MODA, STYL ŻYCIA

Jak być finansowo smart?

31.10.2019 Agata Domańska

Jak być finansowo smart?
Fot. materiały prasowe

Bill Gates wie, jak zarabiać pieniądze. Widać to po stanie jego konta: przekroczył poziom 100 mld dol. Wiesz, jaką daje finansową radę? „Nie masz wpływu na to, że się biedny urodziłeś. Ale jeśli biedny umierasz, to już twoja wina”.

Chomik na kołowrotku

Co to znaczy być finansowo smart? Bogactwo? Wygodę? Gest? Niekoniecznie. Na początek wystarczy, jeśli osiągniesz poziom, który będzie można określić jako finansowe bezpieczeństwo. „Finansowe bezpieczeństwo to taki stan, w którym zawartość konta nas chroni” – mówi Agnieszka Fudzińska, psycholog biznesu. „Pracodawcy bardzo chętnie zatrudniają ludzi mających kredyty, zwłaszcza hipoteczne. Dla nich taki pracownik to pewniak: nie będzie grymasił, pracy nie rzuci – nie może, bo ma ratę do spłacenia. Jak bierzesz kredyt hipoteczny, to załatwiasz sobie nie tylko dach nad głową, ale też załatwiasz sobie, że – choćby cię szef nadużywał – z pracy nie odejdziesz. Finansowo bezpieczny człowiek może sobie pozwolić na stratę pracy lub jej porzucenie, jeśli warunki są złe. Bo ma odłożoną taką kwotę, która pozwoli mu przetrwać kilka miesięcy, koniecznych na znalezie- nie lepszego zatrudnienia”. Zdaniem Agnieszki Fudzińskiej większość z nas żyje jak chomiki na kołowrotku: cały czas musimy dreptać i na- pędzać ten kołowrotek – czyli zarabiać pensję za pensją. Jeśli się zatrzymamy, wszystko się nam zawali: konto się wyzeruje albo od razu zadłuży. Zatem naszym celem powinien być stan, w którym możemy zejść z tego kołowrotka. „Ludzie finansowo smart nie konsumują, tylko najpierw budują sobie solidne zabezpieczenie, a potem pomnażają majątek. Są tylko dwa źródła przychodu: pensja lub kapitał. Na pensję pracujesz na bieżąco. Kapitał sam pracuje na ciebie” – uśmiecha się Fudzińska. „Człowiek finansowo zabezpieczony zawsze ma jakiś spadochron, zna i rozumie własną sytuację finansową i potrafi mądrze zarządzać środkami, którymi dysponuje”. Jak się więc zabrać do wspinaczki na szczyt finansowej mądrości? Agnieszka Fudzińska: „Masz dwie drogi do wyboru: mniej wydawać lub więcej zarabiać. Albo i jedno, i drugie”. Zacznijmy więc realnie – od „mniej wydawać”.

Dlaczego kupujesz?

Podstawowa zasada finansowego smart to dobra znajomość własnego stosunku do pieniędzy. Bo pieniądze to nie tylko środek płatniczy. To dużo, dużo więcej. „Każdy ma własny powód do wydawania pieniędzy” – wyjaśnia psycholog. „Kupowanie może być substytutem miłości, oznaką i sposobem realizowania wolności, ucieczką od bólu, sposobem na rozładowanie napięcia, sposobem na zapomnienie o samotności czy przeżycie dreszczu emocji. Pieniądze to także władza, poczucie własnej wartości, namacalny dowód odniesionego sukcesu. Dla kobiet pieniądze to też często sposób na pozyskiwanie kontroli nad życiem: gdy kupuję roślinę do salonu czy zasłony do sypialni, mam poczucie, że skoro wybieram tę jedną rzecz spośród tysiąca, to panuję nad rzeczywistością – to JA decyduję! W świecie, w którym ciągle coś musimy, wydawanie pieniędzy jest procesem wolnego wyboru – a to przyjemny stan”. Czasem kupujemy, by poczuć się lepiej. Nowe buty sprawdzają się jako rekompensata za bycie niedocenia- nym w pracy czy związku, perfumy pozwalają nam na chwilę poczuć się zamożnymi. Smutno? Kupujesz sobie kolczyki. Mąż nie ma dla ciebie czasu? Kupujesz sobie szałową kieckę. Zakupami można rozładować złość, zazdrość, niepokój… Niestety, na chwilę. Fudzińska: „Na początku jest drobny prezent, który ma nas pocieszyć. Z czasem ulga robi się coraz krótsza, potem w ogóle znika. Zostaje kac moralny, bo znowu wydałaś pieniądze, choć miałaś przecież tego nie robić, bo jesteś pod kreską. Gorzej, jeśli oprócz kaca zostają także długi”. Przyjrzyj się więc dokładnie, jakie emocje powodują, że twoje życie staje się drogie, a debet trzeszczy. Co chcesz zaspokoić i ukoić, wyjmując kartę kredytową? Przyznaj szczerze, sama przed sobą, jakie motywy napędzają twój konsumpcjonizm. Jaką głęboką potrzebę próbujesz nakarmić w ten sposób? I czy to w ogóle działa? Chyba nie, skoro znów stoisz przy kasie. Lepiej (i na dłuższą metę taniej) byłoby zain- westować te pieniądze w kilka rozmów z terapeutą, który pomoże ci zrozumieć siebie, niż w kolejny gadżet, który uderzy w dno szafy. Prawdziwe potrzeby – samorealizacji, akceptacji, bliskości, bycia ko- chanym, bycia częścią ważnej dla nas grupy – możesz nakarmić przez bycie z ludźmi i komunikację, a nie przez przedmioty czy płytkie emocje podczas polowania na okazje. Jednak, zdaniem Fudzińskiej, czasem zwyczajnie dajemy się uwieść reklamie, która uśpiła naszą czujność – więc „kupiliśmy” obrazek, jaki nam „sprzedano” – i nawet nie wiemy, jak to się stało. Jeśli do zakupów pchnęła nas chęć zabłyśnięcia, zrobienia wrażenia czy zaopatrzenia się w atrybuty typowe dla jakiejś grupy, często płacimy za to „podatek idiotów”. Co to takiego? Nowe, wyczekiwane i modne gadżety z reguły słono kosztują. Ich cena nie ma nic wspólnego z ich wartością materialną – płaci się za mit, markę, wrażenie. I po to właśnie kupują go ludzie. Po pół roku czy roku cena takiego gadżetu spada o połowę. Gdybyś poczekała, miała- byś to o 50 proc. taniej! Ta różnica w cenie to właśnie „podatek idio- tów”, czyli koszt, którego wcale nie musiałaś ponosić, by mieć to, co chcesz. „Pamiętaj więc o tym zjawisku” – radzi Fudzińska. „Planując jakiś zakup, spokojnie poczekaj, aż cena osiągnie zdrowy poziom. Dodatkowa korzyść: może w ogóle odechce ci się zakupu, bo zauważysz, że nowy gadżet to jednak żadna rewelacja, a stary spisuje się świetnie”.

Okazja czyni konsumenta

No tak, ale zostają jeszcze promocje. Te, które dają dwa w cenie jednego. Albo coś za pół ceny. Takie promocje kuszą, budzą w nas poczucie, że oto zaraz oszukamy system i zrobimy świetny interes! Fudzińska: „Pamiętaj, główna maksyma speców od finansowych spekulacji brzmi: kupujemy euforię, sprzedajemy panikę. I jeszcze to: dwa podstawowe mechanizmy sprawiające, że wydajesz pieniądze, to chciwość i strata. Promocje i obniżki apelują i do chciwości (ale zaoszczędzę!), i do straty (nie mogę pozwolić, by taka okazja przeszła mi koło nosa). Te dwie zasady kierują twoimi impulsami zakupowymi. Warto mieć tego świadomość, bo tylko świadomość obroni cię przed gładkim ślizgiem w głąb lejka sprzedażowego”. Bo okazja czyni nie tylko złodzieja, ale też konsumenta. Potwierdzają to statystyki: na wsi, gdzie pokus jest zdecydowanie mniej, 47 proc. osób ma odłożone zabezpieczenie finansowe pozwalające przeżyć około siedmiu miesięcy – a w takim, na przykład, Wrocławiu podobne zabezpieczenie ma niecałe 25 proc. Statystyczny mieszkaniec wsi na oszczędności odkłada ponad 25 proc. dochodu, a warszawiak czy wrocławianka – jeśli w ogóle – tylko 16 proc. Jak się nie dać okazjom? Fudzińska radzi: „Pomyśl zawsze, że pieniądze, które zaraz wydasz na coś, o czym jeszcze 10 minut temu w ogóle nie myślałaś (a więc nie jest ci potrzebne), to energia. Energia i czas, które włożyłaś w to, aby je zarobić. Kupując coś, dosłownie płacisz za to swoim czasem. Za pięćdziesiątą parę dżinsów płacisz paroma godzinami swojego życia. Nie szkoda ci?”. Powiedz sobie „OK, kupię to, ale za 48 godzin”. Tyle zazwyczaj wystarczy, by „otrzeźwieć” i otrząsnąć z impulsu zakupu. Doceniaj to, co już masz. „Jeśli lubisz swoje otoczenie, przedmioty i życie, masz mniejszą pokusę, by kupić coś nowego i reklamie trudniej jest cię uwieść obietnicą lepszej rzeczywistości” – mówi Fudzińska. „I nie myśl o sobie jak o konsumencie. Lepiej nadaj sobie etykietkę osoby wybrednej, która mądrze wybiera i jest świadoma swoich potrzeb. Mając taki obraz siebie, jesteś od razu odporniejsza na świat śmieciowych promocji”.

Cały artykuł przeczytasz w jesiennym wydaniu Fashion Magazine >>