Dyplomatyczne tło jest bardzo ważne w przypadku tej marki, bo niezwykle mocno wpłynęło na estetykę Kaaskas. Mocno i nietypowo, co warto dodać. Siostry, za sprawą matki dyplomatki, spędziły sporą część dzieciństwa w egzotycznej Brazylii. Pani Katarzyna Skórzyńska pełniła tam ważną funkcję Ambasadorki RP, a dziewczęta chłonęły kolorowy świat Ameryki Południowej i stroiły się u brazylijskich krawcowych, które przy mocno ograniczonym budżecie, potrafiły wyczarować prawdziwe perełki. Pierwsza do polski wróciła Julia, która stanowi socjologiczną część tego duetu. Chyba nie muszę dopowiadać, jaki kierunek edukacji obrała. Po powrocie zdążyła również wyjść za mąż i urodziła trójkę dzieci, bo jak sama twierdzi, nie lubi tracić czasu. Kasia, do ojczyzny wracała dłużej, z rocznym postojem w Lizbonie, gdzie studiowała fotografię. Portugalia okazała się na tyle inspirująca, że Kasia postanowiła zdawać do Katedry Mody, na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. I tak zrodził się pion projektancki w duecie Kaaskas. Idąc za ciosem odbyła praktyki w londyńskiej pracowni Richarda Nicolla, a w październiku 2013 roku zaprezentowała kolekcję dyplomową, podczas Festiwalu Kultury Polskiej w Pekinie. Pekin stał się miejscem przełomowym, w którym zapadła decyzja – czas założyć autorską markę. Potem był już tylko telefon do siostry, bo wbrew obiegowej opinii, z rodziną wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciach. Dyplom Kasi był pełen spektakularnych form i awangardowych rozwiązań. Jednak to, co najbardziej rzucało się w oczy, to absolutna miłość do kolorów i wzorów, czyli reminiscencja brazylijskich czasów. Projektantka z niebywałą fantazją mieszała faktury, łącząc je z prawdziwie poetyckim wyczuciem. Jednak, jak wszyscy wiemy, spektakularne kolekcje wizerunkowe nie zagwarantują żadnemu polskiemu projektantowi bytu. Ikony mody w naszym kraju nie istnieją, a pasjonatów tego tematu, najczęściej młodych, a co za tym idzie lubiących awangardę, na kolekcje wybiegowe po prostu nie stać. Gwarantuję jednak, że na widok tej kolekcji niejednej fashionistce mogą do głowy przyjść myśli niemal kryminalne, bo są to ubrania warte grzechu.
Prawdziwy talent projektanta można poznać po tym, jak bardzo skutecznie potrafi przetransponować kolekcję wizerunkowej w sprzedażową, nie tracąc ani trochę na swoim charakterze twórczym, czy artystycznym. Kaaskas jest doskonałym przykładem, że jest to możliwe, a efekt najłatwiej opisać jako charakterną modę, zamkniętą w prostych formach, a do tego ozdobioną świetnymi deseniami i wzorami. Zresztą, wystarczy spojrzeć na referencje kolekcji wiosna-lato 2015 – wycinanki Henriego Matisse’a i niezwykłe kolaże Sonii Delaunay, artystki żydowskiego pochodzenia, która jako pierwsza kobieta w historii, miała własną retrospektywną wystawę w Luwrze. Sonia Delaunay wsławiła się również jako projektantka scenografii i tkanin. Proste sylwetki w wiosenno-letniej kolekcji nabrały nieco orientalnego charakteru, dzięki kołnierzykom-stójkom, które kojarzą się z tradycyjnym chińskim strojem (znane są jako mandaryńskie kołnierzyki) i szarfom wiązanym w pasie, przywodzącym delikatnie na myśl japońskie pasy obi. Ubrania zdobi uproszczony kwiatowy wzór (niczym z origami), który pojawia się zarówno w formie aplikacji, jak i nadruku.
Kolekcja na sezon jesień-zima 2015, to z kolei podróż w świat fotografii Williama Egglestona i Saula Leitera. Pierwszy zasłynął z dokumentowania pozornie prostych i banalnych przedmiotów, miejsc i sytuacji, natomiast drugi, jest uważany za legendę nowojorskiej fotografii, również modowej. Obaj realizowali się w stylu „snapshot”, czyli spontanicznych, niepozowanych zdjęć, które na pierwszym miejscu stawiają treść, niż kompozycję i formę. Ta kolekcja jest zdecydowanie bardziej progresywna, niż aktualny sezon. Na pierwszy plan wybijają się mocne wzory zbudowane z haftów, kształt koła, który przewija się w fasonach i detalach i świetne wykorzystanie motywu liścia, który idealnie kojarzy się z jesienią, ale jest równocześnie bardzo daleki od sztampy, czy naiwności.
Ubrania marki Kaaskas nie potrzebują zbyt dużo słów, to tak dobre wzornictwo, że broni się samo. Uprzedzam jednak, że kiedy zobaczycie te ubrania z bliska – może już nie być odwrotu. W doskonałej jakości tkaninach i świetnych odszyciach można się po prostu zakochać bez pamięci. Jeśli czujecie w sobie zew takiej miłości, to wpadajcie śmiało do kameralnego butiku marki, przy jakże romantycznej Alei Róż 6/12 w Warszawie. Ja tylko dodam, tak absolutnie prywatnie, że brak męskich ubrań jest z mojej perspektywy wręcz okrutny. Ale jeśli szczęśliwym trafem należycie do płci pięknej i szukacie niebanalnych ubrań, które pięknie deklarują sympatię do autorskich produktów, już wiecie, gdzie kierować swoje kroki.