KULTURA

„Jackie” w kinach. To film o niezwykłej determinacji i sile ubranej w najnowsze kostiumy Chanel

03.02.2017 Michalina Murawska

„Jackie” w kinach. To film o niezwykłej determinacji i sile ubranej w najnowsze kostiumy Chanel

Ten film zaczyna się od trzęsienia ziemi, niemal jak u Hitchcocka. John Fitzgerald Kennedy, 35. prezydent Stanów Zjednoczonych, zostaje zamordowany. Wraz z nim umierają nie tylko nadzieje czarnoskórych Amerykanów na sprawiedliwość społeczną, którą JFK zaczął realnie egzekwować, umiera nie tylko poczucie bezpieczeństwa, tak misternie budowane dekadami przez propagandę, umiera też część Jackie – świetnie urodzonej, pięknej i młodej kobiety, na której rozpacz i załamanie będzie odtąd patrzył cały świat.

Jackie do momentu tragedii znana była przede wszystkim z niemalże arystokratycznej rodziny, w której wychowano ją na idealną żonę dla idealnego męża – ten został zapoznany na jednym z przyjęć i wszystko wydawało się zmierzać w kierunku idealnego american dream. Gdy pani Kennedy została Pierwszą Damą, stała się symbolem Stanów Zjednoczonych, jednoosobową instytucją, która pokazywała kobietom, jak mają wyglądać, ubierać się, czesać czy zachowywać. Kochano ją, przymykano oczy na fakt, że wolała sprowadzać ubrania z Francji (do jej ulubionych projektantów należały domy mody Chanel, Dior i Givenchy) niż wspomagać rodzimych krawców. Machano ręką gdy ktoś podnosił głos, że jako osoba wychowana wśród elit mało wie o problemach zwykłych ludzi. Kochano ją. Jackie szybko weszła w rolę żywej legendy, idealnej kobiety, którą chciała być każda aspirująca dama i z którą chciał być niemal każdy mężczyzna.

Gdy kreuje się wizerunek idealnej istoty, trudno znaleźć w nim miejsce na łzy, rozpacz, załamanie, frustrację czy nawet smutek. Tych nie sposób jednak uniknąć gdy na własnych oczach, jadąc dosłownie obok, widzi się, jak ktoś dwukrotnie strzela w głowę ukochanego mężczyzny. Strzela celnie, a na różowym kostiumie Chanel pozostaje tylko krew. I łzy, dużo łez.

Jackie przez wiele godzin po morderstwie nie zdjęła słynnego dziś kostiumu. Nosiła na sobie krew męża, wiedząc już, że nigdy jej nie przytuli. Znalazła się w kropce: najbezpieczniej byłoby zamknąć się z dziećmi z dala od zasięgu mediów, lecz z drugiej strony pani Kennedy, dotąd traktowana jako piękna, choć bardziej jako „żona przy mężu” niż osobna jednostka, poczuła ambicję dokończenia budowy dzieła swojego męża. I o tym właśnie, o tej nierównej walce, jest film Pablo Larraina, który dziś wchodzi do kin.

Jackie, jaką w obrazie nakreśliła Natalie Portman, to portret niemal kompletny. Aktorka pokazała nam Pierwszą Damę, jakiej nie znaliśmy. Pokazała kobietę, która zdeterminowana tragicznymi wydarzeniami postanawia zawalczyć o pamięć i honor męża. Pani Kennedy pewnie wtedy jeszcze nie była tego świadoma, lecz tocząc trudną walkę o dobre imię JFK po tragedii, sama zbudowała sobie pomnik, którego reżyser teraz odsłonił nam kolejną część.

Czytaj także: Ikona (w) stylu vintage – Jackie Kennedy

To już nie jest piękna kobieta do towarzystwa ubrana w gustowne fatałaszki. To cierpiąca, lecz mocna postać, która udowadnia, że – o ironio – nie szata zdobi człowieka, a dobre pochodzenie i uwielbienie do paryskiego szyku nie muszą przekreślać zdolności przywódczych i wyostrzonej intuicji.

Portman pokazuje nam Jackie, na jakiej nie poznał się nawet amerykański „Vogue”, gdzie młoda Jacqueline Lee Bouvier wygrała swego czasu roczny staż. Pierwszego dnia pracy została jednak odprawiona do domu i zalecono jej, by zajęła się „karierą towarzyską”. Gdyby decyzja wydawcy była inna, jej życie prezentowałoby się dziś zupełnie odmiennie.

„Jackie” to film na wskroś przejmujący, lecz pod warstwą dramatyzmu i smutku przebija się siła i determinacja, jaka może wyzwolić się w człowieku po tak wielkiej tragedii. Czy ten film przybliża nam postać słynnej Pierwszej Damy? Zdecydowanie. Czy dzięki niemu poznajemy kompletny obraz Jackie Kennedy? Wydaje mi się, że wciąż nie. To postać tak złożona, że będzie fascynowała jeszcze całe dekady. Kto wie, może ostatnim wersem jej pasjonującej historii będzie dopiero odsłonięcie różowego kostiumu Chanel, który – wedle nakazu rodziny – ma nastąpić dopiero w XXII wieku?