W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z Anna Muchą.
Fashion Magazine nr. 81
Pełna energii, zawsze gotowa na nowe wyzwania. O tym, jak odnajduje się w roli producentki w trudnym czasie pandemii, zawodowych i prywatnych uniformach oraz modowych zakupach z Anną Muchą rozmawia Wiktor Krajewski.
Zdjęcia: AGATA SERGE
Temat twoich dzieci mnie nie interesuje.
Jestem w stanie to zrozumieć (śmiech).
Miłości przeszłe, teraźniejsze i przyszłe również nie.
Możesz pytać, o co chcesz. Najwyżej nie odpowiem.
Porozmawiajmy o modzie. Zgadzasz się na to?
Abnegatka modowa na okładce modowego magazynu i mówiąca o modzie… To może być ciekawe (śmiech).
Ale przecież twoje stroje wzbudzają kontrowersje.
Tak było w przypadku programu „Dance, dance, dance”.
Potrafiłaś zaszaleć.
Ale tam moje stroje były kostiumem. Kreacją, przebraniem, które pozwoliło mi wcielić się w postać ostrej jurorki niebojącej się mówić ostrych słów krytyki. Taka konwencja.
…nie przez wszystkich zrozumiana. Lubimy brać wszystko na serio. Szkoda, że tylko konwencja. Liczyłem, że chodzisz tak na co dzień do sklepu. A mówiąc serio: moda dla Anny Muchy to…
U niektórych stylistów pojawia się pokusa, żeby przestylizować osobę, którą ubierają. Przebrać ją, a to przebranie nie niczemu nie służy. Dla mnie kwintesencją mody nie jest to, żeby iść zgodnie z trendami, ale by czuć się dobrze w tym, co mam na sobie i w czym dobrze wyglądam. Wbijam do głowy stylistom, że modne nie jest to, co jest modne, tylko to, w czym ja dobrze wyglądam. Dziewczyna, która ma figurę modelki, jest banalnym wyzwaniem dla ubierającego.
A ty jesteś modowym wyzwaniem?
Mam biust, jestem mięciutka, podręczna i kobieca. Może dlatego czasem łatwiej mnie rozebrać, niż ubrać (śmiech). Pracowałam z wieloma stylistami i niekiedy dochodziło między nami do walk. Dla mnie moda w kontekście panujących trendów jest rzeczą wtórną. Oczywiście jest kilku projektantów, których podziwiam. Mówiąc pół żartem, pół serio: wiem, że w Dolce & Gabbana wyglądam dobrze. Ale z drugiej strony, która z nas nie wygląda dobrze w Dolce&Gabbana? Oni kochają kobiety i doskonale potrafią to pokazać w swoich ubraniach. W ich projektach widać afirmację życia i szczęścia… Włoskie „życie jest piękne”. Ale skoro mówimy o modzie, to rzeczywiście mam słabość do butów… lubię życie na wysokiej stopie.
I dlatego masz dziś na nogach sneakersy?
Musiałam zejść na ziemię.
Ale w magazynach dla kobiet Anna Mucha ma zawsze krótką sukienkę i niebotycznie wysokie szpilki. Coś ściemniasz.
(śmiech) Uniform. Praca wymaga ode mnie takiego stroju. Prywatnie wspaniale odnalazłabym się w roli testera dresów. Jeżeli ktoś chce mieć piękną i wymuskaną kobietę w domu, nie może wiązać się z aktorkami. Aktorki na co dzień ubierają się w tumiwisizm. Dopiero w oficjalnych okolicznościach wbijają się w mundurek, czyli sukienki, szpilki…
Nie stroiłaś się podczas pandemii w domu?
Ale to zupełnie inna sytuacja. Jerzy Stuhr opowiadał w wywiadzie, że gdy znalazł się na dłuższy czas w szpitalu, każdego ranka zdejmował pidżamę, składał ją w kostkę i zakładał cywilne ciuchy. To sprawiało, że się trzymał, miał namiastkę normalności i codzienności, którą znał sprzed chwili, a którą mu zabrano. Oczywiście, to są dwie kompletnie różne sytuacje, ale trzeba narzucać sobie reżim w obydwu. W trakcie zamknięcia przywiązywałam wagę do tego, jak wyglądam. Mimo że poruszałam się na trasach między kuchnią łazienką i pokojem. Gdy zabierane jest nam normalne życie, włącza się walka o godność. I ja taką walkę toczyłam. W perłach.
Byłabyś w stanie zapłacić każde pieniądze za rzecz do ubrania, która zawładnęła twoim sercem?
Nie, bo nie widzę w tym większego sensu. Zegarek za 150 tys. złotych pokazuje dokładnie tę samą godzinę co telefon. Więc po co? Widziałam w Hong Kongu torebki za horrendalne pieniądze w cenie drogiego mieszkania i samochodu…
Nie wierzę, że serce nie zabiło ci szybciej na ich widok?
Nie. Oglądałam je jak eksponaty w muzeum. I powiem więcej: kompletnie tego nie rozumiem. Te rzeczy są pociągające, ale gdybym miała kupić taką torebkę i jej używać, nie odczuwałabym większej przyjemności. Jedyna sytuacja, w jakiej mogę sobie wyobrazić siebie kupującą taką torebkę, jest taka, że robię to tylko po to, by spakować ją do sejfu, za dziesięć lat wyciągnąć i powiedzieć: „Masz córko, to prezent od mamy. Sprzedaj ją i zainwestuj pieniądze”. Ale o kimś, kto kupiłby ode mnie taką rzecz, pomyślałabym życzliwie, że jest pierdolnięty…
Jesteś pragmatyczką?
Inwestycję rozumiem. Kupowanie dla samego kupowania, bo to twoje zboczenie, nie jest dla mnie zrozumiałe. Rozumiem pragmatyczne podejście do mody. Jestem w stanie kupić coś droższego, żeby służyło mi to przez długi czas, zamiast kupować pięćdziesiąt rzeczy na krótki. W modzie przeraża mnie też sezonowość. Fakt, że coś jest modne przez chwilę, a potem już nie. Nieodpowiedzialność. Niedawno odkryłam vintage dzięki programowi „To był rok”. Zabawa z modą, przebieranki mnie bawią. Jeśli mam czas i ochotę, chętnie bawię się w look z lat 90. XX wieku.
A twoja szafa to przykład ascezy?
I tu mnie masz! Mam zdecydowanie za dużo rzeczy. Czekam, żeby zrobić czystkę w szafie. Mam w niej na przykład sukienkę projektantów od Comme des GarÇons. Nigdy w życiu jej nie założyłam.
To po co ją kupiłaś?
Mieszkałam wtedy w Nowym Jorku. Pewnego dnia poszłam do butiku przy Piątej Alei, gdzie za już trzaśnięcie drzwiami płacisz krocie. A drzwi są obrotowe… Na wieszaku zobaczyłam błękitną sukienkę. Piękną. Za horrendalną kwotę. Popatrzyłam na nią. Obwąchałam, wyszłam. Wróciłam za dwa tygodnie. Sukienka cały czas wisiała, a na metce przyklejono informację, że jest przeceniona o 25%. Popatrzyłam, obwąchałam i wyszłam. Wróciłam i znowu otrzymałam miłą wiadomość. Sukienkę przeceniono o 50%. Dopiero wtedy odważyłam się ją przymierzyć. Była to płachta pięciu metrów bawełny, które motasz na sobie w skomplikowany sposób. Wyglądałam w niej jak spadochroniarz, który wylądował na plaży w Normandii i zaplatał się w materiał. Pięć pań drapowało na mnie tę sukienkę bez pewności, czy robimy to dobrze…
Ale kupiłaś?
Kupiłam. Za jakiś czas byłam na przyjęciu, na którym poznałam pewną kobietę. Przedstawiłyśmy się sobie i okazało się, że jest to agentka projektantów z Comme de GarÇones. Opowiedziałam jej o mojej sukience i tym, że nie potrafię jej założyć. Zaśmiała się, słysząc moje słowa.
Z radości, że dałaś jej zarobić?
Ten model sukienki powstał tylko w trzech sztukach. Projektanci postanowili, że przeprowadzą eksperyment, który będzie jednocześnie żartem. Udrapowali bez większego ładu i składu kawał materiału, dali zaporową cenę, bo chcieli zobaczyć, która modowa wariatka połknie haczyk i ją kupi. Traf chciał, że padło na mnie. W trakcie przyjęcia wymieniłyśmy się z moją nową znajomą numerami telefonów, a żegnając się, poprosiłam ją, że skoro to właśnie ja wpadłam w ich sidła, będę wdzięczna, jeżeli dostanę od nich instrukcję obsługi, jak powinnam nosić tę sukienkę.
Przysłali ją?
Nie (śmiech).
Może w szafie wisi ci teraz równowartość mieszkania…
Może (śmiech). Ale taki wątek mody rozumiem. Jest w tym historia.
Moda to sztuka?
Bywa. Doceniam rzemieślniczą robotę i każdy misternie doszywany koralik. Te poziomy mody mnie interesują, a w połączeniu są dla mnie sztuką. Cenię krawiectwo, a w związku z moją pracą mam z nim sporo do czynienia i bardzo cenię fachowców, którzy się nim zajmują. Niedoścignionym wzorem artysty jest dla mnie architekt. Architektura to najwyższa forma sztuki. Oczywiście, chciałabym urodzić się z talentem Adele i śpiewać tak, żeby ludzie wzruszali się, słysząc mój głos, kochali przy nim, a inni artyści inspirowali się nim. Jednak to architektura ma duży wpływ na nasze życie, bo za jej sprawą pojawiają się harmonia i porządek. Chłoniemy je mimo woli, robimy to bezrefleksyjnie. Skąd u Włochów wysmakowanie? Dlaczego są miłośnikami detali i z łatwością przychodzą im do głowy niektóre rzeczy? Bo żyją w miastach, które są logiczne, sensowne, piękne. W miastach, które mają szacunek do ładu i historii. To ma ogromny wpływ na każdą sferę życia. Sztuka połączona z matematyką, fizyką. Artyzm z umysłem ścisłym. To jest magia – widzieć w bryle potencjał.
Zdecydowałaś się podjąć wyzwanie i do swojego resume wpisać nowy zawód: producent teatralny. Odeszłaś w związku z tym z teatru i poszłaś na swoje
Świat teatralny wciągnął mnie około ośmiu lat temu. Zgodziłam się, żeby stać się jego częścią, bo już wtedy miałam w głowie to, że chcę i będę produkować spektakle teatralne. Produkcja jest tym, co mnie kręci, co mnie podnieca. Zdecydowanie bardziej niż reżyseria. Budowanie od podstaw jest dla mnie niezwykle ciekawe. Pasjonujące. Praca aktorki to bardzo dobre narzędziem do tego, żeby się realizować i czuć spełnienie. Ale chciałam zaryzykować. I to zrobiłam.
A może nie spełniałaś się jednak w aktorstwie?
Bardzo się spełniałam. I powiem więcej. Miałam niezwykle komfortowe warunki. Naprawdę. Przez tyle lat było mi bardzo dobrze. Zapomniałam o pragnieniu, które było we mnie jeszcze jakiś czas temu. Umościłam się w puchu i tak w nim leżałam. Komfort, spokój. Sytuacja idealna.
Ale to źle?
Śpiąca królewna. I nagle zadzwonił budzik, a ja niespodziewanie musiałam podjąć decyzję o odejściu ze spektaklu. Z tym że ta moja decyzja determinuje również pracę dziewięciu innych aktorów, których zostawiłabym na lodzie. Poczułam odpowiedzialność – poczynając od moralnej, przez koleżeńską, a skończywszy na finansowej. Nałożyła się na to jeszcze sytuacja z pandemią. Nie zapominajmy, że poza aktorami jest z nami jeszcze wielu ludzi: ekipa techniczna, dystrybutorzy, właściciele scen, bileterki. Gdy to do mnie dotarło, pomyślałam sobie: „Teraz muszę się wziąć do roboty.” I tak też rozpoczęły się prace nad sztuką, której jestem producentką. A zespół wsparł mnie w tym działaniu i poszedł za mną.
Dopada cię czasem strach? Bo nie ukrywajmy, obarczyłaś się dodatkowym stresem.
Nie wiem, co przyniesie jutro. Zagadką jest dla mnie COVID i to, jak wszystko będzie wyglądało, gdy się w pełni otworzymy. Życie teatralne, trasy są teraz jedną wielką niewiadomą. Jeśli wszystko wróci od września, mam zamiar wjechać na białym rumaku i pogalopować.
Anna Mucha optymistka?
Od początku 2020 roku czułam, że będzie on należeć do mnie. Pewne sprawy się skomplikowały, inne rozwiązały, ale wciąż nie tracę wiary.
Zawsze możesz robić teatr on-line.
Moim zdaniem nie da przenieść atmosfery teatru do internetowej rzeczywistości. Oczywiście, są spektakle on-line, ale to jest niczym podglądactwo. Nie uczestniczymy w akcie seksualnym, tylko podglądamy kogoś przez dziurkę od klucza. Nigdy nie odczujemy tej samej przyjemności, którą poczulibyśmy, siedząc na widowni. To cenne i ważne doświadczenie dla aktorów, ale bardzo przy tym trudne. Już samo granie przy połowie publiczności jest trudne, bo mamy połowę reakcji na to, co dzieje się na scenie. Wychodząc na scenę, aktor ma w sobie odpowiedzialność, że musi dać z siebie sto procent, bo ktoś odważył się przyjść do teatru i zasiąść na widowni. Mam bardzo dużo szczęścia, bo zawsze grałam przy pełnych scenach, a bilety wykupowano wiele miesięcy wcześniej. Trudno jest mi teraz powiedzieć, z jakimi rekcjami muszę się liczyć i jaką energię otrzymam, gdy publiczność będzie ograniczona. Cieszy mnie, gdy widzę, że reakcje są żywe, że widzowie przeżywają emocje, bo pojawia się we mnie poczucie, że pieniądze, które zarobiłam jako aktorka, są uczciwe. I nie bójmy się stwierdzenia, że jestem osobą do wynajęcia, która ma dostarczyć ludziom zasiadającym na widowni przeżycia.
Mam duży problem z chodzeniem do teatru. Sztuka przez duże „S” uważana jest za coś, co musi być niezrozumiałe…
Słyszę też opinie, że niektórym teatr kojarzy się z traumą, bo byli przymuszeni, żeby usiąść na widowni i obejrzeć spektakl, który ich nie interesuje. Lekturę szkolną. Pamiętam czasy, gdy chodziłam do teatru w spódniczce i koszuli, bo było to święto. Warto podkreślić wyjątkowość wieczoru w teatrze swoim strojem, ale ma to być przyjemność, jak udana randka. Zdaje sobie sprawę, że ludzie przychodzą do teatru, żeby mnie zobaczyć, bo znają mnie z serialu. Symbioza genialna. Spotykam się z opiniami niektórych widzów, że na scenie zobaczyli kogoś kompletnie innego i od teraz będą chodzić na moje sztuki. Chciałabym być marką dla ludzi i dawać poczucie, że nie zejdę poniżej pewnego poziomu. Chce być gwarantem dobrego wieczoru.
Nie boisz się, że teraz telefon będzie się urywać od propozycji innych, żebyś ich zatrudniła?
Jeżeli mam dobre doświadczenia i wspomnienia związane z osobą, która do mnie zadzwoni, jestem chętna i otwarta, nawet gdy nasze drogi się rozeszły. Mam sprawdzonych ludzi dookoła siebie. Znamy się od lat. Trudniejsze doświadczenie polega na tym, że teraz wszystko się zmieniło. Do tej pory miałam zapewnione poczucie komfortu. Ktoś niósł ciężar na swoich barkach, a ja nie musiałam się martwić, czy da radę unieść go jeszcze przez dłuższy moment. Teraz ja przejmuję ten ciężar i będę musiała zadbać o moich aktorów. Muszę mieć poczucie, że dalej mam przyjaciół w zespole, ale oni nie są mi potrzebni dla własnego komfortu. Teraz ja im muszę go zapewnić. Zadbać o nich. To są i będą trudne doświadczenia. Zdaję sobie z tego sprawę. Muszę zapewnić innym poczucie stabilności, sprawić, żeby chcieli ze mną pracować, rozwijać się i dawać z siebie jak najwięcej. O elementy martwe i rozliczenie faktur się nie martwię tak bardzo jak o czynnik ludzki. Będę musiała zrobić wszystko, żeby tego nie spieprzyć. Teraz role się odmieniły. Już nie jestem divą. Byłam nią przez ostatnich osiem lat, a teraz czas zakasać rękawy.
Przychodzą chwilę zwątpienia?
Stresuje mnie wiele rzeczy, ale wierzę w moc sprawczą i w to, że dam radę. Jeżeli nie wywalimy się na pandemii, wszystko inne jest ogarnięte. Dostałam wiele wsparcia od innych. Oczywiście, jestem świadoma tego, że coś mnie zaskoczy, zdziwi, coś okaże się nowe. Ale pójdę w to. Już idę. Podjęłam decyzję. Nie lubię się wycofywać.
Robisz swój teatr, bo czujesz się niewykorzystana?
W teatrze jestem cudownie wykorzystywana (śmiech), ale rzeczywiście w filmie mam uczucie niedosytu. Teraz stoję przed dużą szansą. Od dziesięciu lat mam poczucie, że decyduję o sobie i teraz też musiałam to zrobić. Nikt nie rzucił mnie gdzieś i nie kazał odnaleźć się w obcej dla mnie sytuacji. Sama się tam rzuciłam.
A mogłabyś dalej leżeć w puchu…
A może ja po prostu nie znam umiaru… I chcę zarobić jeszcze większe pieniądze (śmiech). Ale nie otwieram jeszcze szampana. Na razie opłaciłam kilka faktur. A na szampana przyjdzie jeszcze czas. Może szybciej, może później. Ale przyjdzie. Wiem to.
Zdjęcia: Agata Serge Asystent fotografa: Adam Słowikowski Makijaż: Iza Wójcik Włosy: Bartek Janusz Stylizacja: Michał Koszek/Van Dorsen Artists Asystent stylisty: Przemysław Falarz