Paulina Ołowska (ur. 1976r.) to twórczyni multidyscyplinarna, należąca do grupy najbardziej rozpoznawalnych w świecie polskich artystów wizualnych. Tworząc na styku wielu dziedzin – od malarstwa, przez kolaż, po instalacje – artystka w swoich działaniach nawiązuje do modernistycznej estetyki PRL-u, którego wytwory – wzornictwo, modę, styl życia – przedstawia ze specyficzną czułością i sentymentem. W kontrze do współczesnych artystycznych tendencji, Ołowska nie odczarowuje podejmowanego przez siebie tematu, wręcz przeciwnie – zaczarowuje go, ukazując w całym jego kolorycie, pogodzie ducha, radosnym popędzie ku nowoczesności. Zamiast pustych półek w sklepach artystka przypomina kolorowe, modernistyczne neony, którymi zdobiono powojenną Warszawę, zaś w miejsce zatroskanych twarzy kobiet ukazuje pełne wigoru młode dziewczęta z okładek modnych magazynów.
W swojej twórczości artystka urzeczywistnia ciche marzenia niejednego miłośnika mody – buty przemalowane na wzór obrazów Pieta Mondriana („Buty konstruktywistyczne”, 2000 r.), czy powrót kuriozalnych swetrów znamiennych dla czasu komuny (obrazy z serii „Na wiosnę” nawiązujące do fotografii mody kultowego pisma „Ty i Ja”). Ukazując rzeczywistość PRL-u z zupełnie nowej perspektywy.Ołowska niejako fetyszyzuje wytwory ówczesnej estetyki, które przedstawione zostają jako bezpowrotnie utracone i rozczulające. Nostalgiczne kolaże tworzone ze starych zdjęć modelek, swetry odtwarzane według autentycznych wykrojów, zamieszczanych w specjalistycznych magazynach, typowe dla tamtych czasów kobiece sylwetki i desenie przenoszone przez artystkę na płótna, odtwarzają jedyny w swoim rodzaju klimat polskiego socjalizmu.
Artystka zwraca również uwagę na swoisty paradoks soc-modernistycznej estetyki – będącej wypadkową zachodnich aspiracji i pogoni za nowoczesnością z prowincjonalnym gustem i materialną biedą. Produktem tych czasów były gorączkowo rozchwytywane wykroje z „Burdy”, czy szeroko zakrojona działalność DIY, która stanowiła wybawienie dla kobiet pragnących zachować minimum indywidualności. Nie każdemu było bowiem dane posiadać bony na zakupy w Pewexie, czyli PRL-owskim odpowiedniku Vitkaca. Ołowska ukazuje całą tę absurdalną rzeczywistość z charakterystycznym dla siebie ironicznym entuzjazmem tak, że zastanawiamy się, czy ten świat naprawdę istniał? A jeżeli tak, to skąd czerpał te kolory, tę radość, tę niezachwianą wiarę w nowoczesność?