O ile udział Macieja Sieradzkiego w pierwszej polskiej edycji „Project Runway” był w pełni uzasadniony, to nie do końca rozumiem jego decyzję o udziale w kolejnym reality show, który z modą nie ma nic wspólnego. No chyba, że atrakcyjna i znana blogerka także biorąca udział w programie jest wystarczającym argumentem… Wszyscy śledzący zmagania Sieradzkiego pamiętają , że w pierwszej (tej modowej) produkcji dał się poznać jako introwertyk, który ma ambicje, aby zasłynąć jako prekursor polskich skórzanych plecionek chętnie zakładanych przez Anję Rubik. To dzięki nim doszedł zresztą aż do finału. W drugiej produkcji (tej „afrykańskiej”) nie zagrzał miejsca bardzo długo – źródła podają, że po wypełnieniu kilku karkołomnych zadań w terenie, niestety odpadł po piątym odcinku. Wygląda na to, że Sieradzki ma bardzo dużo wolnego czasu, skoro oprócz projektowania chce zajmować się bywaniem i brylowaniem w innych programach.
Co zatem pokazał na wybiegu? Jego najnowsze propozycje były wariacją na temat mody ulicznej, którą prezentował już wcześniej, podczas pokazu „Sinful Meadow” na sezon jesień-zima 2015. Poprzednia kolekcja była jednak bardziej mroczna, wieczorowa i bardziej przemyślana. Niosła bowiem pewną nadzieję na rozwój projektanta, który wydawałoby się szedł w stronę skórzanych uprzęży w stylu Zany Bayn oraz ciekawych asymetrycznych konstrukcji spódnic i płaszczy. Zaskoczył wtedy pozytywnie oraz pozwolił myśleć, że chce się poświęcić modzie i zainwestować w ten biznes 100% siebie. Tymczasem wczoraj nie dostrzegliśmy żadnych propozycji, które budziłby podobne odczucia.
19. kwietnia w warszawskiej kamienicy przy Placu Małachowskiego 2 pojawiły się jednak tłumy chętne do obejrzenia strojów Sieradzkiego oraz sfotografowania się na sponsorskiej ściance. Jeśli myślicie, że godzinne opóźnienia mają miejsce tylko w przypadku pokazów Dawida Wolińskiego oraz duetu Paprocki i Brzozowski – to jesteście w błędzie. Tak dzieje się nawet w przypadku młodego i początkującego projektanta, który także każe swoim gościom czekać na obejrzenie jego zmagań z tkaninami. Najwyraźniej nikt w branży nie ma odwagi złamać tych zasad. Niektórzy wykorzystują ten czas na Snapchacie i Instagramie, inni, nieliczni, nerwowo zerkają na zegarek.
Pokaz otworzyła modelka odziana w bikini z narzuconym na nie dzierganym kardiganem. Dalej pojawiły się oversize’owe bluzy w kolorze khaki z przeskalowanymi rękawami oraz czarne dresowe sukienki z kapturem. Kilka z nich wykończone zostało frędzlami, gdzieniegdzie wśród bawełnianych propozycji pojawiły się charakterystyczne dla Sieradzkiego wstawki z plecionki. Sporą część kolekcji stanowiły wariacje na temat bluz i sukienek z nadrukami. Projektant postawił także na przeźroczystości, crop topy, luźne spodnie z obniżonym stanem oraz militarne siatki. Próbował nawet połączyć szorty z długimi panelami, jakby były częściami zdekonstruowanej spódnicy, ale ten zabieg niestety się nie udał, głównie ze względu na słabe odszycie. Maciej nie pominął także moro i motywu czarno-białej zebry – uszył z nich męskie kurtki typu bomber oraz damskie spodnie rurki. Mężczyzn ubrał w szorty oraz rozpięte na torsie koszule.
Stylizacje uzupełniały czarne i karmelowe sandały na grubych słupkach, klasyczne szpilki oraz białe sneakersy. Pojawiły się czarne czapki z daszkiem z napisem #mytrip, okulary awiatory oraz naszyjniki w formie militarnych blaszek. Uwagę zwracały skórzane plecaki i sportowe torby z przeźroczystego plastiku.
Spora część modeli i modelek wywodziła się także z innej znanej TVN-wskiej produkcji – „Top Model”. Wszystko odbyło się jak w jednej wielkiej polskiej rodzinie. Pokaz reżyserowała Kasia Sokołowska, która nadzorowała wychodzenie modelek zza drewnianych paneli ozdobionych świetlnym napisem „dzky”. Makijaż opierał się na przydymionym oku, świetlistej cerze i naturalnych ustach, a fryzury na swobodnych falach i nonszalancko zaplecionych warkoczach.
Sieradzki podobno inspirował się Afryką, ale w gruncie rzeczy oprócz kolorystyki rodem z safari, nowa kolekcja projektnta nie ma za wiele wspólnego z czarnym lądem. Jest raczej zwykłą wariacją na temat mody ulicznej, która aktualnie dostępna jest we wszystkich butikach sieciowych. Nie wiem jak Maciej chce przekonać swoich klientów (jeśli takich już posiada) do zakupów właśnie w jego butiku. Będzie bardzo ciężko, gdyż podobne zestawy można stworzyć bez wielkiego wysiłku z ubrań z metką H&M. Okazuje się, że strategia pracy „na ostatnią chwilę”, którą zdarzało się już wcześniej słyszeć z ust Sieradzkiego, tym razem zemściła się na projektancie.