brak kategorii

Ania Jagodzińska: „Zawsze daję z siebie 110 procent!”

31.03.2016 Justyna Majka

Ania Jagodzińska: „Zawsze daję z siebie 110 procent!”

Gdybyś miała wybrać najpiękniejszy moment w swojej karierze, na co byś postawiła?
Mam wiele takich momentów i myślę, że niesprawiedliwym byłoby wybrać tylko jeden. One się kumulują i razem tworzą niezwykłe przeżycia. Jednak pamiętam wyjątkową sesję w Kapsztadzie, która wyszła nieco spontanicznie, bo nasze pierwotne plany popsuł deszcz. Koniec końców chodziłam w szpilkach po skałach (śmiech). Niezapomnianym przeżyciem była również sesja na pustyni ze Stevenem Meiselem.

Praca z ikonami takimi jak Meisel sama w sobie jest pewnie niezwykłym przeżyciem?
Steven jest jednym z moich ulubionych fotografów, z którymi miałam przyjemność współpracować. Ale przecież niezwykli też są Peter Lindbergh czy Craig McDean – każdy z nich jest po prostu artystą, ma swoją własną wizję. Modelka musi się wczuć w ich klimat, jednocześnie zachowując cząstkę siebie. Właśnie to połączenie tworzy „it girl”. Każdy z tych fotografów ma inny sposób pracy – jeden robi sesję przez całą noc, drugi kończy punkt piąta. Doceniam ich za różnorodność.

Idąc tropem najlepszych momentów, te gorsze też się zdarzają?
Hm, podróże bywają męczące i czasem przypominają walkę o przetrwanie. Kilkanaście godzin lotu i prosto z lotniska na sesję – to może dać się we znaki. Fittingi o godzinie 3 w nocy podczas intensywnego okresu tygodni mody. Jednak wszystkie takie momenty przez lata ukształtowały mnie i nauczyły doceniać te dobre chwile.

No właśnie, podróże to twoje drugie ja? Na co dzień mieszkasz w Nowym Jorku, często wpadasz jednak do Warszawy doglądać Think Love Juices?
Jestem trochę tu, trochę tam – pół na pół. W Nowym Jorku mieszkam 12 lat, tam mam dom, przyjaciół. Jednak mój biznes Think Love Juices jest nowy, więc wymaga poświęcenia mu czasu. Bywa ciężko, jednak jako profesjonalistka przyzwyczajona do ciągłych podróży przez te wszystkie lata w modelingu, nie mam problemu z wsiadaniem do samolotu kiedy tylko jest taka potrzeba.

Częstsze wizyty w Polsce oznaczają więcej krajowych kampanii, takich jak ostatnio Slava i najnowsza dla Mohito.
Tak, z Gosią, moją agentką wybieramy projekty oryginalne i prestiżowe. Slava Ani Szydłowskiej jest projektem niszowym, ale ze świetnym produktem i bardzo ciekawą filozofią, która mi się podoba. Wiedziałam też, że wizerunek stworzony przez Zuzę Krajewską, będzie świetny.

Mohito jest rozpoznawalną marką i bez wątpienia Polska może się nią pochwalić. Do tej pory współpracowali ze wspaniałymi dziewczynami i mają świetny image, więc bardzo mi miło, że mogę być częścią ich nowego projektu.

A co sama sądzisz o polskiej modzie?
Nigdy jej jakoś specjalnie nie obserwowałam. Dość szybko wyjechałam z kraju do pracy w modelingu. W zasadzie zrobiłam tu jedynie kilka pokazów i okładek. Jednak uważam, że dzieje się sporo, zwłaszcza wśród młodych projektantów. Dzięki Instagramowi (którego muszę przyznać, nie jestem wielką fanką) wiele osób ma dużo większe szanse na wybicie się. W łatwy sposób mogą pokazać się światu.

Pamiętasz swoje pierwsze krajowe pokazy?
Właściwie jednym pokazem, który zrobiłam, był pokaz Macieja Zienia.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Mohito. Jak wspominasz pracę nad tym projektem?
Świetnie! Sesję z Mateuszem Stankiewiczem robiliśmy w studiu w Warszawie. Za scenografię posłużyły dziesiątki róż ułożonych w taki sposób, że tworzyły dwie ściany ogrodu. To mocna, silna kampania, ale jednocześnie bardzo kobieca. Dominują w niej romantyczne pastele, ale nie zabraknie elementów z pazurem. Dzięki talentowi Mateusza całość zdecydowanie nabiera charakteru. Muszę przyznać, że do tej pory widziałam jedynie mały fragment, więc tym bardziej nie mogę się doczekać całości.

A skąd pomysł na własny gastrobiznes, Think Love Juices?
Mam mieszkanie na Saskiej Kępie. Wiem, że mieszkają tu ludzie otwarci na nowe trendy i eksperymentowanie.

Rozumiem, że eko jest trendy i jest z Nowego Jorku?
Tak, choć w Nowym Jorku to nie trend, to styl bycia. Chciałabym, żeby u nas też tak było. Żeby ludzie byli przekonani, że warto pić zdrowe soki i dobrze się odżywiać. Zamiast coli sok, zamiast mięsa czasem jednak danie roślinne. Nie chciałam jednak otwierać jakiegoś miejsca, bo jest trendy, tu chodzi o coś innego. Chciałabym, żeby ludzie dokonywali świadomych wyborów i może Think Love Juices im w tym pomoże.

Zatrzymując się na chwilę przy NYC, jak wygląda regularny dzień Ani Jagodzińskej w tym mieście?
Uwielbiam dni kiedy z Europy wracam do NYC, bo zazwyczaj mam wtedy cały dzień dla siebie plus jet lag, więc wstaję wcześnie rano. A takie wczesne pobudki bez budzika uwielbiam! Zazwyczaj robię sobie sok lub kupuję go na mieście, idę na paznokcie czy masaż. Płacę też rachunki i załatwiam zaległe sprawy. Nie wspominając o spotkaniach z przyjaciółmi, zajrzeniu do ulubionej knajpki czy pójściu do kina. Taki bardzo normalny dzień.

A w Warszawie?
Zajmuję się Think Love Juices. W zasadzie jestem w kontakcie z nimi 24 godziny na dobę, choć kiedy przyjeżdżam do Warszawy znajduje czas na inne sprawy. Tutaj mam rodziców, brata, ukochanego psa. Często wpada do mnie w odwiedziny mama, albo ja jeżdżę do nich przynajmniej na przysłowiową chwilę. Mam też dużo spotkań biznesowych, także z moją agentką, Gosią.

Prowadzenie własnego biznesu to wyzwanie?
Zawsze myślałam, że chcę mieć coś więcej poza modelingiem. Poza tym, jestem osobą, która potrzebuje w życiu stymulacji i zmian. Ciężko było mi znaleźć coś swojego, były rozmowy o biżuterii, bieliźnie, świecach…

Magazynie?
Nie, jakoś niespecjalnie. Pewnego dnia wpadłam na soki, albo one wpadły na mnie i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Odpowiednia lokalizacja, praca nad logo, nazwą, menu z naszą dietetyk i szefem kuchni.

Ciężko jest chyba znaleźć dobrą ekipę?
Ja się przywiązuję do ludzi, ciężko jest znaleźć ludzi, którym można zaufać. Ja miałam jednak szczęście. Pracując od 15.roku życia przekonałam się nieraz, że trzeba dawać z siebie 110% i że takimi ludźmi się chcę otaczać. Muszą mieć pasję, energię.

Energia bije także z tygodni mody i odbywających się tam pokazów. Czy są jakieś pokazy, które wspominasz szczególnie dobrze?
Wszystkie pokazy Chanel zapadają w pamięć, tak samo jak Johna Galliano. To jak branie udziału w sztuce na Broadway’u.

Poznałaś słynnego Karla i nie ustępującego mu kreatywnie Johna Galliano?
Tak, pracowałam z nimi. To są artyści, a ja poznałam ich przy pracy. W artystycznym amoku i pod wpływam dużej dawki adrenaliny. Zrobili na mnie ogromne wrażenie. Zawsze mnie fascynowało to co i w jaki sposób tworzą.

A co sądzisz o wielkich zmianach w branży? Zmianie sezonów na tylko i wyłącznie te główne?
Projektanci to artyści. Potrzebują czasu na pracę nad kolekcją. Obecnie jest presja czasu jest ogromna. Ci ludzie nie mają czasu dla siebie, pracują non stop, żeby nadążyć za wszystkimi śród sezonami, głównymi sezonami, resortami… Kończą jedną kolekcję i zaczynają drugą. Dla projektantów takie rozwiązanie może być zbawienne. Dla modelki nie ma to większego znaczenia, osobiście robiłam zazwyczaj tylko dwa sezony, nigdy nie stawiałam na couture czy Resort.

Co powinna zrobić początkująca modelka, aby tak jak Ty, trafić na listę top modelek models.com?
Skupić się na pracy, często ciężkiej i wymagającej i zaufać swoim agentom. Otaczać się właściwymi, mądrymi ludźmi, którzy popchną ich karierę do przodu. Potrzeba też odrobiny szczęścia (śmiech).