MODA, STYL ŻYCIA

XXII Złota Nitka

07.10.2015 Redakcja Fashion Magazine

XXII Złota Nitka

Wiadomość o tym, że Złota Nitka miałaby umrzeć, była więcej niż przygnębiająca. Jest to zdecydowanie najbardziej prestiżowa nagroda dla młodych projektantów, o wieloletniej tradycji, przez której historię przewinęło się multum nazwisk, wiele funkcjonujących w branży po dziś. Chociaż zdarzały się również przypadki „znikające”, na przykład świetnie zapowiadająca się Peggy Pawlowski, zwyciężczyni jednej z poprzednich edycji. Czy ktoś jeszcze o niej pamięta? W przeciągu ponad 20-letniej historii wyklarowały się dwie kategorie konkursowe – Prêt-à-porter i Premiere Vision, które miały za zadanie odróżnić kolekcje zmierzające w kierunku komercji, od tych artystycznych i jak sama nazwa wskazuje „wizjonerskich”. Podczas ostatniej edycji kategoria była jedna, raczej nieokreślona, co było prawdopodobnie podyktowane ciasnym budżetem i stopniowym odchodzeniem studentów projektowania od kolekcji, które posiadają wybitnie awangardowy walor. Co jest o tyle przykre, że dla większości z nich ukończenie szkoły jest ostatnią okazją, żeby naprawdę w projektowaniu zaszaleć. Ale teraz każdy myśli, że dyplom powinien być stricte sprzedażowy, bo jest finansową inwestycją i powinien się „zwrócić”. Szkoda, bo takie podejście bywa pułapką.

Reputacja wydarzenia również zmagała się z problemami. Po niemałym skandalu z 2012 (XX, jubileuszowa Złota Nitka), kiedy to finał konkursu skompromitował się fatalną organizacją (już nie agencji Moda Forte, dla której ostatnią edycją była XIX, i jeszcze nie agencja Loweevents, odpowiedzialna za ostatnią XXII i oby kolejne!) o której Michał Zaczyński pisał na swoim blogu tak: „A kto wygrał Złotą Nitkę? Ha, tego nie wie nikt. W czasie ogłaszania wyników pogubiły się kartki, protokół wpadł za szafkę, czy coś i ci, którzy mieli wygrać 20 tysięcy złotych, dostali tylko wyróżnienie. I odwrotnie. Może i jurorzy uratowaliby sytuację, pomogli prowadzącej Joannie Horodyńskiej, którą trudna sztuka konferansjerki, niestety, przerastała i ustalili, kto na jaką zasłużył nagrodę. Ale sporo z nich nie dotrwało do końca i – czemu nietrudno się dziwić – uciekło, płonąc przy tym ze wstydu, że uczestniczyli w tym wydarzeniu”.

W 2013 Złota Nitka przeszła bez większego echa, największą atrakcją tego wydarzenia był Łukasz Jemioł, który otrzymał honorowe wyróżnienie za osiągnięcia i dorobek. A w 2014 słuch po konkursie zaginął. Wydawałoby się, że kolejna inicjatywa zatonęła w lokalnym morzu bylejakości i niejasnych intencji, ale… 2015 rok przyniósł prawdziwe odrodzenie. W projekt zaangażowało się centrum handlowe Manufaktura, które wpisało Złotą Nitkę w kalendarz 10 edycji swojego małego tygodnia mody. Pośrodku urokliwego „rynku” tej świątyni komercji wyrósł więc okazały biały namiot, który w ciągu dnia, podczas prób, przypominał saunę, a po zachodzie słońca salę do krioterapii. Muszę przyznać, że mimo tych zmagań z kapryśną październikową pogodą, cała produkcja wypadła na 5+. Zrezygnowano z konwencji gali przerywanej obradami, szanowne jury podjęło decyzję zawczasu, a tuż po zakończeniu pokazów od razu ogłoszono wyniki. Światła, muzyka, doskonała i serdeczna konferansjerka prowadzącego wieczór Jacka Rozenka, ładnie zaaranżowany błyszczący wybieg, zaplecze techniczne – całość sprawiała szalenie eleganckie i całe szczęście pozbawione pretensji wrażenie.

Jednak clou tej całej akcji, to 11 kolekcji, które przystąpiły do rywalizacji. Trzeba przyznać, że poziom konkursu był całkiem wysoki. Chociaż nie wszystkie propozycje były przedstawiane premierowo, bo część z nich pojawiła się na pokazach dyplomowych i wybiegach innych konkursów, to warto dodać, że projektanci stanęli na wysokości zadania i sprawili, że wyjazd do Łodzi nie był stratą czasu. Nawet marka Top Secret „dała radę”, wyczarowując ze swojej sprzedażowej kolekcji stylizacje pokazowe na naprawdę wysokim, biorąc oczywiście pod uwagę tę specyficzną kategorię, poziomie, który nie uśpił widzów. A to niemałe osiągnięcie. Gwiazdami wieczoru byli projektanci MMC – duet Ilona Majer i Rafał Michalak, który gościnnie przedstawili swoją najnowszą kolekcję, o której pisała już na Fashion Post Weronika Płocha.

Projekty Joanny Organiściak

11 mini-kolekcji zostało pokazanych w zwartym dynamicznym bloku, jedna po drugiej. Zwyciężczynią XXII edycji konkursu Złota Nitka została Joanna Organiściak, absolwentka krakowskiego SAPU czyli Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru. W skromnej palecie składającej się z bieli i granatu tak ciemnego, że aż wpadającego w czerń, pokazała szereg każualowych sylwetek, zgrabnie łączących kierunek codziennej garderoby z prawdziwie projektanckimi detalami. Organiściak bawi się formą rękawa, ubiera go w kształty bufek, urozmaica luźnymi panelami materiału, majstruje przy jego konstrukcji. Efektowne koszule o długich połach ozdabia asymetrycznymi detalami, a całość stylizacji wykańcza ostrymi, charakternymi, i co ważne – autorskimi butami z granatowej (znów wpadającej w czerń) skóry. Świetnie prezentowała się asymetryczna luźna suknia przypominająca niemal habit, a odrobiny lekkości cięższym sylwetkom dodały luźno puszczone troki. Dodatkowy plus należy się projektantce za komercyjny walor kolekcji – większość tych ubrań nie trzeba tonować w dół, żeby znalazły swoje klientki. Joanna Organiściak, oprócz statuetki otrzymała również nagrodę pieniężną w wysokości 10 tysięcy złotych, zaproszenie do butki Pop Up Story i staż w firmie Top Secret, który miejmy nadzieję, będzie opcjonalny, a nie przymusowy.

Anna Tronowska, zdobywczyni wyróżnienia, której kolekcja miała premierę podczas tegorocznych pokazów dyplomowych SAPU, zaprezentowała kolekcję nastawioną na obszerne fasony, ironicznie zestawione z podkolanówkami i przeskalowanymi okularami. To świetna, kolorowa i uciekająca od nudy moda, o której pisałem już przy okazji Cracow Fashion Week, więc zainteresowanych odsyłam do publikacji. Podobne słowa można skierować do Michała Wójciaka, który barwne propozycje z kunsztownie pozszywanych krawatów pokazywał podczas tegorocznego finału Fashion Designer Awards. Projektant aby uniknąć wrażenia powtarzalności, rozszerzył kolekcję o męskie sylwetki, które zyskały przyjemny dla oka potencjał absurdu dzięki ogromnym kapeluszom, jak również wypuszczając na wybieg propozycje szyte w zdecydowanie bardziej tradycyjny sposób, krzykliwie łączące wyraziste desenie – na przykład mapy i kwiaty. Wpisując się w popularną ideę upcyklingu, Michał Wójciak idzie ze swoją paletą pod prąd i za to na pewno należą mu się brawa. Takie ubrania, stricte konkursowe, niestety nie nadają się do powielania, ale z pewnością nie taki jest ich cel. Widać wyraźnie, że Wójciak doskonale odnajduje się w swojej szalonej estetyce, która mam nadzieje, będzie podlegać stopniowemu wyrafinowaniu, a co ważne potrafi ją również przełożyć ją na język prostszych, bardziej utylitarnych form. Jest tu potencjał i odwaga.

Projekty Katarzyna Pałcik

Kierunek patchworku w swojej kolekcji wykorzystała również Katarzyna Pałcik, której kolekcja wyróżnia się plastycznymi i wpadającymi w oko materiałami, stworzonymi z prostokątnych skrawków tkanin, w rozmaitych odcieniach szarości, od czasu do czasu przetykanych błyszczącą nitką. Propozycje Pałcik, szczególnie kiedy ta używa bieli, mają w sobie odrobinę laboratoryjnego klimatu, które projektantka podbiła wykorzystując do stylizacji przeźroczyste daszki/przesłony na oczy. Surowość form została urozmaicona rustykalnymi detalami – ogromną trójkolorową kamizelą o fakturze niczym chodniczek i wyżej wspomnianymi, pieczołowicie zszywanymi patchworkami. Zdecydowanie na plus wybijała się również Katarzyna Romańska, która traktuje materiał jak papier. Składa go w oryginalne kształty, nakłada kolejne warstwy niczym kartki porozrzucane po biurku, a chwilę później zachwyca prościutką, ale jakże ciekawą sukienką w granatowo-białe paski i prążki. Bardzo ciekawie prezentowały się również detale – pasy materiału składane niczym origami, wywinięte szwy na nogawkach, tworzące powiewające formy, trójkątne niby-kieszonki, przekornie ułożone na płaszczu do góry nogami i jeden z najmocniejszych punktów tej kolekcji – płaszcz-kokon. Jego rzeźbiarska forma, w bardzo ciekawy sposób modyfikowała figurę modelki, całkowicie przenosząc środek ciężkości na niełatwy, bo ciągnący się od talii do kolan, fragment ciała.

Projekty Martyny Sobczak

 

Zabawę formą wprowadziła do swojej męskiej kolekcji również Martyna Sobczak, która również zdobyła wyróżnienie. Jakkolwiek nie sposób odmówić projektantce ciekawych pomysłów na stworzenie masywnych i dominujących nad człowiekiem kształtów, idących w stronę kwadratu i prostokąta, tak można nieco zwątpić w jej umiejętności stylizacyjne, bo sparowanie białych skarpetek z klapkami, nie jest już ani ciekawe, ani ekscytujące, a już na pewno nie świadczy o zbytniej oryginalności czy przekorze. Kolekcja jest pełna połamanych i walczących ze sobą linii, biegnących we wszystkie kierunki świata, nieco chaotyczna, chociaż prędzej pozornie, niż faktycznie, ale i urzekająco ambitna, tym bardziej, że realizowana wyłącznie dla mężczyzn, a to nadal rzadkość wśród lokalnych projektantów. W bardzo podobnym kierunku podążyła Marta Gos, która również zaprezentowała całkowicie męską kolekcję, także polemizującą ze standardowo rozpatrywanym męskim wizerunkiem. Projektantka dosłownie topiła swoich modeli w ogromnych, lekko orientalizujących kurtkach i przepastnych spodniach, które urozmaiciła rozpinanymi nogawkami. Obszerność dołów często tworzyła iluzję spódnic, i to wykorzystanie pierwiastka kobiecego, chociaż niełatwe w odbiorze, było zdecydowanie najbardziej intrygującym elementem jej konkursowych propozycji.

Projekty Pauliny Matuszelańska

 

Ciekawą, chociaż dwuznaczną estetycznie kolekcję, przedstawiła Paulina Matuszelańska, która wzięła na siebie dość trudne zadanie, realizując sylwetki w klimacie przypominającym połączenie mody awangardowej z biurową. Ten niecodzienny związek punktowały klasyczne formy urozmaicone nietypowymi detalami, na przykład przeskalowane mankiety, czy absurdalne aplikacje z ananasów, niestety naiwnie naszywanych, a nie haftowanych bezpośrednio na materiale. Nogawki 7/8, rozkloszowane i rozcięte, wyczyniały z nogami modelek rzeczy absolutnie koszmarne, a synteza kamizelki i koszuli każe się zastanawiać, czy takie działanie jest właściwie potrzebne. Kobieta Matuszelańskiej ma dwie twarze i jest na granicy szaleństwa, ale ten stan rozedrgania pomaga zinterpretować te wydłużone rękawy – to nic innego, jak nawiązanie do kaftana bezpieczeństwa.

Oczywiście również w tym roku przyznano Honorową Złotą Nitkę. Otrzymała ją Kasia Sokołowska, która, jak to powiedział wręczający wyróżnienie Rafał Michalak, wypchnęła polską modę z pracowni wprost na wybieg. Kasia uroniła kilka łez i nie kryła wzruszenia, podobnie jak ja, kiedy opuszczałem Łódź. Powód? Miałem niezwykłą przyjemność nocować w Łódzkim Grand Hotelu, którego historia sięga XIX wieku. Jeśli planujecie pobyt w Łodzi, mieście Łodzi, i szukacie noclegu, to serdecznie polecam ten przybytek, bo pobyt w nim jest przeżyciem niemal abstrakcyjnym. Grand Hotel to miejsce, w którym czas zakotwiczył się na kliku etapach, trochę w zamierzchłej przeszłości, trochę w PRLu i trochę w naszej rzeczywistości. Piękna, bogato zdobiona jadalnia, cudownie kontrastuje z anonimowymi korytarzami, które prowadzą do pokoi i apartamentów najróżniejszej urody, połączonych jednym nostalgicznym faktem – tradycyjnymi kluczami, których ciężar czuje się w kieszeni. Apartament w którym spałem, ochrzczony przez samego Artura Rubinsteina, mógł być równie dobrze wehikułem czasu, albo muzealną salą. A balkon wychodzący na Piotrkowską, za pomocą świetnego koncertu który odbywał się na świeżym powietrzu, pozwolił mi poznać Łódź nieco bardziej przystępną, mniej szarą i rozgoryczą, a zdecydowanie bardziej beztroską i radosną. Taka też była XXII edycja Złotej Nitki – wyjątkowo urokliwa. Mam nadzieję, że sukces ostatniej edycji świeżo zmartwychwstałego konkursu przyciągnie większą ilość sponsorów, tak, żeby faktyczna nagroda, dogoniła w końcu prestiż statuetki.