To wyjątkowa rola, w końcu Wisłocka to bardzo złożona postać. Przygotowywałaś się do niej jakoś wyjątkowo?
Tak, ponieważ etap przygotowawczy zaczął się siedem miesięcy przed zdjęciami, kiedy dowiedziałam się o roli. Nigdy nie brałam udziału w tak szczegółowo planowanej produkcji. Zapewniono mi wszystko – książki, materiały archiwalne, umówiono mnie na spotkanie z córką Michaliny. Machina szybko nabrała rozpędu. Oglądałam filmy archiwalne, spotkałam się z rodziną, przyjaciółmi. Mieliśmy próby jak w teatrze, nagrywaliśmy, dyskutowaliśmy, było pole na improwizację. Tak naprawdę filmowa Michalina jest zlepkiem ważnych dla nas osób, najczęściej kobiet i kobiecej energii. Bez komfortu czasu nie byłoby to możliwe, to bardzo nietypowe jak na nasze polskie standardy.
Wisłocka w swoich czasach budziła kontrowersje tak bezpośrednim mówieniem o seksie. Nie masz wrażenia, że wciąż jesteśmy w tym samym momencie?
Dokładnie tak. Wisłocka była kontrowersyjną postacią w swoich czasach, a dzisiaj byłaby wręcz wyklęta ze swoim podejściem do otwartości, do rozmów o seksie. To była osoba, która żyła otwarcie w trójkącie, który budził kontrowersje w tamtych czasach, a wyobrażasz to sobie teraz? To był jej pomysł na życie, ona nikogo tym nie krzywdziła. Była bardzo nietuzinkowa. To film o kobiecie, która była potrzebna wtedy i mam wrażenie, że ciągle nam takiej Michaliny Wisłockiej brakuje. Myślę, że to nie jest przypadek, że film o niej powstaje w tych czasach. Śmieję się, że ona sama wybrała sobie moment, kiedy film o niej ma być zrobiony. Ona jeszcze miesza!
Czytaj też: Wisłocka w ciele Boczarskiej. „Sztuka kochania” wchodzi do kin i uwodzi [RECENZJA]
W tym filmie jest całkiem sporo twojej nagości…
Od razu ci wejdę w słowo: trudno sobie wyobrazić film o kobiecie, która przez swoją seksualność odkrywa jak bardzo to jest potrzebne bez rozbieranych scen.
Oczywiście, lecz czy to było dużym wyzwaniem? To nie jest film, w którym odsłaniasz kawałek biustu, tylko bardzo odważnie pokazujesz całe swoje ciało.
Jestem aktorką, wypożyczam postaci swoje emocje, oczy, wypożyczyłam twarz na potrzeby charakteryzacji, wypożyczam też ciało, jakkolwiek by to nie zabrzmiało dziwnie czy kontrowersyjnie. Mam szczęście być tą aktorką, która zawsze rozbierała się w sposób istotny. Nigdy nie miałam wątpliwości czemu ta nagość służy, jaki jest jej kontekst. Za każdym razem, i nie inaczej było w przypadku tej produkcji, doskonale wiedziałam jakie będą kadry, jak my tę nagość pokażemy. To nie są przypadkowe ujęcia, byłam w stu procentach pewna dlaczego to kręcone jest tak, a nie inaczej. Nigdy nie jest to łatwe, bo to sfera zarezerwowana dla najbliższych, ale trudno opowiedzieć historię kobiety, która mówi o seksualności, nie pokazując seksu.
Polecamy: 5 pytań do… Marii Sadowskiej
Nie masz wrażenia, że seks mimo swojej szerokiej dostępności jest coraz bardziej tematem zakazanym?
To jest paradoks, że żyjemy w świecie bardzo otwartym, gdzie nie ma tematów tabu. Internet pozornie daje odpowiedź na wszystkie pytania, nagość została wygrzmocona za wszystkie czasy, pornografia jest na wyciągnięcie ręki. Tymczasem tak naprawdę okazuje się, że mamy duży problem w rozmawianiu o fundamentalnych sprawach. Wiesz, że reedycja „Sztuki kochania” Wisłockiej znów cieszy się ogromną popularnością wśród młodych ludzi? To znaczy, że tak naprawdę nie uzyskują w domu czy szkole odpowiedzi na podstawowe pytania. A tymi podstawowymi pytaniami jest bliskość, pierwszy raz, to czy zawsze trzeba kochać partnera, czy to jest złe, że zdecyduję się oddać tylko dlatego, że sobie kogoś na ten pierwszy raz wybiorę. Mało kto da ci odpowiedzi na te pytania. Ta książka jest trochę jak ktoś bliski. Myślę, że taki podręcznik jest niezbędny. Wisłocka napisała tę książkę z miłością i myślę, że to jest powód, dla którego tak chętnie się wciąż po nią sięga. To naprawdę magiczna lektura.