brak kategorii

Arkadius nie żyje?

22.01.2015 Redakcja Fashion Magazine

Nie oszukujmy się – tak długie oczekiwanie potrafi wyjątkowo mocno zaostrzyć apetyty modnej publiki. Jak mógłby wyglądać powrót projektanta, który jako jeden z nielicznych Polaków (można ich policzyć na palcach jednej dłoni bardzo pechowego operatora frezarki), ma swoją zakładkę na portalu style.com? Czego oczekują klienci po twórcy, o którego pokazie pod koniec lat 90. Suzy Menkes, ikona dziennikarstwa modowego, napisała w tekście dla „The New York Timesa” „Birth of The New Millennium” (Narodziny Nowego Milenium): „Świeżo upieczony absolwent Saint Martin również dał potężny i poetycki show, bawiąc się draperiami i kształtami, ze zwojów organzy, przez fałdy jedwabnego dżerseju, odstające i mocno wycięte bluzki, prosto do bulwiastych butów. Symulacja narodzin – czerwona farba rozbryzgała się na białej skórze – stworzyła dramatyczny pokaz, który zademonstrował potencjał Londynu do kształcenia projektantów z nieokiełznaną, kreatywną energią i pasją”. Czy po 10 latach prowokacja, którą tak zręcznie operował, nadal wywoła tak duże zainteresowanie?

Oczekiwania były różne, a ci, którzy myśleli, że powrót Arkadiusza Weremczuka, znanego pod pseudonimem Arkadius, będzie się wiązał z deszczem fajerwerków w finale wielkiego pokazu, byli w błędzie. Projektant wybrał inną, o wiele bardziej kameralną metodę. Ot, mała, skondensowana kolekcja, towarzysząca jej sesja zdjęciowa, premiera sklepu online i lakoniczna informacja prasowa. Nowa marka nazywa się P-iFashion, co jest skrótem od Politically Incorrect Fashion. Politycznie niepoprawna, prowokująca, niepokorna. Znamy to? Oczywiście, bo właśnie ten kierunek obrał Arkadius, prezentując swoje kolekcje wybiegowe, które w Polsce uważano za skandalizujące (choćby przez wykorzystanie motywu Matki Boskiej), a które na świecie określano właśnie jako poetyckie, polemiczne, awangardowe. Nasz standard nie zmienia się na przestrzeni dekad, zarówno w dawnym ustroju, jak i w nowym, nieustannie obowiązuje zasada – „cudze chwalicie, swojego nie znacie”. Co robił Arkadius po swoim „zniknięciu”? Plotki rozciągnęły swe sieci między Londynem a brazylijską plażą. Jednak niezależnie od plotek trzeba przyznać, że legenda projektanta nie traciła na swojej mocy, a nawet przeciwnie – jego nagła rezygnacja z projektowania tylko ją podsycała. Polska moda, tak bardzo spragniona zagranicznych sukcesów, zamotała się w ogromną pętlę, w której ubranie niezbyt mądrego bożyszcza nastolatek w koszulkę z naiwnym nadrukiem stało się wydarzeniem o randze narodowej. Owszem, przedsiębiorczość młodych twórców „lifestylowej” konfekcji bardzo cieszy, ale nie mieszajmy do tego mody. Dlatego wielu odbiorców bardzo czekało na ten powrót, którego pierwsze sygnały pojawiły się w 2014 roku. Pamiętam, że ten „sekret” zdradził mi Michał Witkowski na jednym z pokazów, mówiąc z wypiekami na twarzy: „Arkadius wraca”. Wczoraj ten sekret w końcu ujrzał światło dzienne.

Arkadius na potrzeby nowej marki postanowił się uśmiercić. Komunikat jest prosty: „Arkadius is dead”. Koniec i kropka. Towarzyszy mu deseń stworzony z nekrologów i klepsydr, jednego z największych fetyszy starszych ludzi, którzy z mieszanką strachu i ekscytacji sprawdzają strony w gazetach, słupy ogłoszeniowe, drzwi do klatek schodowych i do kościołów, żeby zobaczyć, kto i kiedy odszedł do lepszego (przynajmniej w teorii) świata. Treść tych komunikatów jest zdecydowanie satyryczna, chociaż i bardzo prawdziwa: „Dla jednych śmieszny, dla innych wielki”. Tak właśnie było i tak będzie. Dla jednych będzie śmieszny, a dla innych wielki. Wachlarz kombinacji można tworzyć w nieskończoność. Jaki był Arkadius? Śmieszny w swojej wielkości? Wielki w swojej śmieszności? A może wielki i śmieszny jednocześnie? Projektant bawi się poczuciem straty, zmienia jego kontekst, pokazując, że hipotetyczny koniec może być również początkiem. Cała sytuacja ma w sobie potencjał dowcipu, a nawet i paradoksu, bo we wzór klepsydry wpisane jest nie tylko imię i nazwisko projektanta, ale również jego marka, która właśnie się narodziła, jak i naiwne, pokraczne hasła, rodem z komentarzy publikowanych w polskim Internecie: „Niezapomnimy ci niczego co zrobiłeś”. Prawda, Polacy są jak niezapominajki, bo nigdy „niezapominają”.

Zwarta, przeznaczona zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet minikolekcja stanowi jednak ogromną rewolucję w estetyce projektanta. Zawiera sportowe, zdecydowanie proste fasony, na przykład mocno przedłużoną bluzę o ciekawym kroju, bluzki odsłaniające pępek i legginsy, które idealnie wpisują się w trendy docierające do młodszych odbiorców. Jednak efektowne koszule, szczególnie damska, zapinana po łuku, wydają się być skierowane do starszego klienta, miejmy nadzieję, że zapowiadają więcej nieco bardziej zobowiązujących propozycji. Kolorystyka kolekcji ogranicza się do trzech barw: bieli, czerni i szarości, a promuje ją odważna sesja zdjęciowa autorstwa Pawła Tkaczyka, o której niektórzy pewnie powiedzą, że jest wulgarna. To, czy nagość jest wulgarna, zależy głównie od naszej interpretacji. Nie będę na siłę szukać usprawiedliwienia do pokazania nagiego damskiego podbrzusza w kontekście śmierci i wzoru stworzonego z klepsydr. Mając jednak w pamięci dotychczasową twórczość projektanta i jego zainteresowanie cielesnością, takie działanie nie wydaje się szokujące. Raczej zastanawiające, bo generuje pytanie: Jakie cząstki siebie Arkadius uśmiercił na dobre, a które z nich są niezniszczalne, niezależnie od jego intencji? I tu pojawia się clou sprawy, bo potrzeba zmian w życiu twórczym projektanta to dopiero początek, który konfrontuje się z realną możliwością wprowadzenia tych zmian, a na koniec z oczekiwaniami odbiorców. P-iFashion bliżej jest standardowo rozumianej komercji, bliżej zwykłego człowieka, dla którego awangarda z wybiegu nie zawsze jest jednoznaczna z ubiorem.

Arkadius nadal ma w sobie smykałkę do prowokacji. Łatwo wpaść w jego sidła i rozemocjonować się pozornie rozczarowującą prostotą (spójrzcie na niektóre kroje, to wcale nie jest „basic”) czy nagością. Swojej dezaprobaty nie kryło wiele osób, również projektantów, którzy lubią się nawzajem oceniać, jak i dziennikarzy. Michał Zaczyński napisał na swoim facebookowym profilu: „Chciałoby się tęsknić za Arkadiusem, niegdyś znakomitym. Cathy Horyn pisała, że dla niego warto być w Londynie, Suzy Menkes hołubiła. I oto wraca. Ale to jest nędzniutkie. Banalna dresówka w klepsydry z towarzyszącym jej pretensjonalnym komunikatem, że Arkadius is dead, że bunt wobec logo, że protest przeciw korporacjom. Mody w tym tyle, co w poduszkach jego projektu sprzed paru lat, którymi próbował wrócić, lub w równie narcystycznych – co obecna twórczość – koszulkach dla marki Ravel, podrukowanych na modłę Andy’ego Warhola. I to rzekomo ma być comeback po dziesięciu latach. Szkoda zachodu i naszego czasu. Wstyd”.

Czy w dzisiejszych czasach potrzebujemy w modzie buntu? Czy potrzebujemy w niej prowokacji? Politycznej niepoprawności? Teoretycznie nie, ale trzeba pamiętać, że skala świata a skala Polski to dwie skrajności. Polska moda jest zdominowana przez styl sukienkowy, tak chętnie lansowany w telewizjach śniadaniowych. Kolekcje polemiczne znajdujące inspiracje w tematach wykraczających poza znaną aktorkę, budynek (architektura to jeden z największych koników naszych twórców) czy oklepanego malarza to prawdziwa rzadkość. Połączenie użyteczności z ciekawym wzornictwem, świadome wykorzystanie popularnych trendów i odrobina pieprzu w postaci „kontrowersyjnego” nadruku czy równie „kontrowersyjnej” nagości to dobra podstawa dla marki P-iFashion, która najwyraźniej niczego nie zamierza udawać. Koncepcja tej minikolekcji się broni, a kawałek nagiego ciała nie zmienia postrzegania samych ubrań. Klient Arkadiusa ma rozwiniętą świadomość mody, nie trzeba mu na tacy podawać wszystkich rozwiązań: „to połącz z tym, a to z tamtym”. Arkadius w swojej sesji zdjęciowej mówi wyraźnie: jak sobie połączysz, tak będziesz ubrany, a jak zdejmiesz majtki, to będziesz bez majtek. Czy są sytuacje w życiu człowieka, kiedy stylizacja ogranicza się jedynie do podciągniętej koszulki? Jeśli kiwacie głowami, to wiecie, o co chodzi. Jeśli nie, to być może nowy Arkadius po prostu nie jest dla was? Dokładnie tak, rzeczy potrafią być równie proste, nawet w pozornie skomplikowanej modzie. A koniec końców, ileż to razy projektant posyłał na wybieg roznegliżowane modelki? Kto tytułował swoje kolekcje kontrowersyjnymi hasłami, na przykład „Sperma Bogów” (kolekcja dyplomowa)? Kto „szargał” wizerunki świętych? Odpowiedź jest jedna: Arkadius. Żywot marki P-iFashion jest pewny, bo materiałów na kontrowersje mamy pod dostatkiem, a w Polsce nadal najlepiej sprzedają się rzeczy proste i funkcjonalne, a nie (niestety) suknie wypchane sianem czy inne kreatywne wynalazki. Owszem, to skrajne przykłady, ale widać, że projektant doskonale zdaje sobie sprawę z możliwości naszego rynku, które są mocno ograniczone. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że niegodne spektakularnego pokazu. Zresztą, ta kolekcja idealnie oddaje kondycje mody autorskiej, która w Polsce jest nieustannie zawieszona między życiem a śmiercią. Taka prawda – śnią nam się wielkie wybiegi, tylko nie ma komu ich nosić. Marzymy o kolorach, zakładamy szarości. W rękach Arkadiusa (przepraszam, ale chyba nikt się nie spodziewał, że ten pseudonim wypadnie z użycia) ta szarość ma przynajmniej charakter i historię. Dlatego jedyne, co mogę dodać, to Live Long P-iFashion.