„Iris”, reż. Albert Maysles, 2014r.
Nikt nie zrozumie starości lepiej, niż 88-latek. Wiekowy twórca znakomitych filmów dokumentalnych Albert Maysles opowiada o 93-letniej bizneswoman, projektantce wnętrz oraz ekscentrycznej fashionistce Iris Apfel z fascynacją i bliskością, na którą może sobie pozwolić tylko bratnia dusza. Film zrealizowano w prosty, konserwatywny sposób – kamera przez półtorej godziny prawie nie opuszcza modowej ikony, która co chwila wywołuje salwy śmiechu trafnymi, niepoprawnymi politycznie (w świecie „fashion”!) uwagami. „Jestem przeciwna operacjom plastycznym. Nadają się dla kogoś, kto ma nos jak Pinokio lub przeżył wypadek. Niektórzy moi znajomi poszli pod nóż i wyglądają gorzej niż przedtem, jak z obrazu Picassa!; Uwielbiam kolory – mogą obudzić umarłego! Najciekawiej wyglądają ludzie z Harlemu, naprawdę bawią się modą. Ci z Manhattanu myślą, że są modni, ale to nieprawda. Oni po prostu ubierają się na czarno. To nie moda, to uniformy!”.
„Iris”
Iris przemierza świat i Nowy Jork w poszukiwaniu coraz większej biżuterii, etno-tkanin z nadrukami czy haftami. Czasem idzie o lasce, czasem podróżuje na wózku, pchana przez młodego projektanta mody. Przepada z straganami, bo może się targować do ostatniego centa. Odkąd jej garderoba zmieniła się w eksponaty na wystawie The Metropolitan Museum of Art, nie przestaje udzielać wywiadów, brać udziału w sesjach zdjęciowych i wykładach. Pomaga też kobietom w różnym wieku wyrażać się poprzez modę. Właśnie tak rozumie bowiem sens przywiązywania szczególnej wagi do ubrań. Apfel, mimo zaawansowanego wieku, pielęgnuje w sobie wewnętrzne dziecko skore do zabawy. Jej szalone stylizacje to wyraz poczucia humoru oraz otwarta chęć zwrócenia na siebie uwagi. Seniorka stylu kolekcjonuje nieprzyzwoite ilości ubrań i biżuterii, bo uważa, że jej stylizacja odwraca uwagę od niedociągnięć urody. Jak sama przyznaje, nigdy nie była ładna. Musiała pracować nad sobą, by wzbudzić zainteresowanie innych. Iris mądrze zauważa, że kobiety, które całe życie i sukcesy podporządkowały urodzie, z wiekiem zostają z niczym. Piękna nie da się bowiem zatrzymać. Niezwykłe charakter i styl – owszem. Siłą filmu są właśnie te proste, ale słuszne uwagi dotyczące kobiecości i pasji, która napędza ludzi do długowieczności. Zarówno Iris, jak jej mąż Carl, oscylują w okolicach 100 lat, a wciąż pozostają aktywnymi ludźmi o bystrym umyśle. Film jest jednak wolny od tendencyjności, pokazywania na siłę pogodnych staruszków. Nie ignoruje tematów takich jak zmęczenie, czy ograniczenia fizyczne. To zapewne zasługa reżysera, który też do młodzieniaszków nie należy. I chociaż obserwujemy melancholijny schyłek życia, nie popadamy w smutek związany zwykle ze starością. Apfelowie nie udają młodszych, niż są – pokazują, że w podeszłym wieku też można się bawić. A czy moda nie jest przede wszystkim świetną rozrywką?
„Tworzyć trendy”, reż. Örn Marínó Arnarson, Thorkell Hardarson, 2014r.
Wyobraźcie sobie dwóch panów w średnim wieku, ubranych jak większość reżyserów filmowych – w znoszone t-shirty, kurtkę dżinsową, marynarkę i dżinsy. Co mogą mieć wspólnego z modą? Żona jednego z nich należy do obcego, dalekiego świata ubrań, pieniędzy, projektantów i…trendów. Te ostatnie szczególnie zainteresowały duet Islandczyków, którzy postanowili sprawdzić, o co w modzie w ogóle chodzi. Ruszyli więc z kamerą w skomplikowany i enigmatyczny świat ludzi, którzy z dwuletnim wyprzedzeniem prognozują, co będzie modne w przyszłości. Örn Marínó Arnarson i Thorkell Hardarson wyznali na spotkaniu po projekcji filmu „Tworzyć trendy”, że łatwo nie było. Wspominali, że ludzie mody okazali się trudni, snobistyczni i wyniośli, skorzy do powierzchownej oceny. A jednak reżyserzy zdołali wkraść się w łaski Arnolda van Geunsa i Clemensa Rameckersa, znanych jako „Ravage”. Podobno udało się ich „przekupić” dobrym jedzeniem. Pracujący w odludnym, pięknym domu we Francji prognostycy spędzają całe dnie na tworzeniu moodboardów do specjalnych książek z przewidywanymi trendami. Pochyleni nad paletą barw, z pomocą młodych stażystów wybierają odpowiedni odcień. Podobnie jest z materiałami, fakturami, fasonami… Otaczają się przy tym luksusowymi przedmiotami i dobrym winem.
„Tworzyć trendy”
W podobnym przepychu żyje Christine Boland, która cierpliwie tłumaczy, na czym polega proces prognozowania trendu. Mówi o selekcji danych. O niewielkich punktach zapalnych w subkulturach. Wysłuchujemy dość dużych ogólników o tym, że trendsetterzy starają się chłonąć jak najwięcej informacji o zmianach w świecie i przewidywać, jak ludzie na nie zareagują. Refleksja nad modą wymaga więc szerokiej wiedzy na temat ekonomii, sztuki, socjologii, historii współczesnej, sytuacji międzynarodowej, etc. Dowiadujemy się ostatecznie, że prognostycy nie stwarzają trendów, ale zauważają je w początkowej fazie i dają kreatorom potwierdzenie, czy idą w dobrym kierunku. Trend po prostu się dzieje i jest nie do zatrzymania. „Tworzyć trendy” to film, który zadaje bardzo dobre pytania, ale nie daje szczegółowych odpowiedzi. Nie jest to wina reżyserów, wkraczających na obcy grunt bardzo dociekliwie i z sympatią przyglądających się pracy trendsetterów. To raczej bohaterowie filmu poruszają się na wysokim poziomie abstrakcji, jakby pilnowali prawdziwych sekretów branży. Jedno jest pewne – po seansie dokumentu docierają do nas proporcje między sztuką a biznesem w modzie. Współczesny świat wybiegów nie pozostawia złudzeń – jest prężnie działającą machiną, w której wszystko zostaje zaplanowane wcześniej w celu uzyskania jak największego zysku. Co nie zmienia faktu, że trendsetterzy to ludzie o niezwykle szerokich horyzontach.