Jeśli chcesz zbliżyć się do efektu, jaki osiągnęła Julianne, proponuję na nawilżonej skórze rozprowadzić lekki, świetlisty podkład, np. Clarins True Radiance. Najlepiej nałożyć go wilgotnym (świeżo umytym) pędzlem do podkładu, np. Inglot – pędzel gwarantuje, że produkt rozprowadzisz równo, nie tracąc jego lekkości. Następnie omiatamy twarz pudrem przy pomocy dużego pędzla. Postawiłabym na Guerlain Les Voilettes – to puder, który utrwala podkład, pozostawiając go świetlistym, bez efektu tępego matu. Brwi powinny być wyczesane i utrwalone woskiem. W razie potrzeby uzupełnij ich kształt miękką kredką, np. Clinique Instant Lift For Brows w odcieniu 01 Soft Blonde – kolor jest tu szczególnie ważny! Brwi nie powinny stanowić konkurencji dla rzęs, dlatego niech będą jaśniejsze niż włosy. Dodatkowy bonus tego akurat produktu to sztyft rozświetlający, którym możesz dyskretnie dodać blasku powiekom. I w końcu – rzęsy! Trzeba je naprawdę dobrze wytuszować, od nasady aż po końce. Mascara koniecznie musi być pogrubiająca, to znaczy taka, która w nazwie ma „volume”, np. Giorgio Armani Eyes To Kill Length & Volume Lash Artillery. Wskazówka dla odważnych i wprawionych: warto dodać kilka kępek sztucznych rzęs. Co z policzkami i ustami? Polecam utrzymać w tonacji brudnego różu – warto zauważyć, że osoby o piegowatej cerze często wybierają ciepłe, miedziane kolory (na przykład bronzery), myśląc, że róże nie pasują rudym. Proszę spojrzeć na Julianne – dyskretny róż odejmuje lat i dodaje twarzy świeżości! Rozprowadź blush na kości policzkowej, np. Shiseido Luminizing Satin Face Color RD103, a w usta wklep palcem pomadkę o tym samym odcieniu, np. Bobbi Brown Rich Lip Color Bare Pink. I makijaż gotowy!