brak kategorii

5 pytań do… Michała Rejenta, twórcy PLNY Textylia, PLNY Lala, Dziedzic Pruski

20.12.2015 Redakcja Fashion Magazine

5 pytań do… Michała Rejenta, twórcy PLNY Textylia, PLNY Lala, Dziedzic Pruski

1. Dwadzieścia lat na rynku, w portfolio m.in. marki PLNY Textylia, PLNY Lala, Dziedzic Pruski, 1991.international, ostatnio Cukier… Jak się robi tak dobry krajowy biznes?
Taki biznes robi się sercem. Wszystkie marki, które wymieniłaś nie istniałyby bez mojej miłości do skateboardingu, któremu jestem wierny od ponad 26 lat. I pierwsza marka, którą założyliśmy we dwóch z Rafałem Wielgusem czyli R PURE DENIM (w 1994 roku) była pochodną naszego wielkiego pragnienia, aby móc założyć rzeczy, które wtedy nie były dostępne. Ale nie była to niedostępność w stylu takiej, o której piszą dzisiejsze twórczynie marek np. dla dzieci: „Nie znalazłam na rynku ubrań, w które chciałam ubrać mojego synka, więc zaczęłam projektować piżamki z gwiazdkami i księżycem przebranym za rybkę”, tylko świat bez Internetu, bez Unii Europejskiej, bez EURO – zaledwie pięć lat po upadku poprzedniej epoki.

Zatem siłę dawało mi i nadal daje pragnienie, aby tutaj, w Polsce, ludzie mogli zobaczyć lepsze rzeczy, które tam za mityczną granicą, na rajskim Zachodzie są już od dawna popularne. I co więcej, interesowało mnie, aby były to rzeczy zaprojektowane przeze mnie albo na których estetykę mam przemożny wpływ. Jeśli chce się mieć wpływ na to jak ubiera się ulica, jak rodzą się trendy u ich podstaw, jak rozwija się streetwear, to nie można zaplanować tego tak jak wprowadzenia nowego produktu FMCG. Ludzie uwierzą w nasz produkt, a w zasadzie w historię, którą pisze nasza marka, jeśli sami będziemy w nią wierzyć. Musi to być wiara wydobyta prosto z serca, a nie nauczona. Dlatego wiele marek, które miałem, już nie istnieją, a wiele pomysłów czeka na swoją realizację w odpowiednim czasie. Oczywiście bez planowania finansowego, pilnowania cashflow, zarządzania magazynem, inwestowania w nowe rozwiązania technologiczne – nie byłoby tego wszystkiego, czym jest nasza firma, ale na początku musi być serce.

2. Prócz mody, interesuje cię masa innych rzeczy. Które z nich kochasz najbardziej?
Skateboarding w jego czystej formie. Cały streetwear istnieje tylko dzięki wielkiej eksplozji kreatywnych osób związanych z deskorolką od lat 80-tych.
Kinematografia, ale tylko ta opowiadająca historie larger-than-life i tylko reżyserowie dla których liczy się estetyka.
Erotyka ciała kobiecego i jego przedstawianie w sztuce i popkulturze.
Podróżowanie i poszukiwanie osób, które mogą mnie zainspirować do dalszych działań.
Jazda motocyklem.
Sztuka graficzna.
Odkrywanie nieznanych utworów muzycznych – tylko z pozytywnym przesłaniem.
Poczucie humoru. Zawsze „Saturday Night Live”, zawsze „Monty Python”. Zawsze „MAD Magazine”.

3. Co napędza cię do kreatywnego działania? Jak radzisz sobie z tak dużą ilością spraw (kolekcji, lookbooków, kampanii, kooperacji)?
Do kreatywnego działania napędza mnie mój niespokojny umysł. Bez działania nie wydostałbym się z otchłani nudy i przygnębienia. Uciekam do przodu.

Z dużą ilością spraw radzę sobie dzięki mojemu teamowi zdolnych i wierzących we mnie współpracowników. A poza tym, jak wspominałem, wierzę w rzeczy, które robię i zawsze znajdę na nie czas.

 

4. Gdzie, po tak długim czasie w branży, obecnie widzisz na rynku swoje marki?
W dużo szerszym odbiorze niż do tej pory. Rynek się bardzo zmienia, a ja z kolei robię to od ponad 20 lat i robię to tak samo jak wtedy. Dopiero teraz nadchodzi – w znaczeniu prawdziwego biznesu – czas dla ludzi takich jak ja.

5. Czym dla ciebie jest polski streetwear?
To szerokie zagadnienie, a akurat w Polsce zajmuje się nim więcej teoretyków niż praktyków. Większość z nich ma nie więcej niż dwadzieścia lat i nie zadaje sobie trudu dowiedzenia się tego co ja wiem, zresztą chyba to niemożliwe, bo rzeczy z połowy lat 90-tych nie ma w Internecie (śmiech).

Jeśli pytasz o to jak ubiera się ulica to akurat w Warszawie ludzie ubierają się naprawdę coraz bardziej odkrywczo. Starają się pokazać. Wyszukują nowe rzeczy. Zresztą sklepy, które powstają jakoś prosperują. Gdy prowadziliśmy sklep hash24 / #XXIV pięć lat temu, to było to jednak na szerokie zainteresowanie odkrywczym streetwearem, za wcześnie.

Jeśli pytasz o ofertę polskich marek to widzę kilku graczy, który robią to z sercem. Podziwiam konsekwencję MISBHV i przede wszystkim kreatywność i zapał Arety z LOCAL HEROES, ale także oglądam co robi wiele mniejszych marek, które spójnie budują swój wizerunek poprzez sesje zdjęciowe i dobór produktów lecz nie mam danych jak to wygląda od strony biznesowej. Obawiam się, że wiele z tych projektów jest traktowanych jako showcase twórcy marki.