Coco Chanel romansowała z baronem Hubertem von Pantzem. Z hotelem Schloss Leopoldskron zaś wiąże się ciekawostka: w XIX wieku należał przez jakiś czas do króla Bawarii Ludwika I, dziadka Ludwika II, z którym przyjaźniła się Sissi. U Lagerfelda nie ma przypadków. Nieszczęśliwa żona Franciszka Józefa I słynęła z urody i dbałości o stroje. Odtrącona przez dwór, kochana przez lud, erudytka, która marzyła i o miłości, i o wolności. Krótko mówiąc, wymarzona kobieta Lagerfelda.
W jej rolę wcieliła się Cara Delevingne. Na pokazie, jak i w towarzyszącym kolekcji filmie „Reinkarnacja”. Reżyseria, oczywiście, Karl Lagerfeld. Oto Sissi tańczy Franciszkiem Józefem I, w tej roli Pharrell Williams. Pojawia się Coco Chanel kreowana przez Geraldine Chaplin. Skąd Coco w historii o Sissi? Otóż była ona ulubioną projektantką austriackiej aktorki Romy Schneider, która w latach 50. zagrała w trzech filmach o Sissi, rozsławiając jej postać w kulturze masowej.