Wiedzę z zakresu dress code’u, czyli zbioru zasad dotyczących dopasowania ubioru do okazji, powinien posiąść każdy człowiek pracujący w zawodzie zaufania publicznego. Wiadomo to nie od dziś. Już w latach 50. amerykańscy naukowcy badali wpływ stroju na postrzeganie ludzkich kompetencji. Odkryli wtedy, że za człowiekiem przechodzącym na czerwonym świetle w garniturze szło o 3,5 raza więcej osób niż za tym ubranym we flanelową koszulę. Od tego czasu dress code w Ameryce był przedmiotem rozmów nie raz. W 1969 za pomocą prawa dokładnie określono, jak powinny wyglądać mundurki uczniów szkół podstawowych. W tym czasie w polityce i biznesie obowiązywał bez dwóch zdań garnitur. W latach 80. został zdefiniowany jako strój ludzi sukcesu, a gdy dziesięć lat później luźne marynarki zastąpiono dopasowanymi, szytymi na miarę niczym mundury, nikt nie śmiał się sprzeciwić dyktatowi „power suit”. Marketingowcy wielkich korporacji tłumaczyli, że garnitur to stan umysłu, a jego brak niekorzystnie wpływa na wydajność pracy każdej z zatrudnionych w firmie osób. Po serii badań z pogranicza socjologii i psychologii społecznej zdano sobie sprawę z tego, jak ważną rolę pełni ubiór w walce o polityczny stołek, a także, co zakomunikować można kolorami poszczególnych części garderoby. Politycy zaczęli ubierać się celowo, mając z tyłu głowy myśl o osiąganiu strojem konkretnego efektu, a także budowanie za jego pomocą politycznego autorytetu.
W czasach, gdy Ameryka, a także Zachodnia część Europy zdała sobie sprawę z mocy podprogowej wiadomości wysyłanej przez ubiór, w polskiej polityce panował karnawał poliestru i źle dobranej długości spodni. Krytykowano brudne buty braci Kaczyńskich, brak higieny jeśli chodzi o zarost, a także nadużywanie garniturów w pstrokatych kolorach (w latach 90. szczególnie dobrze działających na wiejski elektorat). Garderoby polskich polityków od zawsze wzbudzały kontrowersje, ale też i podziw. Mówi się, że Aleksander Kwaśniewski wygrał wybory prezydenckie dzięki utracie na wadze (kto pamięta zupę kapuścianą?), a także dzięki swoim słynnym, niebieskim koszulom. Spektakularnej metamorfozie poddano także Andrzeja Leppera. Z chłopa z ogorzałą twarzą stał się stonowanym biznesmenem z charakterystycznym biało-czerwonym krawatem na szyi.
Ostatnie dwie dekady w Polsce to lata przemiany w kwestiach świadomości roli i mocy ubioru. Co sprytniejsi politycy zdali sobie sprawę z tego, że dress code to nie kolejny makaronizm zza wielkiej wody, ale potężne narzędzie i tuba do mówienia o tym, kim jesteśmy, jaką frakcję reprezentujemy i czego się można po nas, jako po ludziach wykonujących zawód zaufania społecznego, spodziewać.
Moment przebudzenia nadszedł na początku millenium. Na tle innych partii szczególnie wyróżniało się PO z Donaldem Tuskiem w szytych na miarę garniturach na czele. Do lamusa odeszły paski, pstrokacizna, niechlujstwo i pseudomodowa awangarda. Do politycznego słownika trafiły: jakość, szycie na miarę, skóra naturalna, kosztowne tkaniny, subtelne akcesoria. Jedynym ograniczeniem i zjawiskiem nie do pojęcia stał się kolor, toteż rządowy ubiór z papuziego zrobił się postpolityczny, czyli nieróżny od siebie ideowo – inaczej: jednakowy. Zapomniano o kolorze, toteż Wiejską szybko zaatakowała armia klonów. Zapomniano wtedy o czerwonym, czyli barwie postępującej i atakującej patrzącego, od XIX wieku kojarzonej z lewicą i symbolizującej krew przelaną przez ruchy robotnicze w systemie kapitalistycznym. Dopiero od niedawna czerwone są krawaty debatujących w Polsce polityków, którzy noszą je u szyi niczym torreadorskie płachty na byka. Zapomniano także o niebieskim uosabiającym ład i porządek. Ten najbardziej medialny kolor, w Polsce kojarzony z Unią Europejską, pojawił się na salonach kilka lat temu. Szczególnie polubiło go PO, a dowodem na to, że Ewa Kopacz uczyniła niebieską marynarkę swoim znakiem rozpoznawczym jest fanpage Ta sama marynarka Ewy Kopacz codziennie.
Magdalena Ogórek
Tegoroczny wyścig o fotel prezydenta pokazuje, która partia odrobiła lekcję z dress code’u, a kto dalej tkwi w ubraniowym zaścianku. Pozostając przy szkolnej metaforze, uwagę do dzienniczka dostaje Magdalena Ogórek – za paradowanie w mini na Powązkach, ale też za występ na Konwencji SLD. Uwagę od merytoryki przemowy Ogórek skutecznie odwracały wyuczone pozy, podrygiwania, a także zbyt długa grzywka wpadająca kandydatce na prezydenta do oczu. „Polityk to osoba zatrzymana w kadrze. Magdalena Ogórek zrobiła wszystko, by ten kadr zepsuć. Przyklejone rzęsy, niewłaściwe fasony, za wysokie buty. Jest mi przykro, że taka osoba chce reprezentować w rządzie polskie kobiety” – komentuje wystąpienie Magdaleny Ogórek Agnieszka Martyna, specjalistka od dress code’u z 20-letnim doświadczeniem w branży mody.
Słowa baśni kłamią mówiąc, że nie szata zdobi człowieka. Wygląd zewnętrzny jest komunikatem wpływającym na ocenę naszej pracy. Nieodpowiednie ubranie może wydłużyć drogę do upragnionego awansu, czy zdeklasować w walce o lepszą sytuację zawodową. W polityce, a szczególnie w wyścigu o fotel prezydencki, brak znajomości dress code’u może być katastroficzny w skutkach. Magdalena Ogórek to „polityczna wydmuszka, Viola-stylistka paznokci” – ostro komentuje wygląd kandydatki na prezydenta Monika Kamińska, specjalistka PR ds. budowania wizerunku polityków w Internecie. „W PR-ze politycznym istnieją trzy podstawowe zasady, których powinien się trzymać każdy kandydat na prezydenta: należy być minimalnie lepiej ubranym niż elektorat, który się odwiedza, podczas wystąpień publicznych najbezpieczniej jest się zdecydować na ubrania w odcieniach koloru niebieskiego, a jeśli jest się kobietą, należy z tej kobiecości zrezygnować i dać się nieco zmaskulinizować” – wylicza Kamińska.
Andrzej Duda z żoną / Claire i Frank Underwood z serialu „House of Cards”
14 lutego, podczas gdy sztab wyborczy Magdaleny Ogórek świętował wystąpienie polityczki, w sieci pojawił się czwarty sezon serialu „House of cards”. Główny bohater Frank Underwood (Kevin Spacey) to typ intryganta i piranii dążącej po trupach do celu. Underwood, a także jego żona Claire (Robin Wright), to również jedna z najlepiej ubranych prezydenckich par w historii nowoczesnego kina. Do Franka chętnie porównuje się Andrzeja Dudę, kandydata na prezydenta z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Duda ubiera się dynamicznie, momentami młodzieżowo, próbując tym samym dotrzeć do nowego elektoratu. Politolog z Klubu Jagiellońskiego, Krzysztof Mazur, chwali Dudę za „konwencje w amerykańskim stylu, które wnoszą do polskiej polityki powiew świeżości”. Andrzejowi Dudzie w doborze ubrań doradza Karina Kosson, była stylistka Jarosława Kaczyńskiego. Jak podaje TVN24, to ona doradziła prezesowi PiS, by w czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego zastąpił czerń błękitem i granatem. Andrzej Duda w skrojonych na miarę garniturach, jednorzędowych płaszczach i krótko przystrzyżonych włosach wygląda nienagannie. Czasami prezentuje się bez krawata. Rozpiętym guzikiem komunikuje: czas na luźniejszą dyskusję – teraz możemy porozmawiać o tym, co jem na śniadanie.
Paweł Kukiz
Luźne podejście do ubioru wziął sobie do serca Paweł Kukiz, który zaprezentował swój program wyborczy występując w pogniecionej koszuli. Jestem przekonana, że potencjalny elektorat Kukiza zadał sobie wtedy pytanie: jaka będzie jakość jego rządów, skoro koszula woła o pomstę do nieba? Niedługo po tym incydencie sztab wyborczy Kukiza skazał się na ostateczną śmieszność przeklejając głowę kandydata na prezydenta do innego zdjęcia, i tym samym, za pomocą Photoshopa, ubierając go w garnitur. Gdy sprawa wyszła na jaw, Internauci zapieli z zachwytu. Wizerunkowy lifting Kukiza miał tak krótkie nogi, że nawet nie zdążył uciec. Kukiz garniturem (i wycofywaniem się rakiem z dotychczasowej garderoby) próbował oszukać tych, którym wcześniej obiecał, że to, co lubi, to „robienie rabanu” i że „prawda jest zawsze na środku gry” (to z Kukizowego „Trubadura”). Niestety, jak słusznie zauważa Agnieszka Martyna „Każdy z nas ma jedną jedyną szansę na zrobienie pierwszego wrażenia.”
Bronisław Komorowski w internetowym talk-show
Mistrzem pierwszego wrażenia jest kandydat z ramienia PO i nasz obecny prezydent, Bronisław Komorowski, prezentujący się nienagannie w każdej sytuacji. Konserwatywny, elegancki strój buduje zaufanie do człowieka piastującego urząd prezydenta. „Bronisław Komorowski potrafi skupić moją uwagę. Doceniam to. Z kolei żona prezydenta jest jedną z lepiej ubranych pierwszych dam. Razem prezentują dress code na poziomie międzynarodowym” – komentuje Agnieszka Martyna. Ostatnio głośno o wizycie Komorowskiego w wirtualnym talk-show Łukasza Jakóbiaka. Prezydent, wzorem Baracka Obamy (słynącego ze swoich luźnych wystąpień u amerykańskiego showmana Jimmy’ego Kimmela) opowiadał na wizji o piciu alkoholu w balonie w swoje urodziny i pisaniu wierszy. Ubrany w granatową marynarkę i jasną koszulę, z rozpiętym kołnierzykiem sprawia wrażenie ciepłego, spokojnego i zaangażowanego w rozmowę człowieka.
Niektórzy twierdzą, że odpowiednio dobranym strojem można wygrać wybory. Honore de Balzac pisał, że „niedbałość w ubiorze jest moralnym samobójstwem”. Czy politycznym również? To okaże się już niebawem. Pierwsza tura będzie mocnym starciem krótkich spódnic z błękitnymi garniturami. Obawiam się, że wynik tego pojedynku jest dość przewidywalny.