brak kategorii
Grace Jones – (prawdziwa) królowa jest tylko jedna
14.10.2015 Redakcja Fashion Magazine
Grace Jones nigdy nie przebierała w słowach, będąc jedną z najbardziej nieobliczalnych artystek. Skoro była w stanie pobić dziennikarza przeprowadzającego z nią wywiad na żywo, nikt chyba nie spodziewał się, że gwiazda będzie gryźć się w język jeśli przyjdzie do rozprawienia się z najpopularniejszymi gwiazdami współczesnej sceny muzycznej. W wydanej niedawno autobiografii opatrzonej wymownym tytułem „I’ll never write my memoirs”, dostało się między innymi Rihannie, Nicki Minaj i Miley Cyrus. Jones wytyka im brak oryginalności, długofalowej wizji oraz kopiowanie jej pomysłów sprzed kilkudziesięciu lat. A wraz z imponującą ilością spektakularnych, scenicznych strojów, wizerunków, które przeszły do historii popkultury oraz albumami, które tworzyły historię muzyki, wydaje się mieć do tego pełne prawo.
Okładka autobiografii Grace Jones
W swojej autobiografii, Grace Jones wyjaśnia, dlaczego gwiazdy muszą podważyć ze status quo i obudzić w sobie długofalową wizję, której im obecnie brakuje. „Rihanna stosuje body-painting, który ja przed laty wykonywałam z Keithem Haringiem. Tylko podstawowa różnica jest taka, że on malował to wszystko bezpośrednio na moim ciele, podczas gdy ona nosi malowany kostium. Moje malowidło znajdowało się na skórze, ona wpuszcza barierę pomiędzy rysunek a swoje ciało”, pisze piosenkarka w swojej autobiografii. „Z kolei problem z Nicki Minaj i Miley Cyrus jest taki, że bardzo szybko osiągają swoje cele. Brak im długofalowej wizji, przez co zapominają, że w momencie kiedy znajdziesz się w wirze popularności, zawsze musisz na swój sposób zwalczać system wokół siebie, tak aby ciągle pozostawać outsiderem, za jakiego się podajesz”, dodaje. „Wokół zawsze będzie mnóstwo osób, które będą chciały cię zastąpić – twoje nowe wersje, bardziej zwariowane wersje, głośniejsze wersje. Jeśli więc nie posiadasz długofalowego planu, jesteś niczym innym jak tylko chwilowym trendem, fazą, która minie równie szybko, jak się pojawiła”.
Grace Jones podczas koncertu w 2015 roku
Dostało się także Kim Kardashian i byłemu partnerowi Jones, Jeanowi Paulowi Gaude, który sfotografował amerykańską celebrytkę do zeszłorocznego wydania „Paper Magazine” (mowa o sesji, którą Kardashian „wygrała” Internet). Krótko po ukazaniu się numeru, media wytknęły fotografowi, że okładka z Kim była swoistą repliką jego własnego zdjęcia „Carolina Beumont” z 1976 roku, na którym uwiecznił nagą afroamerykańską modelkę, w zupełnie tej samej pozie. Co więcej, obie te fotografie wykazywały niezwykle widoczne odniesienia do niezliczonej liczby zdjęć, jakie Gaude wykonał na przestrzeni lat swojej byłej partnerce i muzie Grace Jones, czy to na okładki jej albumów, czy na potrzeby jego książki „Jungle Fever” z 1982 roku. Jones w swojej autobiografii oskarża Gaude’a o splagiatowanie swojego własnego zdjęcia, nazywając Kim Kardashian „zwyczajnym, komercyjny produktem”. Przy okazji sugeruje także, że Gaude zrobił to celowo, aby ją zdenerwować i krytykuje go jako życiowego partnera, który podobno wykazywał o wiele większe zainteresowanie ideą Grace Jones jako postaci, niż jako osoby z krwi i kości.
od lewej: okładka magazynu „Paper” z 2014 roku i „Carolina Beaumont” z 1976 r. (fot. Jean Paul Gaude)
Grace Jones nigdy nie przebierała ani w słowach ani w stosowanych przez siebie artystycznych środkach. Urodzona na Jamajce i wychowana przez niezwykle religijnych dziadków, w wieku 13 lat opuściła miejsce swojego urodzenia, aby dołączyć do rodziców w nowojorskim Syracuse, a w wieku lat 18 przeprowadzić się do Nowego Jorku i zacząć życie na własną rękę. Zaczynała jako modelka, początkowo w Nowym Jorku, później w Paryżu, gdzie pracowała dla Yves Saint Laurenta, Claude’a Montany i Kenzo Takady oraz pozując przed obiektywem Helmuta Newtona, Guya Bourdina i Hansa Feurera. Została jedną z pierwszych czarnoskórych modelek w branży, zaprzyjaźniając się m.in. z Karlem Lagerfeldem i Giorgio Armani. Pojawiła się na okładkach praktycznie wszystkich liczących się magazynów, od „Vogue’a” po „Elle”. Ostatecznie zrezygnowała z modelingu, aby realizować się w dziedzinie filmu i muzyki, tłumacząc: „Spędziłam połowę swojego życia gapiąc się na tysiące perfekcyjnych twarzy. Doszłam do momentu, w którym zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością”.
Grace Jones w obiektywie Roberta Mapplethorpe’a
W 1977 roku podpisała kontrakt z wytwórnią Island Records i nagrała swój debiutancki album „Portfolio”. Pod koniec lat 70. porzuciła wizerunek królowej stylu disko i po raz pierwszy pokazała światu kanciastą fryzurę, która stała się później jej znakiem rozpoznawczym. Był to także początek wyzwolonej seksualnie, adrogynicznej Grace, którą niedługo potem obwołano królową środowisk gejowskich. „Czuje się kobieco wtedy, kiedy czuję się kobieco. Czuję się męsko, kiedy czuję się męsko. Uwielbiam zmieniać role”, powiedziała Jones magazynowi „Dazed and Confused”. W 1981 roku wypuściła singiel „Demolition Man”, który stanowił cover piosenki The Police i stanowił czołowy utwór albumu „Nighclubbing”. Brzmieniu piosenkarki towarzyszył nowy, androgyniczny look z charakterystyczną, płaską u góry fryzurą i smokingiem. Jej były partner, fotograf Jean Paul Gaude powiedział kiedyś w rozmowie z magazynem „People”: „Mężczyźni uważają, że jest seksowna. Kobiety, że jest nieco męska, a geje, że jest „drag queen”. Androgyniczność zawsze ją pociągała, tak samo jak seksualność, która lawirowała pomiędzy nieco oddaloną i obcą a zwierzęcą i obezwładniającą”.
Okładka albumu „Nighclubbing” z 1981 roku (fot. Jean Paul Gaude)
Grace Jones szybko stała się jedną z ikon legendarnego Studia 54 i królową środowisk gejowskich. Szczególnie w pierwszej fazie swojej kariery, stanowiła siłę napędową nurtu disko, śpiewając na parkietach kultowego nowojorskiego klubu swoje największe hity, „La vie en rose” czy „Send in the clowns”, a z występów tworząc ociekające seksem spektakle, podczas których po parkiecie spływały litry alkoholu, a w powietrzu unosił się kokainowy pył.
Grace Jones jako Nefertiti podczas jednego z występów w Studiu 54
Artystka to jednak nie tylko ikona muzyki i mody. Z sukcesami realizowała się także w świecie filmu. W 1985 roku zagrała w czternastej odsłonie filmowych przygód Jamesa Bonda – w filmie „Zabójczy widok” u boku Rogera Moore’a odtwarzała rolę demonicznego, czarnego charakteru May Day. W latach 90. Jones nieco zawiesiła swoją działalność artystyczną. Na scenę powróciła po 19 latach przerwy, w 2006 roku albumem „Hurricane”. Grace Jones była i w wieku 67 lat, nadal jest głośna, krzykliwa i sprośna. Dziennikarzom przeprowadzającym z nią wywiady radzi zażywać kokainę „od tyłu”, a w sypialni najczęściej słucha Barry’ego White’a. Nie ma żadnych hamulców, a tematy tabu dla niej nie istnieją. Jest żywą legendą i za to ją kochamy.