Z premedytacją lub bez lądujemy z kimś ledwo poznanym w łóżku (lub gdzie indziej). Czym są dla nas jednorazowe kontakty seksualne – one night stand? Czy warto się w nie angażować?
Co nam mogą dać, a co zabrać? Rozmawiamy ze specjalistami i relacjonujemy historie z życia.
Pamiętacie fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta z „Harry’ego Pottera”? Każda była inna, a jaka, dowiadywałeś się dopiero po włożeniu jej do ust. Toffi, cytryna, ciasto borówkowa i kandyzowane fiołki, ale można było trafić na fasolki szpinakowe, kiełkowe, grzybowe, no i – niestety – również te o smaku mydła i wymiocin. Z seksem na jeden raz jest trochę tak jak z tymi fasolkami. Bywają wspaniałe na różne sposoby – na słodko i na ostro, bywają całkiem bez polotu – jak fasolka o smaku pieczeni wołowej, no i te najgorsze – wspomniane wyżej mydło i wymiociny. No i bywa też tak, że całkiem niezły ONS odbija ci się złym smakiem dopiero po fakcie, ale o tym później.
KULTURALNE OSWAJANIE
Kiedy wrzucisz w wyszukiwarkę Spotify hasło „one night stand”, pojawia się mnóstwo utworów. Piękny tekst wyśpię wany charakterystycznym głosem Janis Joplin. Zwraca się do swojego (jednorazowego) kochanka: „Nie jesteś niczym więcej niż facetem na jedną noc, jutro wyruszę w swoją stronę”. Jakież to emancypacyjne i bezproblemowe… Temat ONS upodobali sobie szczególnie raperzy, ale całkiem przyjemny utwór znajdziemy też w repertuarze Motörhead. Coś o facecie, który w podróży korzysta z nadarzających się okazji… Jednorazowy seks inspiruje nie tylko muzyków, ale kulturę masową w ogóle. Kultowych „Niewinnych czarodziejów” Andrzeja Wajdy z 1960 roku odsądzono od czci i wiary za pokazanie pary, która beztrosko spędza ze sobą noc bez zobowiązań, a wszystko jeszcze odbywa się przy dźwiękach bezecnego
jazzu. Socjalistyczni stróże moralności nie zdołali brzydzić filmu, widzowie zakochali się w parze, w którą wcielili się Tadeusz Łomnicki i Krystyna Stypułkowska. Słynnym międzynarodowym filmowym ONS – całkiem
romantycznym zresztą – jest noc, którą spędzają ze sobą bohaterowie filmu „Przed wschodem słońca”. Amerykanin Jesse, czyli Ethan Hawke, i Francuzka Celine – w tej roli Julie Delpy – spotykają się przypadkiem w czasie podróży. Po wspólnej nocy para postanawia nie wymieniać się kontaktami, ale za to spotkać się w wyznaczonym miejscu za pół roku. Do spotkania nie dochodzi, ale o tym dowiadujemy się dopiero z sequela zrealizowanego dziewięć lat później…
NOWA RZECZYWISTOŚĆ
Kiedyś jednorazowy czy też przygodny seks – bo tak ONS określamy po polsku – kojarzył się głównie ze spontaniczną akcją następującą po imprezie, koncercie czy innego rodzaju towarzyskim spotkaniu, którym często towarzyszyło rozluźnienie pod wpływem alkoholu. Dziś łączy się go przede wszystkim
z internetem. Rozwój portali randkowych ułatwił poszukiwania i komunikację. Swoje zrobiła liberalizacja obyczajów i upadek
tabu, za jaki niegdyś uchodził seks bez uczucia. Niestety nadal kobiety poszukujące kontaktów seksualnych na jeden raz oceniane są inaczej niż mężczyźni. Jej bez zastanowienia przylepia
się łatkę puszczalskiej, jego traktuje się jak zdobywcę. Czy w dobie aplikacji jest lepiej? O tym zaraz. Z pewnością jest częściej i łatwiej.
Tinder stworzono w 2012 roku – początkowo z myślą o amerykańskich uniwersytetach. Aplikacja zrobiła jednak światową karierę i zrewolucjonizowała rynek randek internetowych. W 2016 roku zaczęła cieszyć się popularnością, której nie dorównały inne apki, takie jak na przykład Badoo. Użytkownicy polubili łatwość wyszukiwania par i komunikacji. To nie znaczy, że seksu nie można szukać na innych portalach – Tinder jednak wygrywa w rankingach. O wrażeniach z tinderowych randek na raz najlepiej rozmawiać z użytkownikami aplikacji. Większość moich rozmówców jest zgodna co do jednego – ONS znaleźć łatwo. Część
przyznaje, że w pewnym okresie życia właśnie tego szukała. „Kiedy rozwiodłam się po czterdziestce, byłam przez jakiś czas sama. W końcu zdecydowałam się na umawianie się na seks przez internet. To było wyzwalające, bo od budowałam swoje poczucie atrakcyjności. Bywało fantastycznie, a czasem bardzo średnio, ale przechodziłam nad tym do porządku dziennego. Jedna z takich randek okazała się w końcu początkiem dłuższej relacji” – opowiada Iwona. „Nie nastawiaj się na nic, bo seksrandka jest jak Kinder niespodzianka” – radzi Magda, która od czasu do czasu ma ochotę na przygodę. „Wolę szybko się umówić i bezproblemowo rozstać się po. Unikam pisania z kimś tygodniami, bo wtedy zaczynam się do tej osoby za bardzo zbliżać. Dziwnie jest potem, kiedy kontakt urywa się po tym jednym razie, nawet jeśli takie było pierwotne założenie. Nie ma sensu się zaprzyjaźniać. Oczywiście, jeśli szukasz tylko seksu” – opowiada. Karolina nie żałuje żadnego że swoich ONS-ów, ale tylko kilka wspomina z sentymentem. „Czasami masz z kimś seks i zupełnie nieprzeciętną, wyjątkowo
szczerą konwersację. I zaczynasz tę osobę
lubić. To rodzaj dziwnego intymnego spotkania nie tylko na poziomie fizycznym”. Joanna uważa, że czasem takie spotkanie okazuje się zupełnie bezsensowne, bo po prostu nie ma chemii. „Zdarzało mi się umówić z kimś na zapoznawczą kawę i zakończyć spotkanie przedwcześnie, bo czułam, że nic z tego nie będzie. Raz zdarzyło mi się nawet przerwać już w trakcie seksu. Miałam wrażenie, że jestem z robotem i nie miałam ochoty na kontynuację. Powiedziałam, że nie czuję, byśmy dobrze się
zgrali, wstałam, ubrałam się i wyszłam. Był
rozczarowany, ale to nie mój problem”. Jeden z moich męskich rozmówców przyznał, że zgodnie z jego doświadczeniem kobiety za pierwszym razem bardziej się starają i to mu zdecydowanie odpowiada. Wszyscy zgadzają się co do jednego – ONS to świetna sprawa,
kiedy podróżujesz.
W POLSCE I NIE TYLKO
Joanna Jędrusik jest ekspertką od randek za pomocą aplikacji – napisała o tym dwie książki: „50 twarzy Tindera” oraz „Pieprzenie i wanilia”, która swoją premierę ma latem tego roku.
Ta ostatnia poświęcona jest randkom poza granicami Polski. „W podróży ONS wydaje się czymś bardziej oczywistym, bo nie oszukujemy się, że zaczynamy relację, która ma jakąś przyszłość. Ale często to też sposób na lepsze poznanie obcego miasta w towarzystwie insidera, niekoniecznie zakończone seksem, to też namiastka bliskości, kiedy jesteś z dala od domu” – uważa pisarka. Zdaniem Joanny Jędrusik ONS ma w sobie wyzwalającą moc. „Jeśli podchodzisz z nastawieniem, że niekoniecznie zależy ci na następnym spotkaniu, zdejmujesz z siebie presję. Nie przejmujesz się tak bardzo tym, co ta osoba o tobie pomyśli i jak cię oceni. To nie
znaczy oczywiście, że wybierasz partnera
w przypadkowy sposób. Przy całej powierzchowności Tindera ta aplikacja
umożliwia konwersację, a wymieniając
wiadomości, dowiadujesz się naprawdę
sporo i nie polegasz tylko na swojej intuicji. To działa. Moje randki nigdy nie okazały się niebezpieczne, choć umawiając się przez internet, trzeba liczyć się z tym, że czasem po prostu będzie beznadziejnie”. Po ukazaniu się pierwszej książki do autorki odezwało się wiele kobiet. „Pisały, że odważyły się spróbować randkowania bez zobowiązań i było to dla nich
ważne doświadczenie. To one podejmowały decyzję i wybierały, bo aplikacja daje
równe szanse kobietom i mężczyznom. To
ważne szczególnie w społeczeństwie, które
lubi oceniać i decydować, co wolno i co
wypada. Tymczasem – zapamiętajmy –
nie ma nic złego w takiej formie relacji. Dwie osoby umawiają się na konsensualny seks. Mają pragnienia, postanawiają je wzajemnie spełnić. Tylko tyle i aż tyle”.
ZDANIEM SPECJALISTY
Nie wypada nie skonsultować kwestii ONS
ze specjalistą. Seksuolog dr Robert Kowalczyk podkreśla, że według współczesnej seksuologii każdy wymiar ekspresji seksualnej jest dozwolony, dopóki nie narusza my praw innych osób. „Wszystko zależy od podejścia i od tego, czym są dla nas jednorazowe kontakty seksualne. Problematyczne mogą stać się, jeśli poszukiwanie przygodnego seksu jest zachowaniem kompulsywnym, które
negatywnie wpływa na inne obszary życia i może rozwinąć się w rodzaj uzależnienia. Musimy też zdawać sobie sprawę, że ży jemy w czasach niekończących się możliwości nawiązywania tego typu kontaktów. Zdarza się, że poszukiwanie idealnego partnera zamienia się w ciąg jednorazowych spotkań, bo ulegamy złudzeniu, że ktoś spełni wszystkie nasze oczekiwania. Po drodze nie dajemy wtedy szans na pogłębienie jakiejkolwiek
relacji. To może być pułapka” – tłumaczy ekspert.
ZADBAJ O BEZPIECZEŃSTWO
Nie trzeba zakładać, że każdy potencjalny partner na jednorazowe spotkanie jest mordercą rodem z filmu sensacyjnego, ale lepiej trzymać się pewnych zasad. Jeśli umawiasz się z kimś, poinformuj o tym zaufaną osobę – dane na temat miejsca spotkania to absolutne minimum. Możesz też umówić się, że ta osoba zadzwoni w trakcie randki albo poczeka na sygnał od ciebie. A ty nie zapomnij o wysłaniu tego sygnału,
by twój „mąż zaufania” nie dzwonił na policję przerażony brakiem kontaktu… Świetnie, jeśli wiesz o swoim potencjalnym partnerze
nieco więcej. „Możesz wtedy tę osobę wygooglować, sprawdzić jej profil na Facebooku. Jeśli wiesz o niej niewiele, umów się na początek w miejscu, w którym nie będziecie sami” – radzi Joanna Jędrusik. A jeśli pociąga cię spotkanie z nieznajomym w pokoju hotelowym, daj komuś zaufanemu znać, gdzie jesteś.
ZDROWIE JEST NAJWAŻNIEJSZE
Jak najlepiej o nie zadbać, wyjaśnia specjalistka od chorób zakaźnych z warszawskiej kliniki Dermea, dr Aneta Cybula. „Prezerwatywa to obowiązkowe zabezpieczenie, które chroni nie tylko przed zakażeniem HIV, ale też przed innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową, takimi jak kiła i rzeżączka. Dodam, że prezerwatywa musi być prawidłowo założona” – wyjaśnia lekarka. Problem w tym, że konieczność stosowania prezerwatywy nie dla wszystkich jest oczywista… Nawet całkiem ogarniętym – pozornie – ludziom zdarza się poddać emocjom lub ulec namowom przypadkowego partnera. „Ludzie nie są świadomi tego, że osoba, z którą idzie się do łóżka, zabiera do niego całą swoją seksualną przeszłość, a także przeszłość poprzednich partnerów. Do wielu niezabezpieczonych kontaktów dochodzi też pod wpływem alkoholu lub narkotyków, kiedy łatwo tracimy nad sobą kontrolę. Zazwyczaj z pacjentami zgłaszającym się z obawami po takim kontakcie nie można najczęściej zebrać
wywiadu medycznego, bo po prostu nie pamiętają, co robili” – mówi dr Cybula.
A kiedy badać się, jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości? „W przypadku HIV najlepiej po około 4–6 tygodniach, choć szybkie testy IV
generacji dają wynik już po trzech tygodniach. Równolegle trzeba też wykonać testy na inne choroby przenoszone drogą płciową. Warto
zresztą testować się raz na jakiś czas, bo nawet prezerwatywa nie daje stuprocentowej pewności” – wyjaśnia ekspertka. I dodaje: „Traktujmy testy jako strażników zdrowia, bo lepiej wiedzieć i wdrożyć leczenie jak najszybciej – także po to, by nie zarażać swoich kolejnych partnerów”. Dlaczego ludzie ignorują powszechną wiedzę na temat niebezpieczeństw wiążących się z kontaktami bez zabezpieczeń? „Część wierzy, że nic złego ich nie spotka. A to myślenie życzeniowe, magiczne i nieoparte na faktach. Zdarzyło mi się słyszeć, że kobieta zdecydowała się na kontakt bez prezerwatywy, bo jej przypadkowy partner zapewniał, że był w przeszłości dawcą krwi. Czasem wyjaśnienie brzmi: »Nie chciałam psuć nastroju
mówieniem o prezerwatywie«. Tak nie można! Jeśli masz w sobie dość odwagi, by umawiać się na seks, zdobądź się na rozmowę o zabezpieczeniach – najlepiej jeszcze przed spotkaniem. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. W nowej relacji z prezerwatywy można zrezygnować także dopiero po przebadaniu się obojga partnerów. A i w tym przypadku istnieje ryzyko, że jedna ze stron nie będzie wierna i nie zabezpieczy się, zdradzając. Mam pacjentki, które wykonują testy na HIV i choroby weneryczne właśnie dlatego, że nie ufają swoim stałym partnerom”
– tłumaczy dr Cybula. Podkreśla: „W ogóle dobrze byłoby, gdyby regularne badanie się pod kątem HIV i chorób wenerycznych było rutyną, a nie wydarzeniem wyjątkowym”. Sto procent zaufania możemy mieć tylko do siebie – i to pod warunkiem, że nie pozwolimy sobie na odlot po używkach. I tego należy się trzymać