brak kategorii
Wywiad z Łukaszem Naporą, organizatorem festiwalu Audioriver
28.07.2016 Redakcja Fashion Magazine
Skąd pomysł na festiwal w tym miejscu?
To jest pytanie, które zadaje sobie wiele osób zanim wejdą na płocką plażę. Ale jak już wejdą, to przestają pytać. Organizacyjnie, z kolei, powód był dość prozaiczny: miasto Płock samo chciało robić festiwale elektroniczne i nawet robiło przez 3 lata. Pierwszym był Astigmatic, który miał dwie edycje, potem Festiwal Muzyki Elektronicznej i Wizualizacji. Nie byli do końca zadowoleni, więc szukali nowych rozwiązań. W końcu jeden z przetargów udało nam się wygrać. Zrealizowaliśmy pomysł na „festiwalowy Płock”. Chodziło o to, żeby miasto przestało kojarzyć się wyłącznie z rafinerią i to nam się udało osiągnąć. A dlaczego my chcieliśmy robić Audioriver? Bo zawsze chodziliśmy na imprezy klubowe i byliśmy zawodowo związani ze sceną elektroniczną. Nie jesteśmy ludźmi, którzy słuchali rocka, wygrali nagle przetarg i przeszli na techno.
Czy ciężko jest zorganizować festiwal, który odbywa się na plaży?
Tak. Na przykład, jest tylko jedna droga dojazdowa, na której mieści się jeden samochód, więc musimy koordynować wszystkie firmy, które z nami współpracują. Druga sprawa to piasek (sponsor musiał zrobić sobie dojazd, dźwigi nie dosięgały itp). Problemem logistycznym na plaży są też oczywiście noclegi. Płock to miasto o populacji 100-120 tys. Baza hotelowa jest niewielka. Borykamy się więc z tym gdzie mają nocować technicy i artyści, nie mówiąc już o publiczności. Fakt, że na festiwal przyjeżdża blisko 30 tys. osób jest kuriozalny, bo to nie powinno się udać, co widać po innych festiwalach w Płocku, które mają zdecydowanie mniejszą publiczność. Przyczyną sukcesu są chyba nieznane nam składniki… A może znane, w końcu gramy dobrą muzykę, którą rzadko można usłyszeć na dużych wydarzeniach w Polsce i jak widać ludziom tego brakuje.
Właśnie, muzyka. Jaki macie klucz? Kto wybiera zespoły? Czy artyści sami się do was zgłaszają? A może spełniacie jakieś swoje prywatne marzenia?
Ostatecznie decydują 3 osoby, wybiera kilka więcej. Ekipa Never After zajmuje się drum&bassem, wysyła nam propozycje, a my akceptujemy lub zgłaszamy uwagi. Zwracamy się również do samych festiwalowiczów i naszego teamu. Po 10 latach przydają się nowe pomysły. Na trzon decyzjny składają się – Piotr Orlicz, Leon i ja. Z jednej strony wybieramy między marzeniami, z drugiej obserwujemy co nowego wyszło na rynku, a z trzeciej patrzymy na to, co pomoże w sprzedaży biletów.
Czyli Krzysztofa Krawczyka nie będzie?
Chcieliśmy zaprosić Marylę Rodowicz na 10-lecie festiwalu, żeby zaśpiewała „Niech żyje bal”, ale w międzyczasie otworzył się warszawski klub Bal i stwierdziliśmy, że to już nie ma sensu. Zresztą, naturalną koleją rzeczy, oni później sami to wykorzystali. Jednak kto wie, może Krzysztof Krawczyk w pewnym momencie okaże się być fajnym artystą, w końcu Zbigniew Wodecki śpiewa z Mitch&Mitch, więc wszystko jest możliwe.
Wracając do tematu – festiwal jest wypadkową naszych miłości, miłości naszych fanów oraz potencjału sprzedażowego, choć nie wszyscy artyści są wybierani według tego ostatetniego klucza. Wiemy, że na Audioriver przyjeżdżają ludzie, którzy kupują bilety bo czegoś właśnie nie znają, bo chcą poznać coś nowego. Gdyby nie było mniej znanych artystów, festiwalowicze mogliby przestać przyjeżdżać. Ta część publiczności także tworzy markę tego festiwalu. Tak jak jest w klubach – jakieś 20% osób wie kto gra muzykę i te osoby są bardzo ważne, bo mówią innym gdzie warto chodzić, więc też o nich dbamy. Nie wytrzymalibyśmy, gdyby o wszystkim decydowały rzeczy nabijające frekwencje. Ale frekwencja to też atmosfera – jeśli w namiocie, który mieści 5 tysięcy osób pojawi się tylko tysiąc, to nikt nie będzie się tam dobrze bawił, a już z pewnością nie artysta. To wszystko jest więc połączone. Line–up jest wypadkową tego, czy ktoś jest wolny, czy aktualnie nagrywa płytę, czy nagra ją dopiero za rok albo jest w tej chwili w trasie. Nasze wrześniowe plany programowe a finalny wynik sporo się między sobą różnią.
Audioriver zmaga się z różnymi opiniami. Część z nich wskazuje, że jest to miejsce mocno imprezowe i ludzie lubią się tam ostro zabawić. Przeszkadza to wam?
To zależy co dla kogo znaczy “mocno imprezowy”. Dla osoby chodzącej do filharmonii jest to rozpusta totalna, dla osoby która chodzi na imprezy już pewnie mniej. Jednak, nasz rdzeń stanowią bywalcy klubów, więc nikt kto do nich chodzi nie powinien się oburzać. Jeśli ktoś preferuje mniej głośne wydarzenia, to być może tak. Wydaje mi się, że ta impreza jest właśnie jedną z głównych zalet Audioriver. Jest dobra muzyka, ale ludzie nie stoją w miejscu, tylko się bawią. Na Audioriver przyjeżdżają ludzie z całego świata, a przez to, że line–up jest jaki jest, to nie ma też ludzi, którzy nie potrafią się kontrolować czy bawić z rozsądkiem. Nasz festiwal to największe odpalenie wrotek w roku, ale moim zdaniem, jeszcze nikt z nich nie wypadł.
Audioriver też się zmienia, w klubowy klimat wchodzi też moda. Skąd ten pomysł?
Po to, żeby było ciekawiej. Mamy sto koncertów, nie da się zobaczyć wszystkiego, a sam festiwal to o wiele więcej, niż tylko muzyka. Dlatego festiwale w dużych miastach nie do końca się sprawdzają. Freeform nie mógł się wdrożyć, Orange przez wiele lat miał problemy, może teraz wyjdzie na prostą. Sytuacja, w której wyjeżdżamy na festiwal na 3 dni to też inny klimat. Oczekujemy czegoś więcej niż koncertów. Naszą pierwszą nogą była noga biznesowa – targi muzyczne, konferencja, która poprzedza Audioriver, edukacyjne kino festiwalowe. Zastanawialiśmy się, co możemy jeszcze zrobić. Moda wydawała nam się ciekawa, ale też kontrowersyjna. Fani elektroniki twierdzą, że ich to za bardzo nie obchodzi. W pierwszym roku projekt spotkał się z lekkim ostracyzmem. Ale to chyba trochę hipokryzja, bo z jednej strony mamy ludzi, którzy twierdzą, że moda ich nie obchodzi, a z drugiej patrzysz na publiczność Audioriver i zastanawiasz się, czemu oni są tacy ładni (śmiech).
Przecież festiwal to też stylizacje i określony styl ubioru.
No zdecydowanie, ale wiedzieliśmy, że będzie opór na starcie. Teraz moda jest już u nas po raz trzeci. Przez pierwsze dwa lata była częścią programu w ciągu dnia, teraz ze względów organizacyjnych przenieśliśmy ją na noc.
Czym będzie się więc różniła strefa nocna od dziennej?
Będzie działać przez dwie noce, a nie jeden dzień i na pewno my będziemy tam też bardziej aktywni. Postanowiliśmy wykorzystać to miejsce, życie festiwalowe i cały pretekst do tego, żeby rozmawiać nie tylko o muzyce. Ola Bladosz przychodząc do naszego teamu, powiedziała, że to jest super festiwal i ludzie, ale tego nie widać w kampaniach, bo dotyczą głównie muzyki. Dla nowego pokolenia ważne są też inne rzeczy. Ma ono inne podejście do tego festiwalu, więc planujemy rozwijać strefę lifestylową w ogólnym ujęciu, nie tylko modowym.
Ola Bladosz (account manager Audioriver): Dla nas punktem wyjścia jest pokazanie, że muzyka elektroniczna to nie tylko balanga, ale kultura, która żyje oraz fajni ludzie, którzy lubią sztukę, modę, kulturę, chcą wiedzieć o czym się mówi. Punktem wyjścia jest pokazanie, że Audioriver to nie tylko muzyka elektroniczna, ale kultura i wszystko co nas otacza.
W naszym świeżo opublikowanym krótkim dokumencie dostępnym na YouTube, widać jak na dłoni, że to jest kultura oraz pewna ideologia, a nie tylko imprezowanie.
Co będziemy mogli robić w strefie mody?
O: Mamy marki, ale nie tylko modowe. Przygotowujemy również nasz projekt z Aloha from Deer. Moim zdaniem ta marka jest fantastyczna. Bardzo długo wybieraliśmy projekty i grafikę. Idziemy w stronę pokazania mody związanej z naszą kulturą.
Ł: Jeśli to uda się w tym roku, spróbujemy iść dalej w tę stronę. Zrobiliśmy limitowaną edycję etui na telefony, które rozdajemy, nie sprzedajemy. Chcemy dalej iść z tą marką, ale musimy korzystać z designerów. Mamy dobrych grafików, którzy zrobią świetny plakat, jednak ciuchy to kompletnie inna bajka. Partnerstwo jest kluczowe. Na festiwalu będzie też moda jako taka, Levi’s z przyczepą, gdzie będzie można personalizować dżinsy, albo Bershka, która zrobi relację z festiwalu, wprowadzi dwóch blogerów i producentów muzycznych.
O: Oni też właśnie chcą pokazać, że to wszystko się łączy – muzyka, moda, kultura.
Ł: W tym roku pierwszy raz festiwalowicze będą mogli oglądać swoje zdjęcia na ekranach głównej sceny.
To będzie streetstyle, jakaś forma galerii?
O: Wpuszczamy 4 teamy fotografów K Maga na teren festiwalu. Szukamy ludzi “audioriver”. Będziemy robić zdjęcia, które potem zostaną wyświetlone na głównej scenie w przerwach między koncertami. Potem będą opublikowane w magazynie KMAG i na stronie.
Gdzie widzicie się za 10 lat?
Ł: Chcielibyśmy mieć produkt, który sprzedawałby się cały rok, jakiś napój może albo coś przydatnego bardziej na co dzien. Audioriver ma już potencjał, żeby coś takiego zrobić. Gdybyśmy mieli na to czas, to pewnie już by coś takiego istniało. Jeżeli chodzi o ekspansję brandu to wydaje mi się, że to fajny kierunek. Czy marka modowa? Przez 10 lat nie udało nam się otworzyć dobrego sklepu internetowego, więc o czym w ogóle mówimy (śmiech).
O: W samej muzyce jest jeszcze dużo do zrobienia.
Ł: Nie będziemy tego robić teraz, ale w zeszłym roku wydaliśmy kompilację. To jest bardzo dużo pracy. Odezwaliśmy się do 600 artystów ze wszystkich 10 lat. Dzięki temu ta muzyka wciąż jest gdzieś grana. Myślę, że jest to jakiś kierunek, żeby robić coś bardziej namacalnego w lifestyle’u i w muzyce, ale co to będzie? Na razie modlę się żeby książeczka była wydrukowana na czas i scena nie została bez naszych nadruków (śmiech).