W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z Gregiem Adamskim.
Fashion Magazine nr. 76
Jego zdjęcia stale goszczą na łamach „Fashion Magazine”, bo cenimy ich niepowtarzalny klimat. Z Gregiem Adamskim rozmawiamy o jego pracy, inspiracjach i życiu z dala od Polski.
Rozmawiała: MAJA HANDKE
Jak to się stało, że trafiłeś do Dubaju?
Czysty przypadek, zresztą byłem już związany z wieloma miejscami. Pochodzę z Wrocławia, ale od 25. roku życia mieszkałem w Warszawie, gdzie stawiałem pierwsze kroki w fotografii modowej. Pierwsze ciekawe publikacje pojawiały sie m.in. w „K MAG” i popularnym wówczas „Exklusivie”. Później próbowałem swoich sił w Niemczech i Hiszpanii, a w końcu polecony przez znajomą trafiłem do Dubaju i powoli zacząłem budować tutaj swoją pozycję. Jestem tu, z przerwami, od dziewięciu lat. Z dumą mogę powiedzieć, że udało mi się wpłynąć na kulturę fotografii mody w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Widzę, jak magazyny otwierają się na wygląd sesji, zaczynają dostrzegać indywidualny styl fotografów i czerpać z ich wizji.
Lubisz atmosferę tego miasta?
To jeden z największych ośrodków multikulti na świecie. Tu każdy jest skądś i nikt nie ocenia nikogo z perspektywy narodowości. Miasto rozwija sie bardzo szybko, są w nim nowoczesne dzielnice, ale również takie miejsca, które nawiązują do bogatej kultury Środkowego Wschodu. Warto zaznaczyć, że Emiraty to nie tylko Dubaj. Każde miasto ma swój własny charakter.
Skąd bierzesz pomysły na sesje?
Na pewno z miejsca, w którym jestem. Dubaj uchodzi za miasto sztuczne i turystyczne. I takie robi wrażenie w mediach społecznościowych. Staram się jednak odkrywać w nim miejsca niepopularne oraz poznawać jego okolice – pustynie, pobliskie pasmo górskie. Ten Dubaj nie istnieje w powszechnej świadomości.
Zdarza ci się robić sesje w miejscach typowo turystycznych?
Raczej ich unikam. Staram się dystansować od znanych lokalizacji, próbując odnaleźć nowe spojrzenie.
Brakuje ci tu czegoś?
Typowo polskiej przyrody. Jestem człowiekiem gór. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie tęsknię za jedzeniem mojej mamy. Choć jest tu nawet bistro z polskim jedzeniem.
A skąd czerpiesz inspiracje do zdjęć?
Mają różne źródła – lokalizacje, malarstwo, fotografowie, których cenię, filmy, ale przede wszystkim inspiracją jest osoba, którą fotografuję. Sporo sesji powstaje na pustyni, która jest dla mnie jak czysta kanwa – jestem tylko ja, modelka i stylizacje. Zupełnie jak praca w studiu na czystej ścianie – wszystko zależy od mojej kreatywności. Inspiruje mnie malarstwo Edwarda Hoppera przypominające kadry filmowe. Tę tradycję kontynuuje Nigel van Wieck. Interesuję się też pracami innych fotografów – od klasyki po współczesność, jest tyle wielkich talentów. Uważam, że fotografia przechodzi renesans. Po rewolucji cyfrowej następuje powrót do pracy analogowej. Można zresztą mieszać obie techniki.
A jak ty pracujesz?
Głównie cyfrowo, ale od dwóch, trzech lat łączę to z fotografią analogową. Efekty mnie zaskakują. Pozytywnie. Lubię zresztą robić dużo zdjęć, bo liczy się dla mnie uchwycenie momentów pomiędzy pozowaniem, tego czegoś nieuchwytnego „pośrodku”. Tego, czego nie da się ustawić ani powtórzyć. A to daje mi fotografia cyfrowa. Przy fotografii analogowej odkrywam z kolei nowy sposób pracy. Wielką radością jest dla mnie odkrywanie ciekawych lokalizacji i dobudowywanie historii do sesji. Dlatego właśnie cenię sesje, które robię dla „Fashion Magazine”. Nikt mi niczego nie narzuca.
Interesuje cię pokazywanie ciał poza kanonem? Innych niż ciała modelek?
Myślę, że to będzie kolejny etap odkrywania piękna i oryginalności w niedoskonałych twarzach i postaciach ludzkich. Daję sobie jeszcze na to czas. Jeśli mam wolną chwilę, zdarza mi się fotografować reportażowo. Zresztą często robię to nawet w przerwie między kolejnymi stylizacjami podczas sesji.
Jak odbierasz modę?
Najbardziej liczą się kolory w danych stylizacjach. Muszą uwydatniać atmosferę zdjęcia. Ubrania są dla mnie elementem całości, powinny być nośnikiem dla danej historii, a nie być pierwszoplanowe. Z modą jest jak z obserwacją światła, gestów modelki. W zależności od jej kształtów, tekstury nateriałów, tego jak się zachowują w ruchu, może być bardzo inspirująca.
Uczyłeś się fotografii? Wiele osób zajmuje się nią bez żadnego przygotowania.
Jak najbardziej, choć zacząłem od studiów na wydziale operatorskim we Wrocławiu. Miałem na nich zajęcia z fotografii i zakochałem się w niej, krok po kroku odkrywając piękno fotografii modowej. Zrozumiałem wtedy, czym chcę się zająć. Zdecydowałem się na kierunek fotografia i multimedia na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Następnie kontynuowałem studia magisterskie na wydziale fotografii w Łodzi, ale po roku zarzuciłem je na rzecz aktywnej pracy na planie.
Patrzysz na zdjęcia jak filmowiec?
Coś w tym jest. Bardzo cenię taki sposób pracy fotograficznej. Podoba mi się na przykład styl Vincenta van de Wijngaarda i Paula McLeana – sposób pokazywania przestrzeni (horyzontalne ujęcia), modelka, która jest dopełnieniem kadru.
Masz jakieś zawodowe marzenie?
Chyba mieć więcej czasu na swoje osobiste projekty. Myślę, że będę fotografować do ostatnich swoich dni. Interesuje mnie nie tylko moda – we Wrocławiu na przykład dokumentuję znikające elementy starej architektury, zanim tkanka miejska kompletnie się zmieni. Zawodowo łączę siły z moją partnerką, Klaudią Zdanowicz, która reżyseruje i tworzy filmy modowe. Mamy wiele projektów, które chcielibyśmy wspólnie realizować. Wiąże się to z podróżami w różne zakątki świata.
Coś mi się wydaje, że za dużo pracujesz…
Gdy jest sezon, na pewno. Mam mnóstwo sesji, a przecież praca nie kończy się na zrobieniu zdjęć, trzeba jeszcze dokonać selekcji, przygotować je do retuszu. Zawsze mogę wyrwać się do Polski i się odciąć, choć COVID trochę pokrzyżował tego typu plany. Stąd mamy jednak możliwość wypadów na Sri Lankę albo do Omanu. Tam można mieć kontakt z inną niż polska – ale też piękną – przyrodą i naprawdę się wyluzować.
Czy poza pracą i wypadami do natury jest coś, co cię pasjonuje?
Elementem pasji związanej z moim rodzinnym miastem jest kolekcjonowanie przedwojennych pocztówek przedstawiających Wrocław. Uwielbiam też starsze samochody i sam je naprawiam – te z lat 80. ubiegłego wieku, kiedy jeszcze były produkowane z myślą o tym, by użytkowano je naprawdę długo. W ogóle lubię naprawiać rzeczy – to trochę działanie w kontrze do konsumpcjonizmu, który mnie otacza. Nie umiem też myśleć o pracy inaczej niż jak o pasji.