brak kategorii

Filip Bobek: „Nie można być perfekcyjnym. Zawsze potrzeba trochę nieładu”. WYWIAD

30.07.2016 Michalina Murawska

Filip Bobek: „Nie można być perfekcyjnym. Zawsze potrzeba trochę nieładu”. WYWIAD

Podobno jesteś facetem stylowym?
Podobno…

A skąd się to wzięło?
Hmm, to chyba bardziej pytanie do osób, które tak mnie tytułują.

To znaczy, że nie ubierasz się stylowo?
Nie ukrywam, że jeszcze parę lat temu nie przywiązywałem zbyt dużej wagi do wyglądu i ubioru. Ale jak widać zmieniło się to, zwłaszcza, że przywiązuje się dużą wagę do wizerunku osób publicznych. Przekonałem się, że jednak warto. Sam teraz lepiej się z tym czuję.

Czyli to taki publiczny przymus, presja?
Nie. Po prostu chęć. Mam bezpośredni wpływ na to, co chcę założyć, jak chcę wyglądać i nie sprawia mi to większych trudności.


Chodzi o dobór rzeczy?
Tak. Wiadomo, że nie od zaraz tak się działo, ale ja naprawdę lubię modą się bawić i działam.

A inspiracje skąd czerpiesz?
Z instagramu. To wręcz kopalnia świetnych pomysłów. Nieograniczona liczba zdjęć i różnorodnych podpowiedzi.

Niby takie proste…
Bo naprawdę jest. Zobacz, jak umawiam się ze znajomymi np. na lunch, to oni jeśli są w domu zawsze przebierają się w coś wyjściowego. A dlaczego w domu nie można być od razu ubranym tak, by wyjść w miasto? I żeby było tak samo wygodnie, choć żeby nie zawsze był to jedynie zwykły dres. I co? Wchodzisz na Instagram, szukasz, patrzysz i wiesz. Polecam wszystkim.

Czyli jednak facet stylowy.
Dla mnie takie postaci pracują na to długimi latami albo jest to naturalna część ich samych. Ja nigdy tak o sobie nie myślałem. Oczywiście, jeszcze zależy co tak naprawdę zalicza się do tego miana dziś. Samo ubieranie się? Maniery? Wychowanie i sposób bycia? Mam wrażenie, że dzisiejsze pokolenie, jeśli w ogóle wyniosło dobre wychowanie z domu, to szybko o nim zapomina. Na przykład nie wyobrażam sobie nie przepuścić kobiety w drzwiach. Ale czy to też jest stylowe? A może już staroświeckie?

Wychodzi na to, że wyniosłeś z domu więcej niż mniej. Elegancję także?
Akurat kontekst ubioru, o którym rozmawiamy, jest rzeczą nabytą. Nawet dość późno.

 

 

To jak się ubierasz?
Luźno. Swobodnie, ale czegokolwiek bym nie robił, to jednak zawsze wychodzi na to, że wypadam elegancko. Często przeważają same detale albo sytuacje. Wiele rzeczy robię chyba też nieświadomie, bo rano, kiedy jadę na plan zdjęciowy, mógłbym przecież założyć trampki, a okazuje się w samochodzie, że mam na sobie… sztyblety.

Może to po prostu twoja klasyka? Właśnie, co to dla ciebie znaczy?
Przede wszystkim dobrze uszyty i dopasowany do sylwetki garnitur. Nawet czarny, ale z ładnymi klapami, najlepiej dwurzędowy. Dobrej jakości koszula z idealnie dopasowanym kołnierzem. Skórzane ramoneski. Oczywiście, golf oraz wzór w paski lub prążki i uniwersalne jeansy. Ale bardzo lubię również niestandardowe połączenia. Żeby w tej klasyce i elegancji pojawiła się odrobina zamieszania, zaskoczenia. Nie można być perfekcyjnym. Zawsze potrzeba trochę nieładu.

Zauważasz ludzi dobrze ubranych?
Owszem.

Mówisz im to?
Zdarza się. Choć za granicą dzieje się to na pewno dużo częściej. Tam ludzie spontanicznie prawią sobie komplementy dotyczące ubioru. W Polsce, niestety, nie.

Boją się? Wstydzą?
Chyba bardziej wstydzą. Nie przywykliśmy do takiej otwartości. Wciąż jesteśmy zachowawczy. Nie potrafimy siebie komplementować, ale za to świetnie wychodzi nam hejt. Nawet takie skomentowanie czegoś mimochodem, cześciej zdarzy się w kontekście negatywnym: „Boże, jakie buty?!”, niż „O, jakie fajne! Skąd masz?”.

To kiedy nastąpi ten przełom?
On już następuje, bo to kwestia pokoleń, tzn. moje, trzydziestoparolatków, chyba zaczyna się powoli przestawiać na to, co się dzieje i jak należy funkcjonować. Twoje podejrzewam, że dobrze pływa w temacie, a ci młodsi czują się jak ryby w wodzie. To jedynie kwestia lat.

Obaj jesteśmy pokoleniem z lat 80.
Naprawdę? Ale to akurat dobrze. Widzieliśmy tyle rzeczy. Przełomy. Zmiany, cuda techniki.

 

 

Tak, mógłby to być nawet osobny temat. Wróćmy jednak do ubioru. To co powiesz o tych młodych
Oni mają zupełnie inne bodźce i wzorce. Dla nich wszystko było i jest na wyciągnięcie ręki, więc i przyzwyczajenia mają odmienne. Uważam, że ubierają się rewelacyjnie i trochę zazdroszczę im noszenia się w taki nonszalancki sposób, jakby w ogóle nie przykładali do tego wagi.

Tobie też można by trochę pozazdrościć, bo masz chyba spore szczęście w pozyskiwaniu ról. Z reguły są to raczej poprawnie wyglądający faceci.
Podoba mi się sposób w jaki to określiłeś: „poprawnie”.

Weźmy choćby ostatnie seriale. Niegdyś „Brzydula”. Niedawno „Singielka”. Oczywiście, każdy poprawny na miarę swoich lat. Lat emisji.
Owszem, ale te różnice zawsze bardziej dostrzega się jednak u kobiet, aktorek. Gdybyś teraz popatrzył na outfity z „Brzyduli”, to pomyślałbyś: niezły Meksyk. Co tam się działo! „Singielka” z kolei jest już bardziej na czasie. Choć za parę lat pewnie i te kostiumy będą przebrzmiałe. Ale tak naprawdę wiele zależy od kostiumografa.

Aktorów interesuje w ogóle to, jak wyglądają?
Zawsze są i tacy i tacy. Dla mnie jest to istotne. Lubię przełamywać i chcę mieć też wpływ na wygląd swojej postaci.

Czyli jesteś trudny?
Absolutnie. Jestem niekonfliktowy. Po prostu wiem, w czym, także jako postać, dobrze wyglądam, co mi służy i w czym dobrze się czuję. Wtedy jest też bardziej wiarygodnie.

Kiedyś z Anią Męczyńską rozmawiałem o roli kostiumografii w serialu. O wejściu w rolę, o analizie postaci. Myślisz, że teraz jest to już na porządku dziennym, takie staranie się, by wszystko wyglądało dobrze?
Chyba wciąż dużo zależy od człowieka, od samego kostiumografa. Pamiętaj jednak, że kostiumograf ma określony budżet, ogarnianie tylu postaci na planie, to nie taka łatwa sprawa, a poza tym jest jeszcze producent i reżyser. Bywa, że ktoś wykona kawał dobrej roboty, ale ostatecznie pada stwierdzenie, że np. ten fajny prążkowany garnitur zamieniamy na grobowy, czarny. I już. Nic na to nie poradzisz.

A na pokazy mody po co chodzisz?
Bo lubię. Czasem łudzę się, że pokaże się coś męskiego.
Polskich projektantów też nosisz?
Zdarza mi się. Na przykład Mariusza Przybylskiego. Kiedyś przekonał mnie nawet do koloru, i to do zielonego, za którym normalnie nie przepadam. Przyznaję, trawiasty garnitur był rewelacyjny! W ogóle jego rzeczy naprawdę dobrze leżą i są świetnie uszyte.

Zaufałeś mu?
Czasem trzeba. W modzie w ogóle oprócz zabawy, trzeba czasem podejmować ryzyko.

 

To prawda, że sam też szukasz mody męskiej w mieście? Że wcale nie czekasz na eventy i pokazy?

Prawda. Pytam, obserwuję, śledzę. Tym sposobem, z czego się bardzo cieszę, dotarłem do projektów Piotra DrzałaWojtka Haratyka. Akurat obaj prezentują odmienny styl, ale zarówno z jednym, jak i drugim utożsamiam się i noszę ich rzeczy prywatnie. Zresztą jedna z moich ulubionych koszul to ta od Piotra. Niby prosta i biała, a jednak ma to coś.

I jak oceniasz stan mody męskiej?
Jest jej zdecydowanie za mało. To wcale nie muszą być wielkie nazwiska z pierwszych stron gazet. Po prostu niech to będą ciekawe, niecodzienne ubrania, bo zdolnych młodych ludzi naprawdę nie brakuje. Oczywiście, wszyscy na co dzień lubimy i nosimy marynarki, jeansy, t-shirty i bluzy, ale często brakuje tej wariacji na temat i różnorodności wyboru. Po prostu.