MODA
Pozytywne ciała – bohaterki z okładki wiosennego wydania Fashion Magazine
07.06.2021 FASHIONPOST
O zmieniających się relacjach z własną cielesnością, świecie zdominowanym przez kanony piękna, samoakceptacji i wynikającej z niej wolności mówią Berenika, Ola, Ogi i Anna. Usłyszcie ich głos.
Artykuł pochodzi z wiosennego wydania Fashion Magazine (wyd. 73, 1/2021) >>
Tekst: Wiktor Krajewski
Zdjęcia: Agata Serge
Berenika Chmiel
Modelka, która idzie pod prąd: nie goli się, głośno mówi o rasizmie, którego doświadcza, i o tym, że jest osobą niebinarną
Jak rozumiesz ciałopozytywność?
To akceptacja ciała takim, jakim jest. Tyle i aż tyle. Brak oceny, jak najwięcej zrozumienia. Ciało nie jest idealne i nigdy nie będzie. Może być obciążające, brzydkie, ograniczające, ale może być też piękne. Ciałopozytywność to traktowanie ciała jak swoje dziecko – z cierpliwością, zrozumieniem i miłością.
Jednak zanim zaakceptujemy siebie samych, zwykle musimy stoczyć walkę z kompleksami.
Kiedyś się odchudzałam, myślałam, że jestem gruba. Uważałam, że byłabym szczęśliwa z innym ciałem, byłabym lepszym człowiekiem. Dziś wiem, że można mieć „idealne” ciało i też go nie kochać.
Twoja mama przyjechała do Polski w stanie wojennym i poznała twojego tatę, warszawiaka od pokoleń.
Jestem wenezuelską Polką i dziś to połączenie jest dla mnie piękne. Kiedy jednak byłam młodsza, czułam się inna i chciałam się dopasować. Nie wyróżniać się. Od dziecka zmagam się z różnymi przejawami rasizmu. Historia ludzkości opowiedziana jest w taki sposób, że wszystko stworzył biały człowiek. Jest ideałem, do którego należy dążyć. Trudno, żeby lata takiej propagandy nie weszły człowiekowi do głowy. To nic złego mieć to zaprogramowane. Rzecz w tym, co dalej. Tak samo jest z seksizmem, queerofobią i innymi formami opresyjnego myślenia. Czy dam się ponieść nienawiści i poczuciu wyższości? A może mam kontrolę nad tym, co zrobię z moimi myślami?
Widzisz zmiany w Polsce, jeżeli chodzi o zachowania rasistowskie?
Żyję w bańce Warszawy – dużego miasta, ale tak – widzę zmiany. Widzę większą świadomość dotyczącą zdrowia psychicznego, różnorodności seksualności, identyfikacji płciowych, zmian klimatycznych. Według mnie najważniejszą pracą, jaką możemy wykonać, żeby popychać nasze społeczeństwo do przodu, jest rozmowa z ludźmi, którzy nas otaczają.
Określasz siebie jako modelkę, która nie wpisuje się w kanony piękna. Dlaczego tak uważasz?
Na wybiegi jestem za niska i za duża. Miałam wiele propozycji, ale kiedy podaję wzrost i wymiary, rozmowa się kończy. Kiedyś to była dla mnie tragedia, teraz się z tym godzę. Chciałabym jednak, żeby świat mody zmienił się na tyle, żebym mogła chodzić po wybiegach. Parę lat temu przestałam się golić. Poczułam, że nie chcę być od tego zależna. Na obozie koleżanka zauważyła, że mam włosy na nogach. Powiedziała: „To obrzydliwe.” Miałam wtedy trzynaście lat, ona była o dwa lata starsza. Kiedy ktoś nie wpasowuje się w patriarchalne ramy, budzi to niepokój. Kobieta, która spełnia wymagania patriarchatu, otrzymuje za to „nagrodę”, np. nie spotyka się z odrzuceniem społecznym. Ale tak naprawdę jest akceptowana nie za to, kim jest, ale za wpasowanie się. To zinternalizowana mizoginia. Każdy powinien żyć tak, jak mu wygodnie, nie krzywdząc nikogo.
Co więc daje ci praca modelki?
Dla mnie to forma ekspresji, ujście dla mojej kreatywności. Trochę jak taniec lub aktorstwo, gdzie ciałem i twarzą tworzy się postać, obraz, fantazję. W modelingu razem z ekipą także pracuje się na kilka momentów, które uchwycą esencję pomysłu. To moja praca i jestem ogromnie wdzięczna, szczególnie teraz, że mogę się z niej utrzymywać.
Twój profil na Instagramie porusza wiele istotnych spraw dotyczących społeczeństwa…
Piszę o rzeczach, które mnie dotykają, jak prawa osób LGBT+ w Polsce, rasizm. Instagram to dobre miejsce, żeby dowiedzieć się czegoś od osób, których dotyczy konkretny problem. Na przykład ja jako osoba niebinarna mogę wytłumaczyć, co to znaczy, a pracownica seksualna może opowiedzieć o swoich doświadczeniach.
Anna Natasza Górska
Psycholożka i propagatorka ciałopozytywności, która plamy na swojej skórze nazywa chmurami
Czym jest dla ciebie ciałopozytywność?
To bycie w jednej drużynie ze swoim ciałem. Może to oznaczać, że zachwycamy się nim, albo dla jego dobra wprowadzamy zmiany, albo po prostu mamy wobec niego życzliwą neutralną postawę. Te wszystkie znaczenia łączy jedna rzecz – jesteśmy z własnym ciałem w komitywie. Obecnie temat ciałopozytywności bywa poruszany w sposób, do którego nie jest mi blisko. Jesteśmy przekonywani, że właścicielka i właściciel każdego ciała powinni je uznawać za piękne, że każdy musi kochać siebie. Takie podejście niektórym może służyć, ale w inych budzi presję. Bo ciałopozytywność to nie jest cecha charakteru, ale postawa, a to oznacza, że w jednej chwili możemy się czuć ciałopozytywnie, a w innej już nie. Dla mnie nauka ciałopozytywności to szukanie sposobów, by włączać tę postawę jak najczęściej. Staram się odnaleźć miłość do swojego ciała w sobie i nie oczekiwać, że ma ono wyglądać w konkretny sposób. Dla mnie pierwotnym sensem ciała jest nosić nas w sobie, dawać nam życie, możliwości przemieszczania się, funkcjonowania, odkrywania świata. Zdanie sobie sprawy z funkcji ciała pomaga nam je docenić. Łatwiej wtedy otoczyć je troską.
Jak tę troskę można osiągnąć?
Gdy czujesz się źle w swoim ciele, masz odruch działania w kontrze do niego. Na przykład: czuję się gruba, więc będę się głodzić. Tymczasem dobrze jest zrobić coś odwrotnego do tego impulsu i zatroszczyć się o ciało. Jeśli czujesz się niekomfortowo, sprawdź proste rzeczy: czy jesteś napojony, czy i co jadłaś. Weź kąpiel, pójdź na masaż, załóż wygodniejsze ubranie. Zrobić coś, co ma w sobie intencję dobra dla ciała.
Mówisz, że są chwilę, kiedy nie jesteś ciałopozytywna.
Co sobie wówczas myślisz?
Bielactwo nie jest dziś moim największym problemem. Zachorowałam na nie, mając siedemnaście lat, już dawno je przerobiłam. Przeszłam od kompleksów i płaczu do jarania się tym, że mam na skórze różne plamy i teraz jestem raczej na etapie inspirowania innych. Elementy ciała, z którymi nadal mam największą niezgodę, to uda i brzuch. I mam tę niezgodę praktycznie przez całe życie.
Ciałopozytywność jest często uważana za propagowanie niezdrowego stylu życia. Jej krytycy mówią, że daje przyzwolenie na bycie grubym. Zgodzisz się z tym?
Myślę, że jest w tym temacie dużo niezrozumienia. Bo bycie w komitywie ze swoim ciałem zawiera element dbania o nie, o jego zdrowie, a tego się nie da zrobić, walczyć ze swoim ciałem. Poza tym piękno jest względną sprawą. Sylwetka dziś uznana za grubą dawniej była postrzegana jako piękna, bo płodna. Świadczyła o dobrym statusie materialnym. Tak samo podejście do ciała jest odmienne w różnych kulturach. W Europie chcemy być opaleni, w Azji z kolei bladzi. Ciekawe są też badania naukowe, które mówią, że czym dłużej kogoś znamy, tym bardziej uznajemy tę osobę za atrakcyjną. Piękno nie jest stanem obiektywnym, ale relacją między patrzącym a tym, na kogo on patrzy. Każdy może być postrzegany jako piękny lub niepiękny. Ja sama przeszłam drugą drogę, ale teraz naprawdę jaram się swoim bielactwem.
Porównujesz je do chmur i map tajemniczych krain. Słuchając cię, pomyślałem, że też chciałbym mieć takie plamy.
Na swoim ciele można celebrować wszystko – pieprzyki, blizny… Mogą nam w tym pomóc techniki uważnościowe. Jest takie ćwiczenie w nurcie mindfulness: przez pięć minut eksplorujesz swoją dłoń – patrzysz na nią, wąchasz, liżesz. Wiesz, co się wtedy dzieje? Nagle wychodzisz z poziomu wymagania od swojego ciała na poziom życia z nim. Po prostu.
Czyli warto patrzeć bez słów w swoje odbicie w lustrze?
I patrzeć sobie w oczy. Warto też uśmiechnąć się do siebie. Gdy się uśmiechasz, zazwyczaj wyglądasz ładniej i bardziej się sobie podobasz. Ale też wysyłasz sobie pozytywny sygnał. Dla kogoś, kto chce eksplorować ciałopozytywność, dobrym ćwiczeniem jest też napisanie listu do siebie lub konkretnej części ciała.
List musi mieć konkretne przesłanie?
Najważniejsze, żeby to było w zgodzie z tobą. Szczególny walor terapeutyczny będzie miał jednak list pisany z intencją wdzięczności, wybaczenia lub przeproszenia.
Ogi Ugonoh
Inicjatorka akcji #DontCallMeMurzyn, modelka, która na każdym kroku musi podkreślać, że jest Polką
Ostatnio zadałaś swoim followersom na Instagramie pytanie, w jakim miejscu byliby teraz, gdyby nie ich kompleksy. A gdzie ty byś była?
W podobnym miejscu, w którym jestem teraz. Tyle, że skala moich działań byłaby większa. Moje blokady tyczą się nie tylko kompleksów związanych z ciałem. Bardziej hamuje mnie strach przed opinią innych. Dużo mówię o rasizmie i wykluczeniu, a wiele osób odbiera to jako atak. Wypowiadając się na takie tematy, często mierzę się z brakiem zrozumienia.
Dlatego bierzesz udział w akcji #DontCallMeMurzyn?
Jako dziecko miałam dwa marzenia. Chciałam być księżniczką oraz żeby ludzie wiedzieli, że „murzyn” to obraźliwe słowo. To słowo sprawiało, że musiałam tłumaczyć innym: „Jestem taka jak wy, tylko brązowa!”. Jestem ciemnoskórą osobą i ciemnoskórą kobietą, czyli zmagam się i z seksizmem, i z rasizmem. Ale jestem również Polką i uważam, że do mnie należy prawo wyboru, jak ludzie będę na mnie mówić. Murzynka i czekoladka odpadają. Tragedia z Georgem Floydem zapoczątkowała działania czarnoskórej społeczności. Światowe protesty zainspirowały nas do walki o zmiany także tu w Polsce. Media przedstawiły go jako niebezpiecznego chuligana i utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że „czarny” oznacza „zły”.
Na czym polega różnica między rasizmem u nas i w USA?
Rasizm w USA jest obecny od dawna i głęboko zakorzeniony. W Polsce nie jesteśmy na tym etapie. Choć są uprzedzenia, uważałabym z szastaniem słowem „rasista”. W naszym kraju chodzi raczej o niewiedzę, czym jest rasizm. Gdy mówię, że mnie dotyka, spotykam się z zaprzeczeniem i agresją.
Ludzie tłumaczą ci, co powinnaś czuć? Wiedzą lepiej?
Wielu nie zdaje sobie sprawy z wykluczających zachowań. I ja zazwyczaj nie mam z tym problemu. Ale trudno mi zachować spokój, gdy ktoś mi tłumaczy, dlaczego nie mogę się czuć tak, jak się czuję. Tymczasem oni kompletnie nie mają pojęcia jak to jest być mną! Ja po prostu chcę czuć ten sam komfort życia w Polsce – tu, gdzie się urodziłam – jak wszyscy inni Polacy.
A co myślisz o sprawie z filmem “Przeminęło z wiatrem”? Okrzyknięto go propagandą rasizmu?
Czarni w Stanach przeszli taką traumę, że mają dosyć oglądania filmów, które ją podkreślają. Ale wierzę, że mogą używać takich filmów do nauczania o niewolnictwie. Oglądając je, łatwiej zrozumieć perspektywę innych osób, ich złożoną tożsamość. Dla mnie moja tożsamość jest bardzo ważna. Jestem Polką i jestem Nigeryjką. Jestem polską Nigeryjką.
Ostatnie pytanie. Ciałopozytywność? Czym dla ciebie jest?
Chodzi w niej o akceptację, miłość, i zrozumienie. O to, by szanować swoje ciało i dbać o nie. By pokazywać różnorodne ciała w mediach. By nie nienawidzić swojego ciała, bo jest inne, bo rosną na nim włosy, bo jest większe lub mniejsze. Bycie dobrym człowiekiem nie jest zależne od bycia chudym czy grubym. Ciało jest czymś więcej niż tuszą. I naprawdę można pokochać je nawet, gdy nie zgubi się dodatkowych kilogramów. Pamiętaj – twoje ciało to twój dom. Zadbaj o to, by było zdrowe i być lubiła z nim przebywać. Mój dom, moje ciało jest dla mnie najważniejsze.
Ola Kursa
Od lat próbuje odzyskać samoakceptację, którą straciła. Jej piegi i nieidealne ciało są dziś jej atutami.
Jaki jest schemat i kanon urody, którym kieruje się świat mody w doborze modelek?
W dzisiejszych czasach trudno wyznaczyć kanon piękna, bo znane marki i fotografowie – starając się być oryginalni – odbiegają od wszelkich reguł i schematów. Z każdym nowym sezonem pojawiają się nowe trendy, a ideały się zmieniają.
Podoba ci się obalenie reguł i schematów?
Miło mi się obserwuje próby normalizowania nietypowych cech u modelek, takich jak diastema, odstające uszy lub monobrew. Przed nami jednak jeszcze dużo pracy, aby wyrwać się ze schematu kształtowanego przez ostatnie lata w modelingu.
A twoje początki w świecie mody? Jak je wspominasz?
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z modą, zostały mi narzucone pewne zasady obowiązujące w tym środowisku. Od modelki wymagało się perfekcji, idealnych wymiarów, nieskazitelnej cery, pięknych włosów. Niektóre tendencje od lat pozostają niezmienne. Efekt? Przez lata budowałam poczucie własnej wartości na podstawie opinii innych. Nie akceptowałam swojego ciała, które zawsze było niewystarczające.
Krytyka cię bolała?
Jako modelka pracująca full-time dla agencji EC Management jestem poddawana ciągłej krytyce. Pozostawiło to w mojej głowie spaczony obraz samej siebie i bardzo trudno było mi nauczyć się szacunku do własnego ciała. Przez lata dążenia do perfekcji zatraciłam zdolność samoakceptacji, którą teraz skrupulatnie staram się odbudować. Mimo wszystko, jestem dumna z pracy, którą do tej pory wykonałam. Dzięki coraz większej akceptacji odmienności na rynku wiem, że mogę jeszcze dużo zdziałać. Polubiłam swoje piegi, włosy i swoje idealnie nieidealne ciało.
Wzięłaś udział w sesji do „Fashion Magazine”, która pokazuje różne kobiety, różne ciała, różne kolory skóry, kompleksy, które okazują się wyjątkowo piękne…
Sesja z Agatą Serge pokazała mi, że moja odmienność może być inspirująca, moje wady stają się zaletami i dzięki temu mam coraz większą swobodę w wykonywaniu swojej pracy. Nie miałam problemu z pokazaniem ciała takiego, jakim jest naprawdę. Nowym kanonem piękna jest akceptacja odmienności.
A to, że obecnie w wielu kampaniach pokazywane są kobiety, które mają tak zwane rubensowskie kształty? Podoba ci się taka zmiana w modowym świecie?
Obserwuję kampanie znanych marek, które odchodzą od standardowego kanonu piękna. Coraz więcej agencji modelingowych przyjmuje pod swoje skrzydła dziewczyny plus size. Rośnie zapotrzebowanie na modelki o pełniejszych kształtach, ale w wielu przypadkach nie ma to nic wspólnego z ideą szacunku i akceptacji własnego ciała. Pod hasłem „body positive” marki chcą po prostu dotrzeć do jak największej grupy odbiorców i sprzedać swoje produkty. I to jest główny ich cel. Nic więcej.
Pełną wersję artykułu znajdziecie w wiosennym wydaniu Fashion Magazine (wyd. 73, 1/2021) >>