Wszyscy, którzy myśleli, że wraz z kolekcją Cruise 2017 poznamy nazwisko następcy Rafa Simonsa, podczas pokazu w Blenheim Palace musieli obejść się smakiem. Za najnowszą odsłonę marki po raz trzeci odpowiedzialny był duet Lucie Meier i Serge Ruffieux, a na nowego dyrektora kreatywnego przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać.
Francuski dom mody od początku zadbał, aby pokaz kolekcji Cruise był wydarzeniem, które na dobre zdominuje branżowe portale i, przede wszystkim, media społecznościowe. Prezentację kolekcji poprzedziła 24-godzinna relacja z przygotowań na Snapchacie (profil marki przejęła aktorka, Emma Roberts), gości częstowano koktajlami w otwartym specjalnie na tę okazję pubie Lady Dior, a na miejsce pokazu zawiózł wszystkich niezwykle stylowy Dior Express. O pokazie mówiło się już wcześniej także w innym kontekście – to właśnie w Blenheim na wybiegu Diora zadebiutować miała Bella Hadid, którą kilka godzin wcześniej oficjalnie mianowano ambasadorką linii kosmetyków francuskiej marki.
Duet odpowiedzialny za kolekcje Diora postawił na miks klasycznych i charakterystycznych dla domu mody fasonów z iście brytyjskimi motywami, co za pewno ucieszyło obecne na widowni Brytyjki, w tym jak zwykle świetnie ubraną Alexę Chung. Duch Christiana Diora obecny był w zdobionych baskinkach i bajkowych, florystycznych printach, które jednak połączono z bardziej współczesnymi, obszernymi fasonami, wielokrotnymi warstwami i utrzymanymi w estetyce vintage rozszerzanymi sukienkami o dopasowanej górze. Klasyczne sylwetki nawiązujące do historycznego „New Look” wymieszano z kobiecymi mini sukienkami, ściąganymi troczkami bluzami i wyrazistymi chokerami.
Projektanci ponownie wyrazili także swoje zamiłowanie do objętości – po raz kolejny postawili na ekstremalnie bufiaste rękawy, falbaniaste baskinki i spodnie z rozszerzaną nogawką – „kick flare”. Często wykorzystywanym zabiegiem była też warstwowość – spódnice nałożono na spodnie, topy bez rękawów na koszule, a delikatne sukienki na dzianiny, co zdecydowanie przemawia na korzyść pragmatyzmu i funkcjonalności tej kolekcji (czyżby projektanci inspirowali się zmienną, brytyjską pogodą?).
To naprawdę dobra kolekcja (chyba najlepsza, jaką Ruffieux i Meier stworzyli do tej pory), mamy jednak wrażenie, że należałoby ją oceniać niejako w oderwaniu od bogatego historycznego dziedzictwa Diora. Mamy wrażenie, że zabrakło w niej trochę wyrafinowania, do którego przyzwyczaiły na wcześniejsze kolekcji marki, co nie zmienia faktu, że większość sylwetek już teraz chciałybyśmy mieć w swojej szafie.