KULTURA

Naga prawda

29.03.2023 Maja Handke

Naga prawda

W ramach naszego cyklu „Przypominamy” powracamy do wywiadów i artykułów z poprzednich numerów Fashion Magazine. Dzisiaj zapraszamy do lektury tekstu Mai Handke o nagiej autofotografii.

Fashion Magazine nr. 78

Zdjęcia w bieliźnie lub bez. Selfie soft albo całkiem śmiałe. Czasem robione z intencją wysłania komuś albo zarabiania na pokazywaniu nagości, a czasem tylko dla siebie. Z jednej strony bywają niebezpieczne, z drugiej mogą być elementem emancypacji i drogi do afirmacji i pogodzenia się ze swoim ciałem. Zwiedzamy skomplikowany świat nagiej autofotografii.

nagich zdjęciach – tych robionych samemu sobie – nie można pisać bez przyjrzenia się historii tego zjawiska. Jedno jest pewne – nigdy jeszcze robienie i przesyłanie fotografii nie było tak łatwe jak dziś, nigdy też ludzie nie żyli w tak obrazkowym świecie. Rzeczywistość sprzyja robieniu zdjęć bez przerwy i promuje takie zachowania. Ekshibicjonizm się rozlewa. Przesunęły się granice w eksponowaniu ciała. Wiele osób na otwartych kontach na Instagramie pokazuje się prawie nago. Zdjęć o charakterze erotycznym jest mnóstwo – odkrytym ciałem sprzedaje się treści poświęcone diecie, sprawności, ale też kulturze, designowi, właściwie wszystkiemu. I choć media społecznościowe wciąż banują za pokazanie kobiecych sutków, wykazują wielką tolerancję dla nagości i erotyki. Efekt? Jednocześnie pokazujemy siebie i maniakalnie podglądamy innych.

NA WŁASNYCH WARUNK ACH

Ale od początku. I to niefotograficznego! Profesora krakowskiej ASP i artystka Iwona Demko zwróciła mi uwagę na pierwszy nagi autoportret kobiecy w sztuce zachodniej: „Paula Modersohn nagich zdjęciach – tych robionych samemu sobie – nie można pisać bez przyjrzenia się historii tego zjawiska. Jedno jest pewne – nigdy jeszcze robienie i przesyłanie foto- grafii nie było tak łatwe jak dziś, nigdy też ludzie nie żyli w tak obrazkowym świecie. Rzeczywistość sprzyja robieniu zdjęć bez przerwy i promuje takie zachowania. Eks-

hibicjonizm się rozlewa. Przesunęły się granice w eksponowaniu ciała. Wiele osób na otwartych kontach na Instagramie pokazuje się prawie nago. Zdjęć o charakterze erotycznym jest mnóstwo – odkrytym ciałem sprzedaje się treści poświęcone diecie, sprawności, ale też kulturze, designowi, właściwie wszystkiemu. I choć media społecznościowe wciąż banują za pokazanie kobiecych sutków, wykazują wielką tolerancję dla nagości i erotyki. Efekt? Jednocześnie pokazujemy siebie i maniakalnie podglądamy innych.

NA WŁASNYCH WARUNKACH

Ale od początku. I to niefotograficznego! Profesora krakowskiej ASP i artystka Iwona Demko zwróciła mi uwagę na pierwszy nagi autoportret kobiecy w sztuce zachodniej: „Paula ModersohnBecker była niemiecką malarką, prekursorką ekspresjonizmu. Będąc w ciąży, odważyła się namalować nago. W ten sposób złamała tradycję, zgodnie z którą nagie kobiety malowali mężczyźni, tak by cieszyły męskie oko i wzbudzały pożądanie”. To był początek, a jednocześnie przełom pokazujący ważny aspekt nagich autoportretów – nie muszą one służyć tylko do komunikacji i flirtu. „Dziś fotografowanie się nago i pokazywanie ciała ma siłę politycznego wyrazu. Ma moc, bo to kobieta decyduje, co i kiedy chce pokazać. To radykalna zmiana i wyrażenie sprzeciwu wobec patriarchalnego podejścia, zgodnie z którym każde obnażenie się to prowokacja do gwałtu. Z tymi zdjęciami jest jak ze słynnym uniesieniem spódnicy gestem trochę w stylu kobiet czarownic, kobiet pełnych mocy” – mówi Demko.

Fotografowanie siebie było podstawą pracy wielu artystek, ale z wybrania tej formy bywały surowo rozliczane. Opowiada o tym Iwona Demko: „Hannah Wilke rozpoczęła swoją pracę artystyczną w latach 60. ubiegłego wieku. Uważano, że z taką śmiałością eksponuje ciało, bo jest piękną kobietą. Tak pożądana u kobiet uroda często zamienia się bowiem w powód do ich represjonowania i umniejszania ich zdolności. Piękna i zdolna? Takie połączenie nie jest do zaakceptowania w patriarchalnym społeczeństwie.

Hannah udowodniła, że jej twórczość nie opiera się jedynie na urodzie. Własne ciało stanowiło nadal podmiot jej pracy, kiedy zachorowała. Dokumentowała zmiany zachodzące w swoim starzejącym się, chorym ciele do końca. Natalia LL – polska artystka, która w swojej twórczości eksplorowała tematy związane z seksualnością i cielesnością – fotografując siebie, nie zmieniła obiektu swoich prac wraz z upływem czasu – śmiało fotografowała się nago także w starszym wieku. Podobnie jest w przypadku Katarzyny Kozyry, która używa nagości do poruszania takich tematów jak choroba. Wiele kontrowersji wzbudziła jej praca »Olimpia«, na którą złożył się tryptyk inspirowany słynnym obrazem Maneta, a także wideo z zapisem chemioterapii, której poddawała się chora na raka artystka”.

Ciało, wykraczające zresztą poza seksualność, znajduje się wśród najważniejszych tematów współczesnej sztuki, a autoportret fotograficzny jest często postawą pracy artystek.

Przychodzi im z pomocą technika. Po raz pierwszy możliwość zrobienia sobie zdjęcia na cito pojawiła się dzięki firmie Polaroid – w 1947 roku wprowadziła ona aparat zdolny do błyskawicznego wywoływania czarno-białych zdjęć, a w 1963 roku – kolorowych. Aparat drukował fotografie samodzielnie i od razu. Położyło to kres użeraniu się ze wścibskimi technikami z laboratoriów fotograficznych, którzy mogli złożyć donos na policję, a przede wszystkim puścić nagie zdjęcia w obieg. Polaroid dał nowe możliwości także artystom. Wykorzystywał go między innymi Andy Warhol. Prawdziwa rewolucja zdjęciowa zadziała się jednak dopiero w roku 2000, kiedy pojawił się pierwszy telefon wyposażony w aparat fotograficzny. Sharp J-SH04 był jednak dostępny tylko w Japonii. W Europie pierwszy aparat z taką funkcją pojawił się dwa lata później – była to Nokia 7650. Firmy zaczęły się prześcigać – polepszała się rozdzielczość, pojawiła możliwość robienia zbliżeń. Aparaty są coraz lepsze, coraz łatwiej się nimi fotografuje i nagrywa filmy. I dzieli treściami – wrzucając je do serwisów i wysyłając do innych użytkowników.

DLA POZNANIA I ZAKRĘCANIA

Warto przyjrzeć się nagiej fotografii w kontekście poznawania własnego ciała i samoakceptacji kobiet. Mamy XXI wiek. Z jednej strony rozrasta się ruch bodypositive i wzrasta obecność ciał spoza kanonu w mediach społecznościowych, z drugiej presja dążenia do doskonałości wcale nie spada – nacisk na bycie szczupłym/chudym, fit i bez zmarszczek trwa, a dostępne w telefonie filtry pozwalają poprawiać rzeczywistość sprawniej i szybciej niż Photoshop. W tym wszystkim autofotografowanie ciała może mieć zbawienny wpływ na samoakceptację, szczególnie w kraju, w którym społeczne oswojenie tematu nagości jest słabe. Oglądanie własnego nagiego ciała w lustrze polecają zresztą seksuolodzy i psycholodzy kobietom, które mają problem z zaakceptowaniem siebie. Można też zaprzyjaźniać się z własnym ciałem dzięki fotografii, wzorując się na tym, jak ciało pokazuje choćby twórczyni projektu Body Mirror Magdalena Ławniczak. Jej zdjęcia, których bohaterkami są kobiety w różnym wieku i o rozmaitych sylwetkach, pokazują prawdę o ciele – bez fałszu i upiększania, ale z dbałością o piękne światło i ze spojrze- niem pełnym życzliwości dla ciała.

Piękną historię – choć nie do końca o autofotografii – usłyszałam od jednej z moich przyjaciółek. W czasie studiów nagie zdjęcia robiły sobie ona i jej współlokatorka. Były pretekstem do rozmów o kobiecości i seksualności. Obie czuły się bezpiecznie w zmieniających się rolach portretującej i portretowanej. Mogły przejrzeć się w swoich spojrzeniach. Wiele znajomych kobiet mówi mi o odkrywaniu siebie przez zdjęcia – czasem robione dla osoby partnerskiej, czasem tylko dla siebie. To daje zupełnie inne spojrzenie. Pozwala dostrzec własne piękno. Droga do akceptacji – niezależnie od tego, czy jest się w obowiązującym kanonie, czy zupełnie nie – jest trudna. Ale selfie mogą być dobrym krokiem do przodu, i to bez wykorzystywania filtrów.

KOBIETY, MĘŻCZYŹNI I CAŁA RESZTA…

Jak podchodzimy do erotycznej komunikacji zdjęciowo-filmowej? Przepytałam spory tłum. Są różnice. Zacznijmy od mężczyzn, bo tu sprawa jest prostsza – większość za wizualną komunikacją przepada. Sami w większości przypadków wysyłają cieszące się złą sławą dickpicki, czyli niezbyt wyszukane zdjęcia penisa we wzwodzie. Sposoby na to mają dwa. Kulturalny, gdy wysłanie zdjęcia poprzedza mniej lub bardziej dosłowne pytanie, czy masz ochotę je otrzymać. I ten drugi, gdy bez ostrzeżenia, w trakcie wymiany zdań, dostajesz nagle taką fotę. W wersji jeszcze bardziej efektownej – odbierasz połączenie na FaceTime i wypatrujesz twarzy, a widzisz… zbliżenie na akt masturbacji. „Zbaraniałam, bo nie od razu się zorientowałam” – to komentarz mojej znajomej.

Kto wysyła swoje narządy, czasem w wersji fabularyzowanej? Z grubsza wszyscy – od intelektualistów uczęszczających na demonstracje Strajku Kobiet przez honorowych krwiodawców po inżynierów od silników lotniczych… Według obecnych norm (i słusznie) takie zachowanie – bez uprzedniej zgody osoby, do której wiadomość jest adresowana – to molestowanie. Jak reagują kobiety? Część akceptuje ten rodzaj „flirtu”, część blokuje od razu delikwenta. Niewiele jest zdziwionych. Tak komentuje to moja 37-letnia przyjaciółka z paroletnim stażem na aplikacjach randkowych: „Nie cierpię tego. Wolałabym żyć w świecie, w którym ludzie nie wysyłają zdjęć penisa na dzień dobry. Ale podchodzę do sprawy realistycznie. Część użytkowników portali randkowych po prostu to robi, a ja ich po prostu blokuję. Inaczej traktuję takie akcje mojego wieloletniego kochanka. Nie piszczę z radości, kiedy dostaję zdjęcie jego erekcji, ale wierzę, że to jego sposób na powiedzenie, że tęskni i pragnie. Wybaczam”.

WKŁAD ARTYSTEK (od lewej): autoportret ciężarnej Pauli Modersohn-Becker z 1906 roku; Natalia LL na tle prac z cyklu Consumer Art podczas Paris Photo; jeden z głośnych autoportretów Hannah Wilke; austriacka artystka intermedialna i performerka Valie Export – łamanie tabu związanych z kobiecym ciałem i cielesnością znajdowało się zawsze w centrum jej zainteresowań

Historia zasłyszana niedawno: „Facet po spotkaniu na mieście, zakończonym moją grzeczną odmową bliższego poznania się w jego pokoju hotelowym, zaczął pisać. Pytał, czy chcę zobaczyć, z czego tak pochopnie zrezygnowałam, czyli czy może mi wysłać zdjęcie wiadomo czego. Odmówiłam. I on faktycznie tego nie zrobił. Dodał jednak, że powinnam docenić, że w ogóle uszanował moją odmowę, bo… okazał mi ten sposób szacunek”.

Męskie podejście do zdjęć ewoluuje, co potwierdza dr Robert Kowalczyk, psychoterapeuta i seksuolog z Instytutu SPLOT: „Z jednej strony mamy ruch bodypositive i naukę akceptacji niedoskonałości, z drugiej silny kult doskonałego ciała. Obserwuję nowe zjawisko – heteroseksualni mężczyźni czują coraz większe wymagania kobiet dotyczące ich wyglądu i zaczynają zwracać większą uwagę na prezentowanie siebie. Widać to zresztą na Instagramie – zdjęcia bez koszulki, niezależnie od wieku i zajmowanego stanowiska, oraz relacja z zajęć na siłowni stają się normą”.

Czy widać to w erotycznych wiadomościach? Umówmy się, że ten trend nie jest dominujący. Wciąż przeważają dickpicki. Zdarzają się jednak przebłyski nadziei na to, że może być inaczej, co potwierdza kolejna z moich rozmówczyń: „Zdarzają się zaskoczenia. M., lat 35, uwielbiał się fotografować i nagrywać filmiki. Ma pięknie ciało i wie, jak je pokazać. Zawsze, gdy dostawałam kolejny, myślałam, że z tą świadomością ciała i swobodą eksponowania go, powinien trafił na scenę do Krystiana Lupy…”.

Kobiety zazwyczaj wkładają w robione przez siebie fotografie więcej wysiłku. Potwierdzają to i moje rozmówczynie, i rozmówcy – odbiorcy tych zdjęć. One robią sobie całe serie fotografii, by wybrać te najlepsze, oni z kolei dostrzegają te wysiłki. Niektóre tworzą niemal artystyczne akty, jak kochanka jednego z moich znajomych: „Naprawdę mnie zaskakiwała, to nie były standardowe ujęcia. Wykorzystywała odbicia lustrzane, wybierała wymyślne pozy, Świetne były te zdjęcia”. Z relacji moich rozmówców wynika, że mężczyźni chętniej wychodzą z inicjatywą wysyłania zdjęć, a kobiety raczej są o nie proszone. Ale i mężczyźni, i kobiety, i osoby hetero-, i homoseksualne – wszyscy zgodnie podkreślają, że seksting – zarówno ten zawierający tylko słowa, jak i ten ze zdjęciami – bywa często podniecającym elementem stałej relacji. Uprawia się go dla podkręcenia atmosfery w związku, szczególnie w czasie rozłąki.

A CO Z ROZSĄDKIEM?

Nagość i komunikatory – to może być bardzo złe połączenie. Wszyscy wiemy, że internet i media społecznościowe to potencjalnie niebezpieczna mieszanka. Dlatego dzielenie się nagimi zdjęciami to powinna być zabawa dla dorosłych. Niestety to myślenie życzeniowe. Od znajomych młodych ludzi słyszałam wiele historii o trzynasto-czternastolatkach, głównie dziewczynach, które podpuszczone przez chłopaków wysyłały im nagie zdjęcia. Ci dzielili się nimi z kolegami, sprawy miały czasem swój finał w sądzie. Warto rozmawiać z dziećmi i uświadamiać im niebezpieczeństwa związane z internetem i udostępnianiem informacji na swój temat, szczególnie intymnych zdjęć.

W tym tekście zajmujemy się jednak nagą autofotografią w wykonaniu dorosłych. Ona też niesie ze sobą pewne ryzyko, trzeba o tym pamiętać. Zasady bezpieczeństwa? Podstawowe to dzielenie się zdjęciami bez twarzy i bez znaków rozpoznawczych, takich jaki tatuaże i blizny. W gruncie rzeczy trzeba jednak powiedzieć sobie, że to zabawa zapałkami.

Doktorr Robert Kowalczyk, potwierdza: „Nawet jeśli wysyłasz nagie zdjęcia do partnera, pamiętaj, że kiedyś może on przestać nim być. A jak się zachowa po rozstaniu? Nie wiadomo. Zdarzają się bardzo przykre zaskoczenia. Niektórzy zresztą igrają z losem na całego, nawet osoby rozpoznawalne, bo takie zdjęcia mogą być przecież dowodem na rozprawie rozwodowej, do tego dowodem obciążającym”.

Wysyłanie fotografii obcej osobie jest ryzykowne, ale bywa częścią tinderowej gry. Dla jednych jest to nie do przyjęcia, dla innych to po prostu element konwencji. Fakty są jednak takie, że stało się to czymś typowym, co potwierdza badania „Zjawisko sekstingu wśród młodych Polaków” przeprowadzone pod koniec 2021 roku przez Naukowe Koło Seksuologii „Ars Amandi” z Uniwersytetu Gdańskiego na grupie 3000 osób (z nieznaczną przewagą kobiet), z których ponad połowa deklarowała, że pozostaje w romantycznym związku monogamicznym lub małżeństwie. Ponad 60% badanych wysyłało w roku poprzedzającym badanie wiadomości audiowizualne o charakterze erotycznym, a przeszło 70% takie otrzymało. Co prawda z bardzo różną częstotliwością – od kilku razy w roku do kilku razy w tygodniu, ale to jest nowa norma. Odbiorcami i nadawcami erotycznych wiadomości audiowizualnych najczęściej były osoby partnerskie. Jednak 3% badanych przyznało, że wysyła je do osób przypadkowych, 10,2% z kolei od osób przypadkowych je otrzymuje. 42,6% wysyłających erotyczne zdjęcia lub filmiki pyta odbiorców o zgodę, a aż 57,4% nie. W ilu przypadkach osoby otrzymujące takie wiadomości były nimi dotknięte? Trudno to zbadać.

Szczególnie narażone na takie niechciane zaczepki są celebryci i osoby aktywne w mediach społecznościowych. To często pomysł na zainicjowanie znajomości. Rafał Maślak przyznał w jednym z wywiadów, że po tym gdy został Misterem Polski i stał się popularny, zaczął otrzymywać mnóstwo takich zdjęć. Czy można się przed tym jakoś obronić? Najczęściej nie da się z tym zrobić zbyt wiele – można jedynie blokować użytkowników, którzy je wysyłają, a kiedy ich natarczywe zachowanie zaczyna przypominać nękanie, sięgnąć po pomoc prawną. W internecie występuje też zjawisko tak zwanego catfishingu, czyli podszywania się pod inne osoby. Czasem opiera się na wykorzystaniu wykradzionych komuś nagich zdjęć. Bywa, że cudze zdjęcia wysyłane są też jako własne.

Co jest prawdą, a co fałszem? Czasem trudno się zorientować. Żyć chwilą i się zapomnieć? Uważać i pozostać przy skromności? Znajdź złoty środek. Albo trzymaj się od tego jak najdalej.