MODA, STYL ŻYCIA

Betsey Johnson

04.04.2015 Redakcja Fashion Magazine

Betsey Johnson

Do świata mody wkroczyła w połowie lat 60. Zaczęła od stażu w nieistniejącym już magazynie „Mademoiselle”, a po roku dostała pracę jako projektantka w popularnym butiku Paraphenalia, gdzie od razu zaprezentowała przedsmak tego, co później miało stać synonimem jej nazwiska – jedynego w swoim rodzaju kiczu. Betsey projektowała srebrne minispódniczki i kolegowała się z ekipą z Fabryki Warhola – w 1968 roku wzięła nawet ślub z jednym z członków The Velvet Underground, Johnem Calem, choć to małżeństwo można uznać za jedynie krótki epizod w jej życiu. Edie Sedgwick była jej przymiarkową modelką, a w 1972 roku wystąpiła w zaprojektowanych przez nią ubraniach w swoim ostatnim filmie, „Ciao! Manhattan”. W 1978 roku, kiedy wszyscy zachwycali się stylem Annie Hall i nosili kolory ziemi, Betsey ze swoją przyjaciółką Chantal Bacon zorganizowała 100 tysięcy dolarów i założyła własną markę oferującą lycrę w czarno-różowe paski. To był początek nowej ery.

Gdyby nie Betsey, Madonna z czasów „Like A Virgin” nie byłaby taka, jaka była, a nowojorski odłam punkowej sceny pozbawiony byłby swojego campowego charakteru rodem z legendarnego Mudd Club. Sukienka na studniówkę od Betsey Johnson była w latach 80. marzeniem każdej amerykańskiej nastolatki. Tiulowe spódniczki stały się jej znakiem rozpoznawczym, do którego regularnie nawiązywała w kolekcjach przez kolejnych 30 lat. W pamięć szczególnie zapadały finały jej pokazów, w których projektantka robiła gwiazdy i szpagaty – tę tradycję, mimo słusznego wieku, też kontynuuje do dziś.

Lata mijały, Betsey się starzała, ale wciąż udawało jej się sprzedawać ludziom tiul, brokat i szpagaty. Na początku XXI wieku projektantka mogła pochwalić się obrotami rzędu 150 milionów dolarów oraz własnymi liniami obuwia, torebek, okularów przeciwsłonecznych i perfum. W 2007 roku Betsey sprzedała większość udziałów w swojej firmie w celu dalszej ekspansji i otworzyła 12 nowych butików w USA. Rok później jednak coś się popsuło – przychody zaczęły spadać, a 2010 rok projektantka zakończyła, zapożyczając się na blisko 50 milionów dolarów. Niecałe 2 lata później Betsey złożyła wniosek o bankructwo, co oznajmiła swoim pracownikom, serwując im babeczki i wino musujące. Czy projektantka stała się jeszcze bardziej karykaturalną wersją samej siebie, a ludzie przestali interesować się jej tandetną estetyką?

Nie do końca. Po prostu nadszedł kryzys. Sukienki rodem z kicz party za 250 dolarów zaczęły przegrywać z sieciówkami i ich modą w wersji „fast fashion”. Na szczęście na horyzoncie pojawił się Steve Madden – tak, ten sam, który wziął udział w przekręcie przedstawionym w książce i filmie „Wilk z Wall Street” – i przejął upadający interes. Pod rządami nowego właściciela firma zmieniła strategię – ubrania z metką Betsey Johnson są znacznie tańsze i nie są sprzedawane w sieci własnych butików, tylko w multibrandach, jak Macy’s i Nordstrom. 72-letnia projektantka otworzyła też sklep on-line, a jej strona internetowa tętni życiem. Wygląda więc na to, że kryzys pomógł Betsey zredefiniować siebie i swoją markę, a jej semi-obciachowa estetyka wcale nie umarła. Czekamy na kolejne gwiazdy i szpagaty!