Pytanie, jak Dior będzie prezentował się po odejściu Rafa Simonsa zadawała sobie w ostatnim czasie praktycznie cała branża. Niepewność była tym większa, kiedy okazało się, że póki co nie poznamy nazwiska jego następcy, a najbliższe kolekcje, w tym couture, zostaną zaprojektowane przez zespół projektantów.
Ciekawość wszystkich zainteresowanych została, po części, zaspokojona dzisiaj, kiedy to w specjalnie zaprojektowanej przestrzeni na terenie paryskiego Musée Rodin francuski dom mody zaprezentował kolekcję Couture na wiosnę 2016. Jeśli można opisać ją jednym słowem, z pewnością byłaby to „elegancja”. Zachwycił nas szeroki wachlarz nadruków, faktur i materiałów, nowatorskie podejście do historycznych elementów i chwilami dosłowne czerpanie z dziedzictwa Christiana Diora, które jednak nie stało w sprzeczności z nowoczesnością.Inne określenie, jakie można przypisać najnowszej kolekcji domu mody, to historyczna retrospektywa. Zaprezentowane na wybiegu sylwetki nie tylko wielokrotnie do złudzenia przypominały elementy klasycznego „New Look” Diora, ale niekiedy sprawiały wrażenie wykonanej w skali 1:1 kopii.
Nie ma w tym jednak nic złego, projektanci bowiem historyczne elementy zestawiali z nowatorskimi projektami – klasyczny żakiet z baskinką występował w towarzystwie spódnicy z rozcięciem do połowy uda, a wiele retro motywów uzyskało nowatorskie i futurystyczne zacięcie. Obecność legendarnego projektanta była także widoczna w innych propozycjach marki: na wybiegu można było zauważyć suknie i płaszcze wykonane z grubej tafty, opuszczone ramiona oraz krótkie żakiety z wyraźnie zaznaczoną talią i zaokrąglonymi klapami. W pokazie wypatrzyliśmy jedną Polkę – Olę Rudnicką z Model Plus.
Pod względem kreatywnym ekipa Diora poradziła sobie świetnie – wykorzystała elementy „New Look” w sposób nieco inny niż robił to Raf Simons, a kolekcja w ostatecznym rozrachunku lawirowała gdzieś między romantyzmem i minimalizmem Belga, awangardą Johna Galliano a estetyką charakterystyczną dla duetu Proenza Schouler. Jeśli dodamy do tego oryginalne dodatki, różnorodność faktur i zdobień oraz miejscami eklektyczne stylizacje, otrzymamy naprawdę ciekawy efekt. Nieco więcej do życzenia pozostawia jednak jakość wykonania niektórych projektów. Wiele z nich sprawiało wrażenie uszytych w pośpiechu, niektóre z nich były niedoprasowane, co szczególnie rzucało się w oczy w przypadku sukien wykonanych z tafty. W przypadku „haute couture” niedopuszczalny jest także fakt, aby ubrania były źle dopasowane do sylwetek modelek – pomarszczone w kroku spodnie i przydługie rękawy to tylko niektóre z technicznych zgrzytów, jakie można było zauważyć w tej kolekcji.
Znany ze swojego perfekcjonizmu Raf Simons nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji, zaczynamy się więc zastanawiać, czy decyzja koncernu LVMH o poczekaniu z wyborem jego następcy faktycznie była dobrym posunięciem. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na presję, jaka w ostatnim czasie spoczywała na zespole marki i fantastyczną pracę, jaką projektanci wykonali pod względem kreatywnym, można chyba wybaczyć im te małe techniczne niedociągnięcia.