brak kategorii

5 pytań do… Anny Kalczyńskiej

13.11.2016 Redakcja Fashion Magazine

5 pytań do… Anny Kalczyńskiej

Dwa lata jest pani częścią telewizji śniadaniowej. Duża zmiana i czy lepsza zmiana?
To jest inna telewizja, to są inne programy, inne treści, ale absolutnie nie jest to zmiana radykalna. W tym sensie, że w „Dzień Dobry TVN” opowiadamy bardzo często o tych samych rzeczach co w TVN24, tylko trochę innym językiem. Może mniej wchodzimy w detale polityczne, ale jednak dotykamy problemów, którymi żyją Polacy. Dotykamy spraw jak najbardziej uniwersalnych, kulturowych, publicystycznie ważnych. Tutaj nie widzę jakiejś większej zmiany.

Gdybym miała jeszcze raz podjąć decyzję o przejściu do DDTVN, to nie zastanawiałabym się nawet sekundy. Podjęłabym ją szybciej niż wówczas, bo rzeczywiście wtedy miałam wrażenie, że coś zamykam raz na zawsze, a teraz widzę, że treści mogę realizować sama. Mogę wziąć kamerę i wyjechać, mam w tym większą swobodę niż w TVN24, więc jest to absolutnie kapitalna decyzja.

Zaczęły o pani pisać kolorowe pisma, pojawiać się plotki i niedomówienia. W jakiś sposób czuła pani zderzenie z tym światem magazynów plotkarskich?
To jest oczywiście gdzieś tam wpisane w to miejsce, w którym jestem. Trzeba było wziąć tę pozycję z dobrodziejstwem inwentarza. Byłam uprzedzona, że może się tak zdarzyć i nie narzekam ma to specjalnie. Nie jest tak, że biegają za mną paparazzi i robią mi zdjęcia wszędzie, więc myślę, że zachowuję dobry work life balance, czyli taką równowagę między pracą, a domem. I też, umówmy się, jestem w tym świecie jedną nogą. Nie jestem bywalczynią, nie bywam na głośnych ślubach, nie ja jestem w centrum zainteresowania. Odpowiada mi ta rola, to nie są moje problemy.

Co jest najtrudniejsze w tworzeniu „Dzień Dobry TVN”?
Najtrudniejsze jest wstawanie zimą. Kiedy kładę się i nie jestem pewna czy spałam, czy to jest jeszcze wieczór, bo mi się już te pory zlewają. I jest jeszcze taki trudny moment na przedwiośniu, jak jest szaro buro, zimno i wilgotno, nie jest ciepło, ale też nie mroźnie i nie ma słońca. Wtedy najtrudniej wykrzesać z siebie energię.

Andrzej Sołtysik to pani trzeci partner telewizyjny. Jest pani zadowolona z tego wyboru?
To ciepły i inteligentny człowiek, więc mam wrażenie, że jakby gdzieś mi podwinęła się noga, straciłabym wątek, to mogę na niego liczyć. On mi daje przestrzeń. Mam trochę ekspansywną naturę i jestem bardziej ekstrawertyczna niż Andrzej i fajnie, bo mogę mieć tu pole do popisu, a z drugiej strony jak już mi przejdzie i się uspokoję, to wtedy Andrzej może przejąć pałeczkę. I jest fajnie, nie muszę z nim walczyć, rywalizować, szarpać się, tak jak bywało wcześniej. No, ale też będę się pilnowała, żeby go nie zdominować, bo to nie o to chodzi.

Nie jest pani stałą bywalczynią, tylko dobiera imprezy. Jeśli już, to najczęściej można panią spotkać na pokazach mody. Interesuje się pani tą dziedziną?
Bardzo. Mam też w rodzinie chłopaka, który jest moim synem chrzestnym i studiuje modę. Za chwilę wypłynie na szersze wody, mam nadzieję. Lubimy podyskutować, omówić różne trendy i jak ktoś zinterpretował nowy sezon. Takie wyjścia mogą być fajne – spotkać znajomych, przyjrzeć się osobom, które później spotykamy w programie albo właśnie nie widzieliśmy ich dawno.