KULTURA

Alfabet tygodnia Karoliny Korwin-Piotrowskiej, odc. 7

27.01.2017 Michalina Murawska

Alfabet tygodnia Karoliny Korwin-Piotrowskiej, odc. 7

A jak Asymetria

czyli nowy film Konrada Niewolskiego, twórcy kultowej „Symetrii” z 2003 roku, filmu – który tak na dobrą sprawę wylansował Borysa Szyca i był dla niego bramą do wielkiej, acz potem niestety zaprzepaszczonej kariery. Teraz w roli głównej wystąpi znany z „Pitbulla” i słynnej z tego filmu sceny z pytonem oraz cytujący na prawo i lewo Shopenhauera, Sebastian Fabijański. Żadnych wielkich i obślizgłych gadów chyba czule do swej muskularnej klaty tulić tym razem nie będzie, ale za to trenuje już  w pocie czoła pod okiem specjalistów z DSF Kickboxing Challenge. Czyli będzie walczył i to nie na żarty. Może i tu przyda się Shopenhauer, który rzecze: „Gniewu ani nienawiści nie wolno okazywać nigdy inaczej niż czynem”. Kopniak się więc przyda. Zdjęcia do filmu ruszają w marcu i mają być kręcone m.in. podczas gali DSF Kickboxing Challenge 9. Będzie więc ostro, krwawo, z siniakami i po bandzie, więc nie wiem, czy małoletnie fanki Sebastiana od razu po szkole na Galę Kickboxingu wpuszczą. Premiera na jesieni tego roku.

K jak książka Isabel

niejaka Isabel Marcinkiewicz czyli dla niektórych „Izka z Brwinowa”, napisała książkę. A że z tego, co plotkują na mieście, niewiele wydawnictw, które masowo wydają totalne gnioty nie było nią zainteresowanych, wydała ją sobie sama, czyli po wpłaceniu pewnej kwoty, można dzieło ściągnąć z netu. Rzecz powala stylem, fantazją oraz składnią. Wszystkich interesuje jednak to, jak Izabel pogrąża i tak już skompromitowanego byłego premiera i swego byłego męża. Nic nowego i specjalnie szokującego, Izabel i tak opowiedziała wszystko ze szczegółami wcześniej w tabloidach. Czyli wydawanie kasy na dzieło młodej pisarki z bogatą medialną przeszłością i sesją okładkową w „Vivie” nie ma sensu. No chyba, że ktoś chce biednej rozwódce pomóc, bo najwyraźniej nie ma na lekarzy.

L jak list Młynarskiej do Melanii Trump

Paulina Młynarska napisała list do Melanii Trump, w którym pisze o tym, co sądzi o jej mężu i diagnozuje stan jej małżeństwa. Moim zdaniem trafnie. Facet, który nie pomaga żonie wysiąść z samochodu, traktuje ją jak ładny przedmiot albo trofeum, a wcześniej opowiada, że wystarczy „złapać kobietę za cipkę” i można z nią zrobić wszystko, wiele wart nie jest. Ale jest bogaty, został prezydentem, a Melania jest prezydentową. Młynarska napisała m.in. :” Nie liczysz na męskie ramię, uśmiech, puszczenie przodem. Nie z nim te numery. Nie jego styl. Jak długo już w tym tkwisz? Dlaczego nie potrafisz powiedzieć: „dość”? Czego się boisz? Skutkiem jakich życiowych błędów wylądowałaś u boku tego przemocowego pajaca, który rechocze, że może mieć każdą i każdą złapać za cipkę, kiedy tylko zechce? Ludzie patrzą i myślą: taka piękna kobieta, a związała się ze starym bogatym satyrem. Zrobiła to dla pieniędzy! Dziwka! Wiadomo.”
Po liście Pauliny okazało się, że polskie media są bardziej zidiociałe niż ktokolwiek myślał i wszystko wzięły dosłownie, słowo w słowo, bowiem mediaworkerzy chyba dawno pokończyli szkoły albo wagarowali na lekcji, kiedy uczono czytania tekstu ze zrozumieniem. Zrobiła się afera na sto fajerek, a Paulina w końcu skasowała tekst. Bo wszystko można znieść, ale pewien rodzaj głupoty po prostu boli. W sprawie wypowiedział się również znany intelektualista i komentator publiczny, czyli Rafał Jonkisz (kto nie wie, kto to jest, niech poszuka w google, będzie miał chłopak lepszy wynik na koniec roku). Otóż pan Rafał uznał, że Paulina jest „zakompleksioną panią z Polski”. Panie Rafale, jest pan piękny, nic poza tym już raczej robić nie trzeba. Nawet myśleć.

M jak Maffashion

Julia Kuczyńska dostała się na 1. miejsce listy „najbardziej wpływowych blogerów” opracowaną przez cyfrową agencję marketingową Tribe Dynamics. Ranking 20 „najbardziej wpływowych nazwisk” sporządzono w oparciu o działania blogerów i, co za okropne słowo, „influencerów”, z branży modowej w mediach społecznościowych. Maffashion na reklamach na swoich kanałach społecznościowych zarobiła dla marek podobno… 64,8 miliona dolarów. Sporo. Góra kasy po prostu. To musi niektórych okropnie boleć. Julia, dziewczyna ze Złotowa, czego na szczęście nigdy nie ukrywała, odniosła spory, światowy sukces – oby były kolejne. Trzeba się cieszyć, bo to tez promocja młodego pokolenia z Polski. Można tez Julce teraz bezkarnie zazdrościć. Jest naprawdę czego…Oby Viola Kołakowska, która jakiś czas temu uznała to, co robią blogerki za marketingową prostytucję, zrozumiała swój błąd. Myślenie kosztuje niewiele, a jakoś się milej od razu robi.

M jak mowa Piotra Woźniaka- Staraka

Producent filmowy, Piotr Woźniak- Starak wystąpił na premierze swojego filmu „Sztuka kochania”. Powiedział min.: „Nauczyłem się myśleć po kobiecemu dzięki mojej Marysi. Ja ja ja… chciałem powiedzieć… tak, moja żona czytała, ona to miała… potem ja to przejąłem. Bez tych państwa tam z tyłu – powiem jak Wisłocka – chuja byśmy zdziałali.”. Nie dywaguję, czy był zmęczony kiedy to mówił, na pewno był mega zdenerwowany. Od razu było wiadomo, że to wyląduje na Pudelku, ale niektórzy w szoku. Że c..j padł publicznie, że producent mówił nieskładnie, a mnie to rozbawiło i nawet mi się miliarder wydał bardziej ludzki, a mniej jak bogaty dzieciak rodem z Pudelka czy Konstancina. Kto bogatemu zabroni? Oburzona jest też, albo przynajmniej była do pewnego momentu, autorka książki o Wisłockiej, która posłużyła jako punkt wyjścia do scenariusza czyli Violetta Ozminkowski, która napisała na facebooku, że jej nie zaprosili na premierę, choć i tak na nią potem nie przyszła. Bo teraz z każdymi brudami idzie się na fejsa, taka nowa moda na eleganckich literackich salonach. A ja naiwna myślałam, że tylko szołbiznes jest słaby w kulturalne klocki. Myliłam się, głupia ja…Starak wysłał jej szybko czerwone róże i list z przeprosinami, co też pokazano. Ktoś kiedyś nakręci film o kulisach przemysłu filmowego w Polsce. To będzie „Piła 10”. Na szczęście „Sztuka kochania” dobra jest. I już w kinach.

M jak Mucha vs paparazzi

Anna Mucha wróciła z szeroko relacjonowanych na Instagramie, zapewne z powodu obrony swej prywatności i intymności, wakacji i poszła spokojnie w Warszawie na zakupy. A tam spotkała swoich starych znajomych, czyli paparazzi. Zrobili jej zdjęcia, ona się śmiała i potem wielce zdziwiona, zobaczyła w gazecie, że wybrali do publikacji to najgorsze, wskazujące na to, że nie wróciła z wakacji, ale z obozu przetrwania w kopalni bez światła dziennego, na diecie 100 kalorii. Nagle, ona stara medialna wyga, jest zdziwiona, zszokowana i grozi paparuchom, że będzie do nich strzelać. Tak, ona, celebrytka która lwią część swej popularności oraz kontraktów reklamowych, o obecności medialnej nie wspomnę, zawdzięcza temu, że dobrze z paparazzi od lat żyje. Tak, kocham pasjami tę żelazną konsekwencję w postępowaniu i myśleniu polskich gwiazd.

R jak Rosati z Vanessą Paradis w jednym filmie

Niedługo Weronikę Rosati zobaczymy w serialu pt.„Belle epoque”, gdzie wygląda świetnie i podobno jest świetna oraz w filmie pt. „Porady na zdrady”, gdzie jest straszną jędzą mówiącą po hiszpańsku i obleczoną non stop w koronki, a dziewczyna dzielnie już pracuje na planie nowego filmu, z którego zdjęcie pokazała na Instagramie. Jest na nim z Vanessą Paradis i Andrzejem Chyrą. Trochę mi o nim opowiadała. O tym projekcie, a nie Chyrze i wiem jedno: będzie wesoło i zagranicznie, a polskie koleżanki Weroniki szlag jasny z zazdrości trafi. Znowu.

P jak prywatność gwiazd

Naprawdę kocham, kiedy polskie gwiazdy bronią jak lwy swej prywatności, a potem, oczywiście w ramach jej ochrony, pokazują w mediach zdjęcia swoich dzieci. Ta konsekwencja mnie powala. Ostatnio zrobili to Piotr Kraśko z rodziną, który pokazał swoje dzieci w Gali i Hanna Lis, która ochoczo pokazała zdjęcia swych córek, z okazji urodzin, z czasów, kiedy były maleńkie. Poszły konie po betonie, jak mówią, mleko się rozlało, ale następnym razem fajnie byłoby się zastanowić, zanim się dzieci pokaże, może zobaczyć, co z pozoru niewinnym zdjęciem jest w stanie zrobić w sieci pedofil (to oducza skutecznie publikowania czegokolwiek z udziałem dzieci nie tylko swoich) i pamiętać o tym, że są już na świecie wygrane procesy, które wytoczyły swoim rodzicom dzieci, których wizerunek został bez ich zgody upubliczniony przez „kochających” rodziców. Po co potem bulić w sądzie?