„Zawsze miej oczy otwarte, obserwuj, bo wszystko, co zobaczysz, może cię do czegoś zainspirować”, powiedziała kiedyś Grace Coddington – legendarna dyrektor kreatywna i stylistka amerykańskiego „Vogue’a”, była modelka, synonim najwyższej jakości dziennikarstwa i niepoprawna „kociara”. Dziś, z okazji jej 76. urodzin, zdradzamy, za co szczególnie ją kochamy. Wszystkiego najlepszego, Grace!
Za to, że kocha koty – tak jak my!
Grace Coddington to chyba największa „kociara” w branży mody – posiada kilka kotków rasy Chartreux, poświęciła im nawet cały rozdział w swojej biografii. Jej mieszkanie jest wypełnione poduszkami i gadżetami z wizerunkiem puszystych milusińskich, na swoim koncie ma także wydaną w 2008 roku książkę „The Catwalk Cats”, którą zapełniły ilustracje i śmieszne opowieści widziane oczami jej czterech kotów. Jak sama mówi, „Koty to moja pasja. Lubię ich niezależność i to, że nie można zmusić ich do zrobienia czegoś, na co same nie mają ochoty. Każde z nich to indywiduum, nawet jeśli są rodzonymi braćmi czy siostrami. Miałam ich wszystkie rodzaje – z rodowodem i bez – i wszystkie mają swoje dziwactwa. Na szczęście mój partner (Didier Malige, przyp. red.) też lubi koty – nasze życie zdecydowanie kręci się wokół nich!”. Za to, że już jako nastolatka była zdeterminowana w swojej pasji do mody i nawet otrzymywanie pocztą przeterminowanych numerów „Vogue’a” nie powstrzymywało jej przed prenumeratą
Grace Coddington urodziła się i wychowywała w małej, walijskiej miejscowości, o której powiedzenie, że była trochę odcięta od świata nie powinno być dużym nadużyciem. Takie, a nie inne otoczenie nie zgasiło jednak jej pasji do mody – w jednym z wywiadów, jakiego udzieliła „Vogue’owi”, wspominała, że co miesiąc zamawiała „biblię mody” w lokalnym sklepie: „Czasami nowy numer przychodził, czasami nie. Dla mnie, „Vogue” od początku rysował wizję fantastycznego świata wyrafinowania i dorosłych. Marzyłam, aby wyrwać się z mieściny, w której mnie wychowywano”. Tak też się stało – w 1959 roku, w wieku 18 lat, Coddington wyjechała do Londynu i rozpoczęła edukację w szkole modelek Cherry Marshal. Za ogromne serce i empatię
Grace to z jednej strony wrażliwa artystka, z drugiej, niesamowicie silna babka, którą los kilkakrotnie potraktował bardzo okrutnie. Żadne z tragicznych wydarzeń (zarówno poronienie, jak i wypadek, który na 2 lata zawiesił jej karierę modelki), nie złamały jej. W 1973 roku, w obliczu nagłej śmierci swojej siostry, pokazała, że w kryzysowej sytuacji potrafi nie tylko zadbać o siebie, ale też o innych i wzięła do siebie swojego 7-letniego siostrzeńca, Tristana. Pomimo usilnych starań, walijskie władze długo nie wyrażały jednak zgody na to, aby Grace formalnie adoptowała syna swojej siostry. „Dopiero co odeszłam od męża (restauratora Michaela Chow, przyp red.) i chyba dlatego postrzegano mnie jako okropną kandydatkę do bycia matką”, wspominała. „To wykluczyło więc adopcję na kilka lat. Później, kiedy powoli zaczęłam się ustatkowywać, Tristan zamieszkał ze mną. To niezwykłe: nagle z samolubnej osoby spędzającej noce na mieście lub z chłopakiem w jakimkolwiek kraju by on nie przebywał, stajesz się jedyną rodziną dla 10-letniego chłopca, który przeżył ogromną traumę. Było ciężko, bo zarabiałam wtedy bardzo mało, a mój ówczesny mąż odszedł ode mnie w dniu sfinalizowania adopcji. Starałam się jednak jak mogłam, nigdy nie miałam niani i wszystko robiłam sama”. Za fantastyczne sesje, jakie tworzyła dla amerykańskiego „Vogue’a”
Odkąd w 1988 roku zaczęła razem z Anną Wintour pracę w amerykańskim „Vogue’u”, stopniowo zyskiwała uznanie branży nie tylko jako najwyższej klasy profesjonalistka, ale przede wszystkim wizjonerka, która do kreowanych przez siebie sesji zawsze obok mody wpuszczała także świeży powiew artyzmu. Wiele osób postrzega ją jako innowatorkę i rewolucjonistkę, której podejście można sprowadzić do tego, że, jak powiedział reżyser dokumentu „Th Semptember Issue”, „ubrania, modelki i fotografowie mogą naprawdę opowiadać historie, a nie być jedynie sprowadzone do roli obiektu”. Sama Coddington powiedziała kiedyś, że jej podejście do fotografii mody bazuje głównie na tym, aby czytelnik był w stanie dostrzec na zdjęciu ubranie, a ona sama lubi na nich pewien rodzaj niedoskonałości. To ostatnie to zasługa Irvinga Penna, z którym pracowała podczas jednej z sesji. „W pewnym momencie na ziemię upadła wsuwka do włosów”, zdradziła kiedyś Grace. „Schyliłam się szybko, aby ją podnieść, lecz Irving szybko powiedział ‘Nie nie, zostaw ją na miejscu!’ To właśnie niedoskonałość czyni zdjęcie magicznym”. Za poczucie humoru i dystans
Pod osłoną stoickiego spokoju kryje się u Grace niesamowite poczucie humoru i dystans do otaczającej ją rzeczywistości. Dowód? Kiedy jej instagramowe konto zostało usunięte z powodu „nieodpowiednich treści” (Grace opublikowała wtedy swoje zdjęcie, na którym opala się topless), po przywróceniu profilu wyśmiała zasady platformy wrzucając fotkę swoich dwóch kotków z ocenzurowanymi intymnymi częściami. Za to, że kocha seriale
Powiedzielibyście, że największym hobby Grace Coddington jest (oczywiście zaraz po jej kotach) namiętne oglądanie seriali? A jednak. Zawsze ma przy sobie swojego iPada i tym samym, dostęp do wszystkich seriali, które w biurze ściąga dla niej jej asystent (jak sama mówi, jest „antykomputerowa”). Jej ulubione? „Nashville”, „Scandal”, „The Affair”, „Homeland” oraz „Chirurdzy”.
Grace Coddington to chyba największa „kociara” w branży mody – posiada kilka kotków rasy Chartreux, poświęciła im nawet cały rozdział w swojej biografii. Jej mieszkanie jest wypełnione poduszkami i gadżetami z wizerunkiem puszystych milusińskich, na swoim koncie ma także wydaną w 2008 roku książkę „The Catwalk Cats”, którą zapełniły ilustracje i śmieszne opowieści widziane oczami jej czterech kotów. Jak sama mówi, „Koty to moja pasja. Lubię ich niezależność i to, że nie można zmusić ich do zrobienia czegoś, na co same nie mają ochoty. Każde z nich to indywiduum, nawet jeśli są rodzonymi braćmi czy siostrami. Miałam ich wszystkie rodzaje – z rodowodem i bez – i wszystkie mają swoje dziwactwa. Na szczęście mój partner (Didier Malige, przyp. red.) też lubi koty – nasze życie zdecydowanie kręci się wokół nich!”. Za to, że już jako nastolatka była zdeterminowana w swojej pasji do mody i nawet otrzymywanie pocztą przeterminowanych numerów „Vogue’a” nie powstrzymywało jej przed prenumeratą
Grace Coddington urodziła się i wychowywała w małej, walijskiej miejscowości, o której powiedzenie, że była trochę odcięta od świata nie powinno być dużym nadużyciem. Takie, a nie inne otoczenie nie zgasiło jednak jej pasji do mody – w jednym z wywiadów, jakiego udzieliła „Vogue’owi”, wspominała, że co miesiąc zamawiała „biblię mody” w lokalnym sklepie: „Czasami nowy numer przychodził, czasami nie. Dla mnie, „Vogue” od początku rysował wizję fantastycznego świata wyrafinowania i dorosłych. Marzyłam, aby wyrwać się z mieściny, w której mnie wychowywano”. Tak też się stało – w 1959 roku, w wieku 18 lat, Coddington wyjechała do Londynu i rozpoczęła edukację w szkole modelek Cherry Marshal. Za ogromne serce i empatię
Grace to z jednej strony wrażliwa artystka, z drugiej, niesamowicie silna babka, którą los kilkakrotnie potraktował bardzo okrutnie. Żadne z tragicznych wydarzeń (zarówno poronienie, jak i wypadek, który na 2 lata zawiesił jej karierę modelki), nie złamały jej. W 1973 roku, w obliczu nagłej śmierci swojej siostry, pokazała, że w kryzysowej sytuacji potrafi nie tylko zadbać o siebie, ale też o innych i wzięła do siebie swojego 7-letniego siostrzeńca, Tristana. Pomimo usilnych starań, walijskie władze długo nie wyrażały jednak zgody na to, aby Grace formalnie adoptowała syna swojej siostry. „Dopiero co odeszłam od męża (restauratora Michaela Chow, przyp red.) i chyba dlatego postrzegano mnie jako okropną kandydatkę do bycia matką”, wspominała. „To wykluczyło więc adopcję na kilka lat. Później, kiedy powoli zaczęłam się ustatkowywać, Tristan zamieszkał ze mną. To niezwykłe: nagle z samolubnej osoby spędzającej noce na mieście lub z chłopakiem w jakimkolwiek kraju by on nie przebywał, stajesz się jedyną rodziną dla 10-letniego chłopca, który przeżył ogromną traumę. Było ciężko, bo zarabiałam wtedy bardzo mało, a mój ówczesny mąż odszedł ode mnie w dniu sfinalizowania adopcji. Starałam się jednak jak mogłam, nigdy nie miałam niani i wszystko robiłam sama”. Za fantastyczne sesje, jakie tworzyła dla amerykańskiego „Vogue’a”
Odkąd w 1988 roku zaczęła razem z Anną Wintour pracę w amerykańskim „Vogue’u”, stopniowo zyskiwała uznanie branży nie tylko jako najwyższej klasy profesjonalistka, ale przede wszystkim wizjonerka, która do kreowanych przez siebie sesji zawsze obok mody wpuszczała także świeży powiew artyzmu. Wiele osób postrzega ją jako innowatorkę i rewolucjonistkę, której podejście można sprowadzić do tego, że, jak powiedział reżyser dokumentu „Th Semptember Issue”, „ubrania, modelki i fotografowie mogą naprawdę opowiadać historie, a nie być jedynie sprowadzone do roli obiektu”. Sama Coddington powiedziała kiedyś, że jej podejście do fotografii mody bazuje głównie na tym, aby czytelnik był w stanie dostrzec na zdjęciu ubranie, a ona sama lubi na nich pewien rodzaj niedoskonałości. To ostatnie to zasługa Irvinga Penna, z którym pracowała podczas jednej z sesji. „W pewnym momencie na ziemię upadła wsuwka do włosów”, zdradziła kiedyś Grace. „Schyliłam się szybko, aby ją podnieść, lecz Irving szybko powiedział ‘Nie nie, zostaw ją na miejscu!’ To właśnie niedoskonałość czyni zdjęcie magicznym”. Za poczucie humoru i dystans
Pod osłoną stoickiego spokoju kryje się u Grace niesamowite poczucie humoru i dystans do otaczającej ją rzeczywistości. Dowód? Kiedy jej instagramowe konto zostało usunięte z powodu „nieodpowiednich treści” (Grace opublikowała wtedy swoje zdjęcie, na którym opala się topless), po przywróceniu profilu wyśmiała zasady platformy wrzucając fotkę swoich dwóch kotków z ocenzurowanymi intymnymi częściami. Za to, że kocha seriale
Powiedzielibyście, że największym hobby Grace Coddington jest (oczywiście zaraz po jej kotach) namiętne oglądanie seriali? A jednak. Zawsze ma przy sobie swojego iPada i tym samym, dostęp do wszystkich seriali, które w biurze ściąga dla niej jej asystent (jak sama mówi, jest „antykomputerowa”). Jej ulubione? „Nashville”, „Scandal”, „The Affair”, „Homeland” oraz „Chirurdzy”.