brak kategorii

Piotr Krzymowski – buntownik?

18.05.2015 Redakcja Fashion Magazine

Piotr Krzymowski – buntownik?

O artystycznych początkach
Nie było chyba takiego momentu w moim życiu, kiedy stwierdziłem na podstawie jakiegoś wydarzenia albo zobaczonego dzieła sztuki, że zostanę artystą. Pamiętam tylko, ze od zawsze byłem dość dobrym obserwatorem, często zauważałem rzeczy albo potrafiłem znaleźć w nich jakieś tajemnicze znaczenie i wartość, których nie dostrzegali inni. Poza tym, mówiąc szczerze, nie przepadam za słowem „artysta”. Nabrało ono mnóstwa niepotrzebnych znaczeń i bywa strasznie pyszne. Kiedy ktoś mówi, że jest artystą, brzmi to trochę tak, jakby miał przewagę nad innymi zawodami ze względu na „specjalność” tego, co robi. Dlatego często pytany o to, czym się zajmuję odpowiadam, że wycinam z papieru albo kręcę filmy. Dużo łatwiej jest wtedy kontynuować rozmowę.

Kolaż Piotra Krzymowskiego

Czy moda to sztuka?
Dla mnie to dwie osobne dziedziny, nie potrafię postawić znaku równości pomiędzy modą a sztuką. Obydwie dziedziny są niezwykle kreatywne, ale rządzą się innymi prawami i należą do zupełnie innych fragmentów życia. A może jestem po prostu bardzo uparty, bo przecież moje kolaże powstają często bezpośrednio ze starych magazynów modowych. Z jednej strony zarzekam sie, ze mam mało wspólnego z modą, a z drugiej non stop robię filmy modowe, a w moich kolażach pojawiają się stare sesje zdjęciowe. Chyba rzeczywiście jestem uparty (śmiech).

Barbara Palvin z papierowymi rekwizytami Piotra Krzymowskiego, sesja dla „Vogue Portugal” 

Droga do „Vogue’a”
W zeszłym roku do współpracy zaprosiła mnie Agnieszka Ścibior z „Viva! Moda” i zaproponowała mi udział w sesji zdjęciowej. Początkowo odmówiłem, wychodząc pewnie na upartego i buntującego się artystę, ale kilka tygodni później powróciliśmy do tematu. Okazało się, że obydwoje fascynujemy się kultowym już magazynem „Ty i Ja” i zaczęliśmy zbierać pomysły na sesję. Wtedy też poznałem Marcina Tyszkę, który robił zdjęcia do tego reportażu. W moim studio w Londynie przygotowałem papierowe scenografie oraz mnóstwo prostych, dość infantylnych rekwizytów, takich jak kapelusze, okulary, itd. Oczywiście wszystkie powstały ze starych magazynów „Ty i Ja”. Marcin wpadł wtedy na pomysł, żeby powtórzyć ten cały papierowy klimat w sesji, którą właśnie przygotowywał dla portugalskiego „Vogue’a”. I tak kilka miesięcy później wycinałem już rekwizyty w studio w Lizbonie dla naszej modelki Barbary Palvin. Jeden z nich, chusteczka, którą przykładam dłońmi do ust modelki i na której pojawia sie czerwony ślad, trafiła nawet na okładkę magazynu („Vogue Portugal”, styczeń 2015). Był to ogromny szok, ale i zaszczyt.

Ale to nie koniec historii. Podczas sesji okazało się, ze Barbara Palvin ma w sobie tyle energii i kreatywności, że bardziej przypominała w swoim zachowaniu aktorkę niż modelkę. Podczas studiów na Saint Martins chodziłem często na warsztaty z filmu, wiec podczas sesji chwyciłem za kamerę, której nie używaliśmy. I tak powstał mój pierwszy film modowy. Może się niektórym wydawać, że  przyjmowanie tylu obowiązków na raz, to jak być człowiekiem orkiestrą, ale dla mnie kręcenie filmów i przygotowywanie scenografii to wspólne zajęcie. Skoro odpowiadam za wizerunek artystyczny jakiejś sesji, to równie dobrze mogę go uchwycić na filmie. Po „Vogue Portugal” był również „Vogue Ukraine”, „Vogue Thailand”, brytyjskie „Elle”, włoskie „Marie Claire”, brytyjski „InStyle” oraz „Glass Magazine” z takimi gwiazdami jak Anja Rubik, Amber Valletta, Karen Elson, Eva Herzigova, Georgia May Jagger, Karolina Kurkova, czy Rita Ora.

Piotr Krzymowski, Georgia May Jagger i Marcin Tyszka, sesja dla „Vogue Ukraine” (luty 2015) 

Współpraca z Marcinem Tyszką
Jak odpowiem szczerze na to pytanie, to najprawdopodobniej skończę karierę reżysera (śmiech). Praca z Marcinem jest niezwykle kreatywna, bo mamy różne doświadczenia. Ale dla mnie efekty współpracy fotografa z artystą, który do niedawna miał niewiele wspólnego z moda, są zawsze zaskakujące.

W Polsce, czy za granicą?
To zależy. Na pewno praca w studio fotograficznym w Londynie, czy Paryżu jest dużo szybsza i intuicyjna, bo ma się do czynienia z bardzo doświadczonymi asystentami oraz wysokimi standardami w studio. W Polsce dużo rzeczy jest cały czas nowością. Z kolei kiedy na przykład robię kolaże i grafiki albo kampanie reklamowe, wykorzystując przy tym fragmenty starych, polskich magazynów, to kontekst lokalny jest bardzo pomocny. W Londynie muszę tłumaczyć czym było w Polsce pismo „Ty i Ja”, polska szkoła plakatu, czy bardzo charakterystyczna moda i estetyka w czasach PRL. Mimo to słuchają z zaciekawieniem.

Kolaż Piotra Krzymowskiego 

Kolaż – proces twórczy
Jak już wspomniałem, jestem obserwatorem. Kiedy zdjęcie zwróci moją szczególną uwagę, często od razu widzę je oczyma wyobraźni po przeróbce. Wtedy łapię za nożyczki i tnę albo znajduję brakujące elementy, które mam już głowie. Cały czas kontynuuję serię kolaży „Echos”, o których myślę jak o plakatach do nieistniejących filmów. Używam przy tym nieistniejących już magazynów modowych. Znajduję jakieś zdjęcie, albo kawałek tekstu, które traktuję jak stopklatka z filmu albo jego potencjalny tytuł. Im bardziej anonimowe zdjęcie (nie rozpoznaję na nim tożsamości osób), tym lepiej. Mogę wtedy uruchomić wyobraźnię i zbudować własną historię. Tak samo z fragmentami tekstu. Najpierw wykorzystałem słowo „Terylene” jako tytuł filmu na jednym z kolaży, a potem znalazłem jego znaczenie.

Piotr Krzymowski i Eva Herzigova, współpraca z „Glass Magazine”, 2014

Najważniejsza dotychczasowa wystawa
Z pewnością Bloomberg New Contemporaries, w której miałem przyjemność brać udział w 2012 roku. Wystawa odbyła się w Centrum Sztuki Współczesnej w Londynie (ICA) oraz podczas biennale sztuki w Liverpoolu. Z ponad 2000 absolwentów Akademii Sztuk Pięknych, którzy wtedy kończyli szkoły artystyczne w Wielkiej Brytanii, zostało wybranych tylko 25 artystów. Był to ogromny zaszczyt, a przede wszystkim mocny start, bo w tym właśnie roku skończyłem Central Saint Martins. Oprócz tego, że miałem okazję pokazywać prace wśród ciekawych artystów, to wystawa otworzyła mnóstwo drzwi do kolejnych projektów. Bardzo ważnym wydarzeniem była dla mnie również wystawa „Guests of Honour”, która dopiero co zamknęła się w warszawskim Hotelu Bristol. To miejsce z wielką historią, dlatego ogromnym zaszczytem było pokazanie moich wielkoformatowych przeróbek znanych gości i stałych bywalców Cafe Bristol (Margaret Thatcher, Marlene Dietrich, Nina Andrycz, Jan Kiepura, czy Eugeniusz Bodo). To również moja pierwsza wystawa solo w Warszawie.

Plany na ten rok
Ostatnio dużo ofert projektów dostaję z dość krótkim wyprzedzeniem. Wolę nie planować, żeby potem nie żałować, że nie mogę czegoś zrobić. Odpowiada mi to tempo. Planuję dopiero wtedy, kiedy wiem, że mam zrobić cos konkretnego. Mimo to na horyzoncie mam kilka rzeczy: dwie wystawy: jedną w Londynie, drugą w Warszawie; pokaz filmów w Wiedniu oraz kolejne współprace z różnymi markami modowymi zarówno w Polsce, jak i za granicą.