Zraniony, bo kolekcja broczy krwistą bordo, spowita jest przewlekanymi przez co drugi element garderoby linkami, czy pasami, co sugerować może pojmanie i skrępowanie dzikiego zwierza i obliczona jest na dramatyczny efekt. Urwane nogawki spodni, pocięte kurtki, nieoczekiwana, burząca proporcje asymetria, dużo metalu, połysku… Powiedzieć, że sylwetki kolekcji Jacoba są konfrontacyjne, to nic nie powiedzieć.
Ale Nowi Ruscy raczej w to nie pójdą. Ci, którzy nasycili się już Cavallim, czy Versace, prędzej wybiorą Acne, Jil Sander, czy Balenciagę. Tak przynajmniej podpowiadają im sprowadzeni na Rublowkę londyńscy styliści i wizażyści. Nowi Ruscy, ci naprawdę bogaci, nie chcą już bowiem odstawać wyglądem od finansowych elit zachodniej Europy. Tymczasem kolekcja Jacoba to nazbyt często plątanina pasków, sznurów i linek, którą projektant daje sobie pretekst do odsłaniania kobiecego ciała. Ale jego kobieta nie jest, na ogół, ani seksowna, ani – a niechby! – wulgarna.
Trzeba docenić, że wizja Jacoba jest odmienna od wszystkiego, co pokazano na fashion weeku, że jego projekty są charakterystyczne i że projektant nie popadł w bezpieczną konfekcję, basic, streetwear, czy jakkolwiek to nazwiemy. Jest śmiała, zrobiona z niejakim rozmachem. Ale też sprawia wrażenie przypadkowej i chaotycznej. Można by ją całą rozpruć, całkowicie ze sobą wymieszać i pozamieniać, po czym zszyć na nowo i finał byłby podobny. Oczywiście, to też jest jakaś sztuka…