Sławni nie płacą mandatów, nawet najstarszej osobie na świecie nie muszą kłaniać się pierwsi, a proboszcz uzgadnia z nimi godzinę, o której może wpaść po kolędzie. Znana twarz ma za darmo wyciskane pryszcze, wklepywane kwasy i rwane z nosa włosy.
Jednym słowem przy sile nabywczej sławnej facjaty wysiada nawet dwustuzłotowy król Zygmunt, jednoznacznie dowodząc, że dużo bardziej opłaca się być koronowanym przez kolorowy magazyn niż jakiegoś wawelskiego purpurata. Poza tym Zygmunt jest Stary, co jest szpetną przypadłością, znanym twarzom raczej obcą.
Celebryci mogą naprawdę wiele. Jednym wyznaniem mogą wyciągnąć cały naród z alkoholizmu, zgrabnym bon motem streścić kilka tysięcy lat myśli filozoficznej, występem w telewizji śniadaniowej zatrzymać ocieplenie klimatu, a między otwarciem galerii handlowej i premierą nowego mopa rozwiązać konflikt na Bliskim Wschodzie.
Jest jednak coś czego nie mogą! Otóż nie mogą puścić pawia w krzakach tudzież się w ciemnym zaułku, bo zaraz jakaś plebejska hiena z aparatem spróbuje do ich perfekcyjnej twarzy dokleić twarz ludzką. Co gorsza amatorsko i wulgarnie oświetloną fotograficznym fleszem. To właśnie lampa błyskowa była ostatnią kłodą, którą na usłanej płatkami róż drodze na Olimp, rzucała im pod nogi zawistna tłuszcza.
Na szczęście za sprawą niejakiego Chrisa Holmesa te czasy odchodzą w niepamięć. Pracując jako DJ w trakcie światowej trasy Paula McCartneya, Holmes zauważył, że jego upstrzone odblaskowymi wstawkami ubrania prześwietlały wszystkie robione mu z użyciem flesza zdjęcia. I doznał olśnienia! Efektem tej iluminacji jest debiutująca właśnie kolekcja Anty Paparazzi, uszyta z materiału pokrytego milionem szklanych nano-kulek. W normalnym świetle ubrania Holmesa wyglądają jak zwyczajne szare ciuchy, jednak gdy strzeli w nie flesz, eksplodują odbitym światłem oszukując automatykę aparatu i skutecznie maskując tożsamość noszącej je znakomitości.
Stwierdzenie „najciemniej pod latarnią” nabiera nowego znaczenia.