Przyznajemy, że większość z nas jest zaprawionymi w boju festiwalowiczkami i na przestrzeni lat nauczyłyśmy się, że mniej znaczy więcej. Dotyczy to zarówno zabieranych ze sobą ubrań, ilości spożywanego alkoholu i kosmetyczki, której zawartość w trakcie festiwalu nakładamy na twarz.
Po pierwsze, pielęgnacja – podczas festiwalu nigdy (absolutnie, przenigdy) nie zapominamy o demakijażu, jakkolwiek delikatny nie byłby nasz make-up. Stawiamy jednak na poręczne chusteczki, dzięki którym oczyścimy twarz w ekspresowym tempie. Podczas festiwalu nie zapominamy także o emulsji z filtrem i nawilżającym kremie – naszym faworytem jest energetyzujący krem Clarins, który poprawia wygląd skóry nawet po mocno zakrapianym, nocnym szaleństwie.
Po drugie – makijaż. Ustaliłyśmy już, że podczas festiwalu ograniczamy go do minimum, do kosmetyczki pakujemy więc kilka niezbędnych, funkcjonalnych i przede wszystkim łatwych w aplikacji produktów. Zamiast podkładu wybieramy lekki krem koloryzujący, pakujemy też rozświetlający korektor w pędzelku (np.Touche Eclat YSL), który błyskawicznie nałożymy pod oczy. W policzki zamiast różu wklepujemy kremową pomadkę w ożywiającym cerę kolorze (szczególnie polecamy te od Marca Jacobsa), a na szczyty kości policzkowej nakładamy rozświetlacz w sztyfcie, którego aplikacja wymaga zdecydowanie mniej czasu i zaangażowania niż ma to miejsce w przypadku wersji w pudrze. Niezastąpiona będzie także wodooporna maskara i koloryzująca szczoteczka do brwi, aby delikatnie skorygować łuk i zwiększyć objętość włosków.