Najbardziej znana polska dziennikarka filmowa, ikona stylu, symbol kobiety świadomej swoich wartości. Z Grażyną
Torbicką rozmawiamy o zmianach, które zachodzą w świecie kultury, i obchodzącym właśnie pięćdziesięciolecie kultowym
haśle „Jestem tego warta” – sloganie marki L’Oréal Paris, której jest ambasadorką.
Czy XXI wiek to czas kobiet? Czy w świecie filmu jest im dziś łatwiej osiągnąć sukces, a wcześniej na niego pracować?
Na pewno dużo się zmieniło, ale nie jest jeszcze tak, jak byśmy sobie tego życzyły. Ten stan można określić jako „work in progress”. Rozpoczęło się na początku stulecia wraz z aktywnością ruchów na rzecz zrównoważenia płac w zawodach artystycznych, nie tylko w świecie filmu, ale również w innych branżach. Widzimy też wiele silnych kobiecych postaci na ekranie, a coraz więcej reżyserek ma szansę realizować swoje projekty.
Co było chwilą przełomową?
Bardzo znaczącym wydarzeniem była akcja w Cannes. W 2018 roku 82 kobiety, a wśród nich Cate Blanchett i Agnes Varda, stanęły wspólnie na schodach Pałacu Festiwalowego, by zaprotestować przeciwko braków równouprawnienia w branży filmowej. Liczba demonstrantek odpowiadała liczbie kobiet-reżyserek, którym udało się pokazać swoje filmy na canneńskim festiwalu. W tym samym czasie zrobiło to 1643 mężczyzn. W ponadsiedemdziesięcioletniej historii festiwalu Złote Palmy zdobyły tylko dwie kobiety – Jane Campion i Agnes Varda.
Oprócz ruchu na rzecz równouprawnienia i wyrównania płac dużo uwagi przyciągnęły także sprawy związane z demaskowaniem molestowania i mobbingu w tej branży.
Ruch #MeToo stał się elementem walki o szacunek dla kobiet. I miał bardzo duże znaczenie w różnych sferach branży filmowej.
Wciąż wypływają kolejne sprawy. Przede wszystkim jednak wiele się zmienia dzięki pojawieniu się w branży wspaniałych, silnych
kobiet – zarówno producentek, jak i reżyserek.
Kto jest dla pani takim wzorem w kinie światowym?
Chociażby Chloé Zhao, reżyserka „Nomadland”, i Emerald Fennell z jej filmem
„Obiecująca. Młoda. Kobieta.”. Obie świetne i tworzące bardzo interesujące kino z ciekawymi postaciami kobiecymi. Grana przez Frances McDormand bohaterka „Nomadland” to przykład kobiety z pozoru zwyczajnej, która w swoim życiu i myśleniu okazuje się bardzo nie zwyczajna. Ma odwagę zmienić całkowicie swoje życie, gdy jest już w pełni dojrzała, tuż przed emeryturą wyrusza w nową drogę. Z kolei główna postać kobieca filmu Fennell,
w którą wciela się Carey Mulligan, nie godzi się na obojętność i konsekwentnie walczy z tymi, którzy kiedyś zatuszowali gwałt
na jej przyjaciółce. Jak na tym tle wypadają
polskie reżyserki? Bardzo dobrze. Mamy silną reprezentację młodych autorek kina.
Obok Małgorzaty Szumowskiej, uznanej na arenie międzynarodowej, mamy świetne młode twórczynie. Agnieszka Smoczyńska
z „Fugą” i „Córkami dancingu” na koncie, Aleksandra Terpińska i jej „Inni ludzie” oraz Katarzyna Klimkiewicz, której doskonały
film poświęcony Kalinie Jędrusik „Bo we mnie jest seks” niedawno wszedł na ekrany kin.
Kobiety są coraz odważniejsze i znają swoją wartość. A kultowy slogan reklamowy „Jestem tego warta” obchodzi właśnie pięćdziesięciolecie…
Tak! Ma już długą historię i ewoluuje. Idzie z duchem czasu. Nabiera nowych znaczeń i na nowo może być interpretowany. „Jestem tego warta” zostało zastąpione przez „Jesteśmy tego warte”, które odwołuje się do solidarnego działania kobiet. Te z nas, które mają moc i są odważne, stają w obronie tych, którym z różnych powodów tej odwagi brakuje. Kolejny etap, na trzecie dziesięciolecie XXI wieku, to hasło „Jesteśmy tego warte”, w którym słychać
także partnerski głos mężczyzn. Bo świat jest piękny, kiedy pojawia się poczucie wspólnoty kobiet i mężczyzn.
Pamięta pani, kiedy pierwszy raz usłyszała pani hasło „Jesteś tego warta”?
Towarzyszy mi od dawna i jest znakomite. Ale mało kto wie, że
reklama z użyciem hasła „Jesteś tego warta” była pierwszą na
świecie, w której pojawił się głos kobiety! Coś, co dziś wydaje nam
się oczywiste. Tymczasem wcześniej zawsze posługiwano się głosem męskim. Wtedy po raz pierwszy dano głos kobiecie – w sensie dosłownym. Ten slogan kojarzy mi się
też z moimi pierwszymi próbami makijażowymi w latach 70. ubiegłego wieku i trudnym do zdobycia wodoodpornym tuszem
do rzęs L’Oréal Paris. To było coś – móc zatrzepotać rzęsami na basenie! Makijaż zawsze był dla mnie wyrazem kobiecej siły,
pewną zbroją, z której możemy skorzystać.
Zdecydowała się pani zgodzić na bycie
ambasadorką marki L’Oréal Paris.
Domyślam się, że propozycji udziału
w reklamach różnych firm dostawała
pani od lat mnóstwo…
Tak, ale do 2016 roku byłam związana z TVP
i uważałam, że podpisanie kontraktu reklamowego przez osobę pracującą w telewizji
publicznej byłoby nieetyczne. Kiedy odeszłam, pojawiła się propozycja L’Oréal Paris.
Jest pani wyjątkową osobą w międzynarodowym gronie ambasadorek. Chyba
jako jedyna jest pani związana z branżą
filmową jako krytyczka, a nie aktorka.
Rzeczywiście. W dodatku dołączyłam do grona kobiet, które
wyróżniają się nie tylko z powodu swojej urody i stylu. To aktorki-aktywistki, zabierające głos w ważnych sprawach. I szczerze
mówiąc nie myślałam, że zadania związane z tą funkcją będą tak
ekscytujące i satysfakcjonujące. Wielką przyjemnością są dla
mnie na przykład panele i debaty z udziałem interesujących,
mądrych kobiet. Niezwykły jest też projekt wspierania młodych
naukowczyń przez L’Oréal Paris, dzięki któremu świat i media
dowiadują się o ich pracy oraz odkryciach. To wielka i cenna
inspiracja dla młodych kobiet – by czuły, że mają moc sprawczą.
I by naprawdę uwierzyły, że – może zabrzmi to banalnie – są tego warte.