brak kategorii

Zabrakło tylko zapachu kadzidła – o wystawie „Manus x Machina” słów kilka

20.05.2016 Redakcja Fashion Magazine

Zabrakło tylko zapachu kadzidła – o wystawie „Manus x Machina” słów kilka

Podtytuł wystawy jest nawiązaniem do teorii Waltera Benjamina i zaproponowanego przez niego pojęcia „aury”, czyli czegoś co charakteryzuje pojedyncze wytwory, a znika kiedy dany element podlega reprodukcji. Śmiało natomiast można stwierdzić, że moda i technologia żyją w symbiozie, bo przecież bez wynalezienia maszyny do szycia system mody nie wykształciłby się w formie znanej współcześnie – od krawieckiej igły przez maszynę do szycia, po laserowe plotery i drukarki 3D. Dostępne dziś metody, techniki i rozwiązania umożliwiają realizację najbardziej kreatywnych pomysłów.

Każdy z ponad 170 obiektów zgromadzonych na dwóch piętrach części wystawowej imienia Roberta Lehmana został dokładnie opisany, zarówno pod względem wykorzystanych surowców jak i samego procesu powstania. Opisy zawierają dokładne informacje związane z tym jakie elementy wytworzono ręcznie, a jakie maszynowo oraz jakich metod w tym celu użyto. Aranżacja wystawy przygotowana została przez nowojorską filię biura projektowego OMA, znanego m.in. z tworzenia scenografii na potrzeby pokazów marek Prady i Miu Miu. Koncept oparto na idei średniowiecznej świątyni z szeregiem przejść oraz zakamarków przypominających apsydy. Zaraz po przekroczeniu progu widz trafia do pomieszczenia na planie okręgu, w którym centralne miejsce przypadło sukni ślubnej Chanel z bogato zdobionym trenem wyszywanym paciorkami. Neoprenowa kreacja stała się inspiracją dla całej ekspozycji, ponieważ powstała z użyciem nowoczesnych technologii. Sam Karl Lagerfeld przyznał że to couture „bez couture”. W sali znajdują się również egzemplarze wydanej przez Diderota w 1751 roku „Encyklopedii sztuki, nauki i rzemiosła”, w której znalazły się grafiki pokazujące techniki wykorzystywane w krawiectwie. Na kopułowym sklepieniu wyświetlana jest wizualizacja powiększonego wzoru widocznego na trenie, co więcej, z głośników słychać muzykę, kojarzącą się z liturgicznymi utworami. Spragnieni estetycznych wrażeń modowi pielgrzymi mogę przysiąść na jednej z kilku ławek by oddać się kontemplacji „dzieła”.

W dalszej części wystawy eksponaty pogrupowane zostały w sześciu działach według krawieckich specjalizacji: haft, pióra, sztuczne kwiaty, plisowania, koronki, skóra. W każdym z nich sukienki z pierwszej połowy wieku XX zestawiane są  z bliższymi nam czasowo kreacjami. W części wystawy  położonej na niższym piętrze znajdują się również działy poświęcone krawiectwu lekkiemu i ciężkiemu oraz prototypom. Na mnie największe wrażenie zrobiły kreacje, w których projektanci starali się przełamać granice konwencjonalnego myślenia o modzie i ubiorze w ogóle. Wymienić wśród nich można m.in. powstałe z wykorzystaniem technologii realizacje Husseina Chalayana, pierzastą kreację w technologii druku 3D Iris van Herpen, groźnie wyglądające „kolczaste” bolero i nakrycie głowy Japończyka Maiko Takedy, strukturalne prace marki Commes des Garcons, złożone jakby z różnych fragmentów konstrukcyjnych ubrań, czy sukienki Garetha Pugh z ręcznie przycinanych plastikowych rurek do napojów.

Jean Clair, muzealnik i znawca sztuki zauważył, że współczesne muzea są niczym czarne dziury. „Wszystko w nią wpada i nic nie wylatuje: magie, wierzenia, religie, metafizyki, filozofie, a następnie różne rodzaje przemysłu, zawody, techniki, sposoby budowania, jedzenia, ubierania się i bronienia, broń, zbroje, korony królów i chorągwie, monstrancje i dinozaury. […] Muzealna czarna dziura żywi się tym, co niszczy. Wsysa każdy materialny ślad cywilizacji, które ją otaczają”. Moda zatem tak jak inne dziedziny ludzkiej działalności padła ofiarą „ekspozycyjnej obsesji”.  Piotr Sarzyński w artykule o modowych wystawach, który ukazał się w jednym z kwietniowych wydań tygodnika „Polityka” stwierdził, że w kontekście muzeum ubrania pozbawione użytkownika stają się pełnoprawnymi dziełami sztuki. Nie wolno nam ich dotknąć, a co dopiero przymierzyć. Możemy patrzeć i podziwiać. Jednak w przypadku wystawy „Manus x Machina” pojawia się jeszcze jedno dodatkowe znaczenie. Shohei Shigamatsu odpowiedzialny za idee aranżacji  wyjaśnił w jednym z artykułów dlaczego zależało mu na stworzeniu czegoś co przypomina świątynie. „W klasycznej  kościelnej konstrukcji manekiny wyglądają jak inne dzieła sztuki w muzeum MET – dzięki czemu moda staje się równa sztuce”. Tym samym moda umieszczona została w sferze sacrum. Czy zatem w tak zorganizowanej przestrzeni jesteśmy zobowiązani, by oddać sukienkom cześć? Obserwując zgromadzonych w Met widzów w skupieniu oglądających ekspozycję i pokornie oczekujących na swoją kolej by z bliska przyjrzeć się eksponatom wydaje się, że odpowiedź na to pytanie jest jak najbardziej twierdząca. Obok przyciemnego światła oraz dźwięków muzyki zabrakło tylko zapachu kadzidła. Przyszedłem do Met obejrzeć ubrania, a wyszedłem skonsternowany. Poczułem, że ktoś chciał, abym wziął udział w bliżej nieokreślonym rytuale. Niemniej każda okazja by zobaczyć modę z najwyższej półki jest dobra, a pytanie o to czy we współczesnym świecie moda jest religią pozostawiam otwarte.