MODA, STYL ŻYCIA

Balenciaga jesień-zima 2016

07.03.2016 Redakcja Fashion Magazine

Balenciaga jesień-zima 2016

„Tłumaczenie, nie powtórzenie. Nowy rozdział” – to między innymi można było przeczytać na pokazowych notatkach, którym objętościowo bliżej jednak było do eseju. Gvasalia podkreślał w nich swój szacunek do dziedzictwa Cristobala Balenciagi, cel, jakim było połączenie klasycznych motywów marki z jego indywidualnym stylem i reprezentowanym przez niego modowym DNA. Nie sposób nie zgodzić się z projektantem, że początek jego „panowania” to nowy rozdział francuskiego domu mody. A patrząc na zaprezentowaną wczoraj kolekcję, wszystko wskazuje na to, że rozdział ten będzie niezwykle pasjonujący i udany.

Pokaz, który odbył się w byłej siedzibie Canal+ w 15. dzielnicy Paryża i który z pierwszego rzędu obserwowali m.in. Simone Porte Jacquemus i Alessandro Michele z Gucci, można skwitować stwierdzeniem „kiedy couture spotyka ulicę”. Gvasalia podobno ostatnie sześć miesięcy spędził w archiwum domu mody, studiując projekty legendarnego kreatora. Gruzin jest jednak jednym z największych indywidualistów i nonkonformistów w branży, jeśli więc ktokolwiek spodziewał się, że zagra bezpieczną kartą i jedynie zinterpretuje na nowo klasyczne modele, był w błędzie. Założyciel marki Vetements to buntownik, wielki fan normcore’u, miejskiego nihilizmu, modowy ojciec chrzestny subkultur. Podczas debiutanckiego pokazu dla Balenciagi udało mu się dokonać tego, czego niektórzy się obawiali. Wykorzystał tradycyjne motywy stosowane przez Cristobala i połączył je z bliską sobie estetyką. Gvasalia dokonał fuzji tak mocnej, że niektórzy dziennikarze uznali, iż można było odnieść wrażenie, że tego dnia w 15. dzielnicy Paryża narodziła się nowa marka „Baltements” lub, jak kto woli, „Vetsiaga”.

Pokaz otworzyło kilka kostiumów złożonych ze spódnicy midi i żakietów z ekstremalnie zaznaczonymi biodrami, które były wyraźnym nawiązaniem do krawiectwa Cristobala. Echa marki Vetements unosiły się z kolei pod postacią obcisłych kozaków za kolano. Tradycyjny kształt kokonu nabrał normcore’owego charakteru dzięki puchowym kurtkom, duch legendarnego kreatora czuć było także w opuszczonych ramionach, które obecne były na różnorakich fasonach, począwszy od kożuchów, przez trencze, a na parkach kończąc. Stricte sportowe ubrania uzupełniono o metaliczne wstawki, kluczowy elementem kolekcji były także kwieciste sukienki, które często można oglądać na wybiegach Vetements. Nie dało się także nie zauważyć dodatków, w przypadku których Gvasalia nie uznał półśrodków. Echa jego autorskiej marki pobrzmiewały w lateksowych, obcisłych kozakach na super-wysokiej platformie, klimat retro unosił się w stylizowanych na sekretarkę okularach z opuszczonymi, grubymi łańcuchami, uwagę zwracały także duże, metalizowane kolczyki.

Gvasalia i Balenciaga mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Obaj opuścili swoje ojczyzny, a na swój dom i miejsce pracy wybrali Paryż, obaj początkowo projektowali dla niszowej publiczności, obaj stawiali na niekonwencjonalne modelki (Cristobal nazywał je nawet swoimi „potworkami”), wreszcie, obaj kreowali wokół siebie swego rodzaju aurę tajemniczości, udzielając niewielu wywiadów i nigdy nie kłaniając się po zakończonym pokazie. Gvasalia nigdy nie wychodził do gości po prezentacji  kolekcji Vetements, nie wyszedł także po debiutanckim pokazie dla Balenciagi. „Jestem bardzo skomplikowaną osobą i wydaje mi się, że to, co mówi „cześć” to praca, jaką wykonujemy – to jest najbardziej znaczący element w branży mody”, mówił na backstage’u. Praca, jaką wykonał w Balenciadze, mówi „cześć” głośno i wyraźnie i jest to powitanie, które rozpoczyna naprawdę ekscytujący rozdział.